XXXII - Nie wskoczyłby w ogień

383 33 35
                                    

Cam złapał unoszącego się w wodzie chłopaka za nadgarstek i bez rozważania konsekwencji pociągnął go w swoją stronę. Zaraz potem przeklął swoją głupotę i zaczął żegnać się z życiem, kiedy konsekwencje dogoniły go w ciągu ułamka sekundy.

Wyciągnięcie zza magicznej, pionowej tafli wody chłopaka, który nie wydawał się wyższy czy cięższy od niego nie brzmiało jak najgorszy pomysł. Zrobienie tego stojąc nad prawdopodobnie nieskończoną otchłanią na latającej desce o wymiarach 30x60cm zakrawało już raczej na dziwną próbę samobójczą.

- Aah! – Cameron wrzasnął, kiedy chłopak wylądował jedną nogą na desce, drugą na niczym, a grawitacja nie pomogła. Tajemniczy nieznajomy nie krzyknął, ale wbił palce w rękę Cam'a z całej siły i jego szeroko otwarte, czerwone oczy na pewno wyrażały przerażenie. To wszystko trwało ułamek sekundy, a potem chwiejna równowaga między chłopakami ściskającymi nawzajem swoje nadgarstki zaburzyła się.

Deska przechyliła się do przodu. Chłopak zaczął spadać w tył. Cam trzymał jego rękę i stał na tej samej desce, więc zaczął spadać razem z nim. Może był przygotowany na śmierć decydując się wlecieć do tej czarnej dziury nicości, ale nie w taki sposób!

Szarpnął się do tyłu. Deska przechyliła się w drugą stronę. Skontrował wolną ręką w antygrawitacyjnej rękawiczce. Manewr nie bardzo pomógł, bo teraz chłopak, którego pociągnął naturalnie ze sobą, wpadł drugą nogą na deskę i zaczęli spadać do tyłu. Nieznajomy na szczęście miał rozum i ruszył się w drugą stronę. Potem znów w tył. W przód. Na prawo. Tańczyli tak dobrą minutę i Cam pomyślał, że na pewno pobili właśnie jakiś rekord w utrzymywaniu równowagi zanim wpadł na jedyny pomysł, który być może mógł ich uratować.

Następnym razem, kiedy deska przechyliła się do przodu, z jego perspektywy, zamiast szarpnąć się do tyłu, pochylił się razem z nią. Jednocześnie sięgnął wolną ręką do jednego z noży zatkniętych za jego pas z bronią i pozwolił desce zjechać po ostrym kącie częściowo w dół, częściowo jednak do przodu. Nieznajomy chłopak, który myślał pewnie, że zaraz zginą, na szczęście nie zdążył zareagować i wreszcie uderzył plecami w ścianę dziury, a Cam wbił nóż niedaleko jego głowy, żeby ustabilizować ich w miejscu.

- Na moją pieprzoną świętą krew... – wykrztusił, kiedy ich szalony taniec w końcu się skończył. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz użył tego dziwnego przekleństwa Everett'ów, ale tym razem musiał. Chyba nigdy w życiu nie zrobił nic głupszego niż dzisiaj. Kiedy jego walące serce trochę się uspokoiło, podniósł wzrok na twarz chłopaka, którego przyszpilił do ściany i pewnie przeraził nożem wbitym 15 cm od jego głowy. – Wszystko ok? – spytał. Może i była to najdziwniejsza sytuacja, w której można by zadać to pytanie, ale, poważnie, co innego mógłby teraz powiedzieć? Sorry, że prawie zabiłem nas obu, bo nie pomyślałem, że wciągnięcie kogoś z impetem na latającą deskę, kiedy wisi się nad otchłanią nicości nie jest najlepszym pomysłem?

Tak jak się spodziewał, chłopak patrzył na niego, jak na kompletnego świra. Oddychał równie szybko jak on, oczy miał szeroko otwarte i niezaprzeczalnie czerwone jak Theo. Jego skóra była jednak o wiele ciemniejsza, tak samo jak czarne włosy. Wyglądał właściwie bardziej jak Engelbaer, niż jak brat Cam'a. Potem się odezwał, językiem, którego Cameron nie znał, ale który zrozumiał, do czego przyzwyczaił się już w Piekle.

- Czy na tym nie lata się trzymając tego rękami? – brzmiało pytanie chłopaka.

Huh?

Cameron spojrzał w dół na deskę, a potem z powrotem na chłopaka.

- Rękami? – upewnił się, że dobrze usłyszał.

- Rękami – przytaknął chłopak.

Cam zmarszczył brwi. Właśnie zaczął się zastanawiać, czy to wszystko się mu nie przyśniło, no bo co to była za rozmowa w takiej sytuacji? I kto, do cholery, latałby na hoverboardzie trzymając go rękami??

Bezgrzeszni (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz