Musiało minąć piekielnie dużo czasu odkąd ostatni raz był tak poważnie ranny, skoro tak łatwo stracił przytomność. Kiedy się obudził, uświadomił sobie, że siedzi na podłodze, ręce ma związane, a ktoś opiera się o jego plecy plecami.
Całkiem mądrze. Gdyby przywiązać nieśmiertelnego do, dajmy na to, jakiejś części wyposażenia samochodu, nie miałby problemu zniszczyć metalu mocniejszym pociągnięciem. Przywiązano go jednak do człowieka, dokładniej anioła, a jeszcze dokładniej prawdopodobnie Caell'a, a on, oczywiście, nie miał zamiaru zrobić mu krzywdy, żeby się od niego uwolnić. O zerwaniu lin, którymi spętano ich nadgarstki, nie było mowy – były to zapewne tutejsze odpowiedniki kajdanek, które, jak Muriel dobrze wiedział, działały tak samo na słabych skalanych, jak i nieśmiertelnych. Anioły nie miały w tej kwestii żadnej przewagi.
- Caell, jesteś przytomny? – mruknął cicho.
- Muriel! – szepnął Caell. – Myślałem, że już się nie obudzisz! Nie mam pojęcia ile wytrzymamy zanim trucizna nas zabije... To były kule. Kule, nie lasery!
Muriel poruszył ręką, na tyle na ile był w stanie, żeby dotknąć dłoni Caell'a uspokajająco.
- Szansa, że spodziewali się akurat nas jest prawie zerowa – powiedział. – Nic nam nie będzie. Czujesz się, jakbyś umierał?
- Czy czuję... oh. Faktycznie.
Muriel poczuł, że Caell się rozluźnia. Oczywiście, kule, którymi zostali trafieni nie zawierały demonicznej trucizny, tylko, prawdopodobnie, anielską krew. W żadnym wypadku nie mogła im ona zaszkodzić.
We wnętrzu latającego pojazdu rozległy się kroki. Ktoś stanął przed Muriel'em z bronią w ręce, lufą spoglądającą mu prosto w oczy. Długie włosy, ciasno spięte, kamizelka kulo- i laseroodporna. Czerwone tęczówki. I...
- Żadnego piętna? – Muriel uniósł brwi, zaskoczony. Latający samochód, czy raczej dość spory statek, na którym się znajdowali, niewątpliwie należał do cesarskiej armii. Wyposażenie i broń, którą mieli przy sobie członkowie jego załogi też z pewnością została wydana przez cesarza. Nie było w jego armii jednak żołnierzy, którzy nie nosili piętn. Żadnych niewolników, obywateli innych krajów (obecnych kolonii), przestępców czy skalanych, szczególnie tych niezarejestrowanych. – Kim wy, na Niebiosa, jesteście?
Górująca nad nim dziewczyna zmrużyła oczy.
- Kim wy, na Boga, jesteście? – odbiła piłeczkę. – Nawet jak na nieśmiertelne ścierwa powinniście już konać – mruknęła, zawieszając spojrzenie w okolicy jego klatki piersiowej. Pewnie w miejscu, w które trafiła go wcześniej z pistoletu.
Muriel uniósł brew po raz kolejny. Nieśmiertelne ścierwa?
- Rozumiem, że nie jesteście członkami wspaniałej armii naszego Pana i władcy, jego Świątobliwości—
Użyłby jeszcze więcej sarkastycznie pochlebnych epitetów, żeby opisać tego chuja, ale ludzie tutaj, o czym wiedział, ale zawsze wylatywało mu z głowy, nie byli za dobrzy w rozpoznawaniu ironii. Zarobił więc kopniaka w brzuch.
- Muriel! – zmartwił się Caell, siedzący do niego plecami i mogący jedynie zgadywać, co się stało.
- Ugh – Muriel jęknął, bardziej z irytacji niż bólu. Co za słaby kopniak. Już chyba wszystko było jasne. – Jesteście jakąś grupą oporu? Rebelianci? – Na pewno byli to śmiertelni i na pewno nie przepadali za cesarzem. – Ukradliście ten statek? – zgadywał.
Do dziewczyny podszedł wyższy chłopak i wbił w Muriel'a tak samo podejrzliwe spojrzenie.
- Ciekawski – skwitował. – Czemu jeszcze nie zdechnął?
CZYTASZ
Bezgrzeszni (boyxboy)
FantasyKto wierzyłby w zaświaty i wieczne życie po śmierci, kiedy medycyna lepiej poradziła sobie z ludzkim strachem przed końcem niż jakakolwiek religia kiedykolwiek? Najwyraźniej ktoś jednak wierzył, co dla Camerona nie oznaczało nic dobrego. Pewnego dni...