Rozdział 16

2.2K 96 0
                                    


Leonardo

Stanąłem w holu walcząc z chęcią powrotu do jadalni do mojej żony. Nie mogłem już dłużej ukrywać radości, te dwa słowa sprawiały, że nie nieustanie chciałem się uśmiechać. Czy to było szczęście? Moja żona. Czułem jak napięcie spowodowane ostatnimi wydarzeniami opada ze mnie. Oczywiście to też z powodu seksu. Bo napięcie, które czułem było głownie spowodowane przez frustrację seksualną. Ale w końcu była moja. Fakt ten niezwykle napawał mnie dumą. Chociaż odbyło się to na trochę innych zasadach niżbym wolał. Nigdy nie musiałem zmuszać kobiet, ona same pchały się w moje ramiona, ale nie chciały prawdziwego mnie, pociągały je moja władza oraz pieniądze. Felippe dołączył do mnie witając mnie skinieniem głowy. Oboje wsialiśmy do samochodu. Miałem do załatwienia kilka spraw, a potem czekało mnie spotkanie z kapitanami oddziałów.

Około piętnastej trzydzieści podjechaliśmy pod hangar, który stanowił jeden z naszych punktów przerzutowych broni oraz narkotyków. Mimo, iż miałem większość miasta w kieszeni, to jednak, co jakiś czas zmienialiśmy położenie naszych magazynów. Ostrożności nigdy za wiele. Musiałem osobiście ogłosić wieści o moim rychłym ślubie. Wiedziałem, że fakt ten wywoła spore poruszenie pośród moich ludzi, musiałem stawić temu czoła. Byłem Capo a zachowywałem się czasem jak zwykła cipa. Wracam wspomnieniami do dnia, kiedy moi bliscy poinformowali mnie o tym fakcie...

Byłem w ogrodzie, kiedy ojciec i wuj rozmawiali w salonie, a matka nadskakiwała obu. Swojemu mężu oraz bratu. Zawsze była w niebo wzięta, kiedy jej brat przybywał do nas z wizytą. Bywa to dosyć rzadko, więc wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Dłubałem nogą w ziemi, byłem podenerwowany. Wciąż miałem w pamięci puste oczy mojej żony. Kurwa! Ból w klatce piersiowej powracał wraz z wspomnieniami. Nie umiałem go przegonić, ani poradzić sobie ze stratą ukochanej osoby. Mężczyźni w naszym świecie musieli być pozbawieni wszelkich uczuć. Uczona nas jak powinniśmy się zachowywać, zmuszano nas do potwornych rzeczy. Ale robiłem to, co mi kazali za każdym razem coraz bardziej dając się pochłonąć mrokowi. W końcu poczułem pustkę w swoim sercu, byłem tylko powłoką człowieka a wewnątrz zostałem potworem. Ona jedna zobaczyła we mnie kogoś innego niż tylko zabójcę. Pokazała, mi czym jest miłość, chociaż własna matka powinna była to zrobić wiele lata temu. A teraz znowu czuję w sobie ten mrok, tylko, że jest znacznie potężniejszy. Uniosłem głowę, bo ojciec stanął w drzwiach prowadzących do ogrodu.

-Synu pozwól do środka - Skinąłem głową i poszedłem za ojcem Vittorio wstał i stanął obok mojego ojca, matce zaświeciły się oczy od wzruszenia.

-Razem z twoim ojcem postanowiliśmy, że pora przekazać tobie pałeczkę synu, jutro obwieścimy wszystkim, iż mój bratanek zostanie nowym Capo! - Starzec uśmiecha się radośnie. Matka ociera łzy wzruszenia, a ojca rozpiera duma. Mam wrażenie jakby czas spowolnił, wszyscy cieszyli się a ja. Ja? Ja wcale nie czułem radości, byłem wściekły. Nie chciałem tego, tylko moje pochodzenie mnie do tego zobowiązywało nic więcej. Ojciec moje matki oraz wuja stworzył te organizację. Więc władza zostawała przekazywana z pokolenia na pokolenie, najpierw na Vittorio, potem na mojego ojca a teraz na mnie. Chodziło tylko i wyłącznie o zachowanie krwi, genów. Moje doświadczenie ani osiągnięcia nie miało tutaj, aż takiego znaczenia, bo byłem dziedzicem rodu Callvarich.

Prawda była taka, że stan zdrowia ojca nie pozwalał mu pracować. Czuł się, co raz gorzej nie był na siłach, by kierować wszystkimi sprawami, więc przez cztery lata obaj zajmowaliśmy to stanowisko. Ojciec oficjalnie, a ja byłem tym od czarnej roboty. Ten czas miał mi pokazać, z czym przyjdzie mi się zmierzyć, ale to tylko uświadamiało mi fakt, jak bardzo nienawidziłem swojego własnego życia. Mój barta wybrał śmierć zamiast próby zmierzenia się ze światem. Byłem o to na niego wściekły, to on miał być Capo. Jego szkolono do tego całe pieprzone życie. Ja byłem tym słabszym z miotu, więc nie poświęcali mi tyle uwagi, co jemu. Czy byłem zazdrosny? W dzieciństwie tak, ale później było mi to na rękę. Zawszę chadzałem własnymi ścieżkami niczym kot, lubiłem swoją niezależność. Bywałem butny, porywczy nigdy nie zastawiałem się nad czymś dwa razy. Uwielbiałem się bić, więc często chodziłem poobijany. Wołali na mnie narwany Leo. Jeśli nie potrafiłem sobie poradzić z kimś słowami zawsze nadrabiałem to siłą. Ludzie myśleli, że jestem tylko kupą mięśni pozbawionych mózgu. Nie dopuszczałam do siebie nikogo, nikogo, nawet własnej matki.

Mafia : Zdradzona (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz