Musiało minąć dwieście lat, żeby do tego doszło. Oczywiście nie z jego winy zajęło to tyle czasu. On był jak najbardziej chętny od samego początku. W końcu życie polegało na doświadczaniu nowych rzeczy. A to było nowe.
Och, tak nowe i dziwne. I piekielnie ekscytujące.
- Lucifer... – Głos Skäi'a był jak zawsze cichy i łagodny, ale jego imię wyszeptane prosto do ucha, nawet tak delikatnie, sprawiło, że zadrżał i przyciągnął do siebie chłopaka mocniej.
Dziwnie było mieć go nad sobą, wtulać się w jego ciało z niepewnością i zaufaniem i zdawać na jego łaskę. Dziwnie, a dokładniej, inaczej i niesamowicie.
- Skäi... – jęknął, wtulając się w jego szyję i czując, że zbliża się do krawędzi.
W swoim długim życiu uprawiał seks zapewne tysiące, jeśli nie miliony razy, ale wciąż go to nie znudziło. A teraz już chyba nigdy miało go nie znudzić, skoro robił to z nikim innym, jak z miłością swojego życia. Tym razem był nawet bardziej podekscytowany, bo w końcu udało mu się namówić chłopaka do zrobienia tego inaczej.
Śnieg pod nim był miększy niż zwyczajowa pościel, niebo nad nim czyste jak nigdzie indziej na świecie. Och, to był taki dobry pomysł – pomyślał, wpatrując się w gwiazdy bez skupienia, zaciskając palce we włosach Skäi'a i pozwalając, żeby każdy jego ruch zabierał go ze sobą coraz bliżej krawędzi. Tej erotycznie metaforycznej krawędzi, oczywiście, bo nie za bardzo chciałby sturlać się z chłopakiem ze szczytu najwyżej góry świata. Nawet jeśli byli nieśmiertelni i nie musieli się przejmować zamarznięciem czy brakiem tlenu, upadek z Mount Everest mógłby nieco zaboleć.
Skäi łatwo rozproszył jego myśli o Himalajach i rozgwieżdżonym niebie, kiedy pociągnął go za włosy mocniej niż zwykle. I inaczej niż zwykle. Lucyfer był teraz zmuszony odchylić głowę do tyłu. Zobaczył ośnieżone szczyty gór do góry nogami, poczuł zęby Skäi'a na swojej szyi, a potem wykrzyknął jego imię.
Potrzebował paru sekund, żeby dojść do siebie. Kiedy otworzył oczy zobaczył, że Skäi pochyla się nad nim z policzkami zaczerwienionymi aż po uszy.
- Mógłbyś być trochę ciszej... – jęknął, sturlał się z niego, a potem położył obok, obejmując go, wyraźnie zażenowany. – Ktoś mógł pomyśleć, że wpadłeś w jakąś szczelinę. Jeszcze rozpoczną akcję ratunkową...
Lucyfer zaśmiał się i obrócił na bok, żeby objąć chłopaka. Na ich rozgrzanej skórze osiadał mróz, który zabiłby każdego normalnego na wpół rozebranego człowieka. Dobrze było przytulić się dla odrobiny ciepła.
- Specjalnie wybrałem dzień i porę, kiedy prawie nikogo tu nie ma. Nie mam zamiaru się powstrzymywać, szczególnie, kiedy tworzy się historia.
Skäi podniósł głowę, żeby rzucić mu zmieszane spojrzenie. Wciąż nie był dobry w łapaniu żartów.
- Król Piekieł i potępionych oddał się Stwórcy. Doprawdy wielkie to wydarzenie – wyjaśnił, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu cisnącego mu się na usta.
Skäi przygryzł wargę, jakby sam powstrzymywał śmiech.
- Były król – musiał jednak sprostować.
- Ah tak – Lucyfer przytaknął z poważną miną. – Dawny król Piekieł, obecnie honorowy kochanek Stwórcy, Pana naszego...
Skäi zamknął mu usta dłonią, ewidentnie próbując powstrzymać się od śmiechu.
- Nie nazywaj mnie tak! – jęknął z bólem i rozbawieniem. – Nie lubię, kiedy zachowujesz się, jak mój poddany...
- Nie lubisz? – Lucyfer wymownie poruszył brwiami, nie wierząc mu ani trochę. Skäi tak długo wzbraniał się przed przejęciem kontroli w łóżku choćby raz, a jednak bez wątpliwości mu się podobało. Przyjdzie i czas na seksowne przezwiska, a może nawet odgrywanie ról... W końcu mieli całą wieczność, a to bardzo dużo czasu. – Śmiem twierdzić, że pan lubi, Wasza Wysokość – Lucyfer szepnął chłopakowi do ucha. Ten zareagował cichym „idiota" i rumieńcem na pół twarzy. No, małe kroczki.

CZYTASZ
Bezgrzeszni (boyxboy)
FantasyKto wierzyłby w zaświaty i wieczne życie po śmierci, kiedy medycyna lepiej poradziła sobie z ludzkim strachem przed końcem niż jakakolwiek religia kiedykolwiek? Najwyraźniej ktoś jednak wierzył, co dla Camerona nie oznaczało nic dobrego. Pewnego dni...