XXXVII - Nie żałować

424 21 51
                                    

- To powinieneś być ty. To miałeś być ty.

Kiedy upadł na ziemię, w głowie rozbrzmiały mu słowa Theo z koszmaru wywołanego przez Engelbaer'a. To on miał umrzeć na stosie. Theo poświęcił się, zabierając jego miejsce na placu egzekucyjnym, czego prawdopodobnie teraz żałował.

Seth wylądował na ziemi, pozbawiony oddechu i głosu przez laserowy strzał, który przeszył mu gardło. Przez chwilę ogarnęła go niemal ulga. Może stos jednak nie był mu pisany. Może umrze tu i teraz, łatwo i szybko. Może nicość zabierze go stąd zanim Theo zdąży wyjść ze swojej celi, podejść do niego i powtórzyć to, co powiedział mu w tamtym śnie.

Seth musiał już tracić rozum z bólu i szybkiego zbliżania się do śmierci, bo zobaczył coś całkowicie nielogicznego. Minęło może pół sekundy. Więzienny strażnik trafił go laserem. Padł, zatrzelony pewnie przez Muriel'a lub Noah z broni. A potem Theo, który nie zdążył ostrzec go krzykiem przed strzałem, zerwał się ze swojego łóżka w celi i... przebiegł przez solidne, metalowe kraty, jakby te były iluzją.

Padł przy nim na kolana. Odciągnął ręce Seth'a od jego krwawiącej szyi.

Jak długo umierało się przy wykrwawianiu z tętnicy szyjnej? Seth wiedział tylko, że zbyt krótko, żeby sprowadzić skądś medyka, który mógłby cokolwiek zrobić. Zbyt krótko, żeby był w stanie zapytać Theo, czy wszystko z nim w porządku, nawet gdyby był w stanie mówić. Zbyt krótko, żeby poprosić, żeby został z nim do końca, trzymając go za rękę, nawet jeśli Theo go teraz nienawidził.

Dlaczego pozwoliłeś cesarzowi zabrać mnie zamiast ciebie?

Czekał aż chłopak wykrzyczy mu to w twarz. Miał może ostatnie parę sekund na tym świecie, ale nie mógł myśleć o niczym innym.

- Ktoś z was jest medykiem? – Theo nawet na niego nie patrzył. Zadał tylko krótkie, bezsensowne pytanie.

- Ja, ale— Ale, Theo, musisz wiedzieć, że mogę leczyć tylko anioły i ludzi! – Seth usłyszał chyba Muriel'a.

- Powiedz mi tylko co mam robić – odpowiedział Theo, wciąż na niego nie patrząc. Seth czuł jak uciekają mu ostatnie sekundy i chciał tylko, żeby chłopak na niego spojrzał. Jednocześnie bał się jak nigdy chyba niczego tego, co może w jego oczach zobaczyć.

- Co—

Muriel zaczął coś mówić, ale Theo przerwał mu głosem nieznoszącym sprzeciwu.

- Powiedz mi co mam robić.

Dotknął jego szyi. Seth miał rozpłatane gardło i tracił przytomność, więc nie czuł chłodu jego palców. Poczuł jednak, kiedy te zanurzyły się w jego ciele. Nie w ranie po postrzale. W jego ciele.

Potem poczuł ciągnięcie, napięcie. Czego? Zobaczył ciemność. Nie tą, której się spodziewał – która miała go zabrać ze świata żywych. Były to pojedyncze nici ciemności, wyrastające z jego własnego ciała.

- Muriel! – warknął Theo. – Co. Mam. Robić. Nie jestem medykiem, do cholery, nikt mnie nigdy tego nie uczył!

Seth'owi obraz rozmazywał się już przed oczami, ale zobaczył jak Muriel łapie Theo za nadgarstki.

- Pokażę ci jak masz je zaplatać – powiedział, spokojniejszym, zimniejszym niż wcześniej tonem. – To tak, jakbyś zaszywał ranę. Splatasz ze sobą nici duszy i... to właściwie niemożliwe co ty robisz, bo... Tak pozszywać nićmi duszy to można tylko anioła albo martwego człowieka, który nie ma fizycznego ciała, ale... Widzę... Widzę, nie patrz tak na mnie! Że jakimś cudem potrafisz zszywać... fizyczne ciało, więc... Ok. Przeplatasz lewą nić nad prawą, tutaj, tak... i teraz... Myślę, że musisz zaplatać jego duszę razem z ciałem...? to poważnie jest niemożliwe, ale... tak tak, dobrze ci idzie...

Bezgrzeszni (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz