5.

100 9 4
                                    


To był ten dzień!
Dzień, w którym nie musiała zakładać gorsetu, ani innych cholernie niewygodnych rzeczy.
Dzień, w którym nie musiała słuchać o rozmaitych tezach filozoficznych, ani o starych generałach wojennych, którzy już od kilkuset lat wąchali kwiatki od spodu.

Dzień, w którym zamiast nudnych, teoretycznych lekcji miała się uczyć łucznictwa, jeździectwa i szermierki.

Odstawiła tacę po śniadaniu na toaletkę i ubrała swe ukochane ogrodniczki.
Przewiesiła sobie przez plecy łuk i kołczan pełen strzał.
Zbiegła po krzywych, ułamanych schodach wprost na zamkowy dziedziniec, który zewsząd otoczony był kruszgankami.

Energii miała mnóstwo, pomimo nieprzespanej nocy.
Po wydarzeniach poprzedniego wieczoru, nie mogła zasnąć.

Leżąc w łóżku cały czas czuła na sobie dłonie Althei, a jej ciało nie mogło (czy też nie chciało) przestać płonąć.

Zasnęła, gdy pierwsze promienie słońca były już widocznej w  komnacie.

Ziewnęła i przetarła oczy, uważnie rozglądając się po dziedzińcu.
Matka wspominała ostatnio, że Roberth Vox, który uczył ją łucznictwa odchodzi na zasłużoną emeryturę, więc ma się spodziewać nowego nauczyciela.
Nie przejęła się tym zbytnio, bowiem pan Vox nie należał do grona osób, które w dziedzinie łucznictwa mogła uznawać za autorytet. 

W pewnym momencie jej wzrok zatrzymał się na postaci, która stała  oparta o filar kruszganka i szczerzyła do niej kły w chytrym uśmiechu.

- Althea?!

Mało się nie przewróciła z wrażenia.

- W chwili obecnej pani Althea, twoja nauczycielka łucznictwa.

-Ale...jak to się stało?

Przewróciła oczami i podeszła bliżej księżniczki, cały czas zachowując kpiarski wyraz twarzy.

- Nie wiesz nawet, że cały czas trwają... negocjacje, między mną, a twoimi rodzicami. Nie będę cię zanudzać polityką, lecz wiedz, że widuję ich dosyć często. Można powiedzieć, że przypadkiem wspomniałam o moich umiejętnościach w tej dziedzinie i przypadkiem wdałam się z twoim ojcem w konwersację, która pokazała, jak wiele wiem z teorii łucznictwa. Sam zaproponował mi tę posadę.

Usilnie starała się zachować obojętność i ukryć, jak bardzo się cieszy.

Przyglądając się Althei zauważyła, że pierwszy raz widzi demona przyodzianego w coś innego, niż suknia.
Althea ubrana była w czarne, skórzane spodnie i lnianą tunikę, opadającą na ramiona.
Dość mocno wydekoltowaną
tunikę- zauważyła, lecz po chwili doszło do niej, że bezwstydnie się gapi. Szybko odwróciła wzrok.

- Od czego zaczniemy?- zapytała, pełna wigoru i energii.

- Od tego, że rozstawisz trzy tarcze, tam, od północy, żeby było z wiatrem.

Pod kamiennym murem leżały drewniane stojaki, trochę przypominające sztalugi i słomiane tarcze.

- A co ty w tym czasie masz zamiar robić?

Althea przysiadła na zadaszonej ławeczce.

- Czekać, aż wykonasz moje polecenie.

No tak, pomyślała, przecież Althea musi pokazać, że ma władzę.
Bez słowa sprzeciwu zabrała się za swoją robotę.

- Może nie jest to dobry moment, ale...co dokładnie wydarzyło się wczoraj?

Wprost czuła, że nie może powstrzymać się od zadania tego pytania, szczególnie teraz, gdy Althea siłą rzeczy była na jej terenie.

Miłość "Bez"warunkowa (YURI) (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz