•Rozdział IV : Przyjaźń•

1K 54 28
                                    

*Całą noc przespałam spokojnie. Nie miałam koszmarów i czułam się w miarę bezpiecznie. Obudził nas budzik. Nie wiem która go wyłączyła, ale cieszyłam się w środku że nie musiałam już słuchać, tego przeklętego dźwięku. Po chwili poczułam jak ktoś głaszcze mnie po plecach.*
Natasha: Bella wstawaj... Już prawie siódma.
Wanda: Chyba nie chcesz się spóźnić.
B: A wy w zmowie jesteście czy co?...
*Powiedziałam zaspana i przykryłam się bardziej kołdrą.*
Natasha: Dbamy o twoją edukację. No już wstawaj.
B: Jeszcze pięć minut...
Wanda: Pójdę zrobić śniadanie.
Natasha: Dzięki Wanda.
*Wstała z łóżka i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Ja z Natashą poleżałyśmy jeszcze kilka minut.*
Natasha: Okej, już pora wstać młoda.
B: Muszę?...
Natasha: Albo wstaniesz albo będę musiała użyć drastycznych metod.
*Trochę się zaniepokoiłam ale niczego po sobie nie pokazałam. Spytałam zaspana i lekko na nią spojrzałam.*
B: Co masz na myśli?
*Szybko tego pożałowałam kiedy położyła ręce na moich żebrach i zaczęła mnie łaskotać. Zaczęłam się wiercić i śmiać. Kompletnie zapomniałam że w ogóle mam łaskotki.*
Natasha: To jak będzie? Wstaniesz czy mam kontynuować?
B: Hahahahahaha okej okej poddaje się poddaje.
*Po chwili skończyła. Spojrzałam na nią łapiąc oddech.*
B: Niepotrzebnie pytałam...
Natasha: Przynajmniej mam teraz na ciebie haka.
B: Ej no nie ma tak.
Natasha: Owszem jest.
*Uśmiechnęła się zwycięsko. Ja przetarłam oczy rękami po czym ziewnęłam.*
Natasha: Wstajesz czy chcesz rundę drugą?
*Od razu się podniosłam i wstałam z łóżka.*
B: Wiesz co, ja chyba pójdę do łazienki się naszykować he he.
Natasha: Też tak myślę. Ty się naszykuj a ja pójdę do siebie.
B: Okej.
*Siostra wstała z łóżka i wyszła z pokoju. Ja wzięłam czyste ubrania i poszłam do łazienki się ogarnąć. Po kilku minutach zeszłam na dół. Widziałam jak roboty Tonego sprzątają po nocnej walce z przestępcami. Czuje w kościach że to nie byli wszyscy i że gdzieś reszta tych złodziei się chowa. Poszłam do kuchni gdzie Wanda robiła śniadanie.*
B: Może Ci pomóc?
Wanda: Dziękuje ale już kończę. Możesz usiąść do stołu.
*Uśmiechnęłam się lekko i poszłam usiąść przy stole.*
Tony: Cześć młoda.
B: Dzień dobry.
Tony: Wyspana?
B: Nawet, a ty?
Tony: Powiedzmy. Dzisiaj mamy zebranie i pewnie będziemy musieli omówić co oni tutaj robili i jak zdobyli mój sprzęt.
B: Rozumiem. Chciałam tylko powiedzieć że, mam wrażenie że wysłali tutaj tylko kilka osób a reszta... Siedzi gdzieś w ukryciu.
Tony: Wezmę to pod uwagę, bo jest to bardzo możliwe. Dobra, muszę lecieć. Miłego dnia młoda.
B: Dziękuje i wzajemnie.
*Po chwili przyszła Wanda z jedzeniem. Usiadła obok mnie.*
Wanda: Proszę, smacznego.
B: Dziękuje i na wzajem.
*Uśmiechnęłam się do niej i zaczęłyśmy jeść. Po posiłku razem z Wandą posprzątałyśmy. Poszłam na górę zabrać plecak i założyć buty. Kiedy skończyłam to poszłam do pokoju siostry i zapukałam do drzwi.*
Natasha: Proszę.
*Weszłam do środka. Steve i siostra leżeli w łóżku, jeszcze w piżamach.*
B: Jedziemy? Mam już mało czasu.
Natasha: Skarbie wybacz ale nie jestem w stanie. Wczoraj trochę za dużo wypiłam i wole nie prowadzić samochodu.
B: To co ja mam teraz zrobić?
Bucky: Chodź, ja Cie zawiozę.
*Odwróciłam się w jego stronę a później spojrzałam na siostrę. Kiwnęła głowa na znak żebym poszła i się lekko uśmiechnęła. Przytuliła się do Steva a on się uśmiechnął. Wydaje mi się, że Natasha chciała po prostu spędzić czas ze swoim chłopakiem. A to co powiedziała było tylko wymówką ale rozumiem to.*
Natasha: Miłego dnia siostrzyczko.
B: Wzajemnie.
*Ciepło się uśmiechnęłam widząc ich razem. Wyszłam z pokoju i poszłam z Buckim w stronę garażu. Szedł dość szybko, jakby gdzieś mu się spieszyło.*
B: Chyba tobie bardziej się spieszy niż mi.
*Zaśmiałam się i spojrzałam na niego.*
Bucky: Powiedzmy.
*Kiedy Bucky otworzył drzwi od garażu, zauważyłam że stoi tam Loki, oparty o samochód. Wyglądał jakby na nas czekał.*
Bucky: Właśnie dlatego się spieszyłem. Czego chcesz.
Loki: Podwieźć Bellę do szkoły. Słyszałem że jej się śpieszy wiec...
Bucky: Tak się akurat składa że już ma kto ją podwieźć.
Loki: Tak? A niby kto?
*Udaje że się za kimś rozgląda.*
Bucky: Nie denerwuj mnie, bo zaraz tak miło nie będzie.
Loki: Słuchaj mnie no ty...
*Ja przez chwile kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić, tylko patrzyłam na nich jak na dzieci, kłucące się o ostatnią zabawkę. Jednak szybko się otrząsnęłam.*
B: Ekhem... Chłopaki? Ja nie chcę nic mówić, ale na serio mi się trochę śpieszy.
Loki: Racja, wybacz już jedziemy.
Bucky: Ja prowadzę.
Loki: Jakim prawem?
Bucky: Takim że to ja mam klucze do auta.
B: Ej!
*Spojrzeli na mnie.*
Loki: Wybacz.
Bucky: Wybacz.
*Powiedzieli równocześnie. Skończyło się tak że Bucky prowadził, ja siedziałam z przodu, a Loki z tylu. W lusterku widziałam że mu się to bardzo nie spodobało. Przez dłuższą chwilę jechaliśmy w ciszy. Spojrzałam na bransoletkę od Lokiego i wpadłam na pewien pomysł.*
B: Loki?
Loki: Tak?
B: Chciałabym z tobą jutro porozmawiać. Tak na osobności, odnośnie tego.
*Pokazałam mu bransoletkę na mojej ręce a w lusterku widziałam jego reakcje. Najpierw zrobił wielkie oczy a później odwrócił wzrok trochę zestresowany. Chyba się domyślił, że odkryłam jak działa ten przedmiot.*
Loki: Dobrze...
Bucky: Ktoś wpadł w kłopoty.
*Mówi zadowolony. Spojrzałam na niego lekko zdziwiona ale też zaciekawiona.*
B: A ty wiesz coś na ten temat Bucky?
*Od razu zniknął mu ten uśmiech z twarzy i udaje że nie słyszał.*
B: Super... Oj ja już sobie z tobą Loki porozmawiam. I coś czuję, że będziesz mi się z tego długo tłumaczył.
*Widziałam w lusterku jak bardzo głupio mu się zrobiło. Przez resztę drogi jechaliśmy w ciszy. Trochę się na nich wkurzyłam. Po dłuższym czasie dojechaliśmy na miejsce. Bucky zaparkował na chodniku. Zauważyłam przez szybę jak Mia wchodzi do szkoły. Pomyślałam: „Ten dzień chyba lepszy być już nie może..." Chwilę siedziałam w samochodzie, żeby mieć pewność że Mia jest już głębiej w budynku. Nie chciałam jej spotkać tuż przy wejściu.*
Bucky: Wszystko dobrze?
Loki: Czemu nie wysiadasz?
B: Co?... A tak już idę. Dzięki za podwózkę i błagam was. Nie pozabijajcie się.
Loki: Coś ty. My?
Bucky: Nigdy w życiu.
*Spojrzałam na nich miną: ,,I ja mam w to niby wam uwierzyć?"*
Bucky: Nie martw się nic się nie stanie. Leć już.
B: No mam nadzieję. Do zobaczenia.
Loki: Miłego dnia.
Bucky: Do później.
*Wyszłam z auta i zamknęłam drzwi za sobą. Idę w stronę szkoły. Kiedy weszłam do środka to spojrzałam przez okno czy już odjechali. Akurat zaczęli wyjeżdżać. Przewróciłam oczami i poszłam pod sale gdzie zaraz mam pierwszą lekcję. Na miejscu widziałam Mie, która robiła coś w telefonie. I oczywiście, na moje jakże kochane szczęście musiała mnie zauważyć i zaczepić.*
Mia: O proszę, kogo moje piękne oczy widzą.
*Powiedziała ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Westchnęłam pod nosem.*
Mia: No co się stało? Nie cieszysz się na mój widok?
*Każdy słysząc to, zaśmiał się.*
B: Mia. Daj mi spokój.
Mia: Hmm... Niech pomyślę... Nie.
*Pomyślałam: „Oj zapowiada się długi dzień." Ale z drugiej strony mam dość tego, w jaki sposób mnie traktuje.*
B: Myślałam że po rozmowie z moją siostrą trochę zmądrzałaś. Ale widzę że w tej kwestii to się chyba raczej nic nigdy nie zmieni.
*Spojrzała na mnie trochę zdziwiona atakiem z mojej strony. Szybko zmieniła wyraz twarzy na wkurzony. Każdy wokół był zdziwiony, kiedy wspomniałam o tym że mam siostrę. Może mogłam jednak tego nie mówić na głos. Zadzwonił dzwonek na lekcje. Każdy wszedł do środka. Kiedy zostałyśmy same przed salą, Mia złapała mnie za rękę.*
Mia: Pożałujesz tego.
B: Żałować to powinni twoi rodzice że mają taką okropną córkę, która bez powodów dokucza słabszym. Ciesz się że Natasha im o niczym nie powiedziała, ale wiedz że w każdej chwili to się może zmienić.
Mia: Grozisz mi?
B: Tylko ostrzegam. Trzymaj się ode mnie z daleka i raz na zawsze daj mi spokój. Inaczej twoi rodzice dowiedzą się, jaka na prawdę jest ich córka, kiedy jest poza domem.
*Patrze na nią groźnie i uważnie. Chyba doszło do niej że nie żartuję i że na prawdę może tak się zdarzyć. Puściła moją rękę i z niedowierzaniem, (że jej się po raz pierwszy w życiu, tak bardzo postawiłam) spojrzała na mnie. Po czym bez słowa weszła do sali. Szczerze to się bałam jak nie wiem co. Serce mi waliło jak szalone, ale byłam z siebie dumna. Teraz mam tylko nadzieje że, tak jak wcześniej mówiłam, da mi spokój raz na zawsze. I tak jak myślałam, przez resztę dnia miałam od niej spokój. Czas mi zleciał dość szybko i w miarę przyjemnie. Gdy skończyłam lekcje wyszłam z budynku. Dostałam sms od nieznanego numeru o treści: „Hej Bella, tu Peter dostałem twój numer od twojej siostry. Kończę zajęcia po 14 i jeśli to nie problem dla ciebie, to przyjdź proszę pod moją szkołę. Tu masz jej adres." Uśmiechnęłam się pod nosem i mu odpisałam: „Ja już skończyłam zajęcia więc przyjdę pod twoją szkołę i zaczekam na was." Zapisałam sobie jego numer telefonu i nie śpiesząc się, zaczęłam iść pod adres jego szkoły. Kiedy doszłam na miejsce to usiadłam na ławce niedaleko wejścia do budynku. Miałam jeszcze kilka minut zanim Peter i jego przyjaciele skończą zajęcia. Czas zleciał mi w miarę szybko. Usłyszałam dzwonek i niedługo po nim widziałam Petera z jakąś dziewczyną... Trzymali się za ręce... Auć... Znaczy spoko, ma dziewczynę, rozumiem. Mam tylko nadzieję że jest z nią szczęśliwy... Obok nich szedł chłopak i rozmawiali z nim. To pewnie ich kolega. Wstałam z ławki i podeszłam trochę niepewnie do nich.*
Peter: Hej Bella, fajnie że przyszłaś. Długo na nas czekałaś?
B: Tylko kilka minut ale szybko zleciało.
*Lekko się uśmiechnęłam.*
Peter: Okej. O właśnie, poznajcie się. Bella to mój najlepszy przyjaciel Ned. A to moja dziewczyna, Michelle.
Ned: Miło mi Cię poznać Bella.
Mj: Możesz mi mówić Mj. Michelle jest zbyt oficjalne.
B: Dobrze Mj. Mi również miło was poznać. To... Dokąd idziemy?
Ned: Wybieramy się do pizzerii. Niedaleko jest fajna knajpa, do której czasem przychodzimy.
Peter: No to chodźmy.
*W drodze na miejsce trochę rozmawialiśmy.*
Ned: Na prawdę jesteś siostrą Czarnej Wdodwy? Jak to jest? Dogadujecie się? Mieszkasz z Avengers?
Peter: Ned.
B: Em... Peter, ile rzeczy im o mnie opowiedziałeś?
Mj: Tylko to że Wdowa to twoja siostra.
Peter: Wybacz mogło mi się wymsknąć.
B: Spokojnie, nic się nie stało... I tak to prawda. Jestem siostrą Natashy. Dobrze się dogadujemy i tak... Mieszkam z nimi.
Ned: O ja cie ale czad! A z kim masz pokój? Jak wygląda ich baza? Duża jest?
Mj: Ned, przysięgam że jeśli się zaraz nie zamkniesz, to poczujesz jak silny jest super klej.
Peter: Wybacz za niego. On po prostu lubi bohaterów.
B: Rozumiem... I mam prośbę, nie mówcie nikomu że Natasha ma siostrę bo nigdy nie uwolnię się od tych wszystkich pytań... Bez urazy Ned.
Ned: Spoko rozumiem. Jestem ciekawski i przepraszam. Już będę cicho.
B: Nie no luz. Możesz pytać.
*W drodze do pizzerii Ned wypytał mnie chyba o wszystko. Na miejscu usiedliśmy na dworze bo była ładna pogoda. Wzięliśmy sobie menu i przeglądamy co dobrego mają. Dość szybko wybraliśmy dwie pizze i po małej butelce coli.*
Mj: Powiedz Bella... Długo już mieszkasz z Avengersami?
*Peter ją objął. Przykro mi się zrobiło ale co mogę zrobić. Szkoda że to nie ja... Uśmiechnęłam się do niej.*
B: Dopiero kilka dni. A tak z ciekawości spytam... Ile już jesteście razem?
Peter: Już jakoś ponad rok.
Mj: Dokładnie.
*Peter dał Mj buziaka w policzek. Mi mało co łzy nie poleciały. Na szczęście Ned się odezwał.*
Ned: A ty Bella masz kogoś?
*Zapytał lekko zaciekawiony i spojrzeli na mnie.*
B: Ja... Nie. Narazie nie...
Mj: A masz kogoś na oku?
B: Powiedzmy.
*Mówię katem oka zerkając na Petera tak żeby nikt nie zauważył.*
Ned: A kogo?
*Spojrzałam na niego.*
B: Kogoś z Avengersów.
Mj: Serio? A kogo?
B: A... Nieważne i tak nie mam u niego szans...
*Kelnerka przyniosła nam napoje i powiedziała że niedługo przyniesie dla na pizzę po czym wróciła do swojej pracy.*
Peter: Na pewno masz szanse u niego.
*Uśmiechnął się do mnie przyjacielsko a ja odwzajemniłam uśmiech. Napiłam się coli.*
Mj: Dobrze że dali z lodówki bo jest ciepło.
Peter: Tylko nie pij za szybko żebyś sobie gardła nie przeziębiła.
Mj: Tak wiem kochanie nie martw się.
*Rozmawiamy trochę o sobie żeby się lepiej poznać. Po kilku minutach kelnerka przyniosła nam pizzę. Podziękowaliśmy jej i zaczęliśmy jeść.*
B: Smacznego wszystkim.
Ned: Wzajemnie.
*Tutaj wam przewinę bo rozmawialiśmy głównie o szkole i nauczycielach. Mówiąc w skrócie nic ciekawego, wierzcie mi. Kiedy skończyliśmy posiłek złożyliśmy się do rachunku, zapłaciliśmy i wróciliśmy każdy do swoich domów. Ja byłam jakoś koło osiemnastej.*
Natasha: Hej młoda i jak było?
B: Dobrze. Dzięki.
*Uśmiechnęłam się do siostry.*
Wanda: Jeśli mogę widzieć to o czym rozmawialiście?
B: W sumie to o szkole i Ned. Przyjaciel Petera, zadawał mi trochę pytań.
Natasha: Uuu a jakich?
B: No... Głównie to o was. Czy z wami mieszkam czy mam z kimś pokój i takie tam.
Wanda: Wie że jesteś siostrą Nat?
B: Tak, Ned i Mj. Peter im powiedział. A to źle?
Natasha: Wolałabym żeby nikt o tym nie wiedział... Przynajmniej narazie.
B: Dlaczego?
Natasha: Słuchaj... To nie tak że ja nie chce, żeby ktokolwiek wiedział że mam młodszą siostrę. Lepiej po prostu będzie jak nikt o tym się nie dowie.
Wanda: Media nie dałyby nam spokoju.
B: Boicie się wywiadów czy jak?
*Zaśmiałam się. Dziewczyny spojrzały na siebie a później na mnie.*
Natasha: Nie o to chodzi skarbie. Po pierwsze, nie mamy na to czasu a poza tym ktoś mógłby Cię porwać i nas szantażować. A ja nie chcę Cię na nic narażać.
B: Robisz to żeby mnie chronić?
Natasha: Dokładnie... Nie gniewaj się, ale tak będzie lepiej.
B: Nie masz za co przepraszać. Rozumiem to. No a teraz mi wybaczcie ale muszę iść odrobić lekcje na jutro i się trochę pouczyć.
Natasha: Dobrze. Zrobię Ci herbatę.
B: Dzięki.
*Uśmiechnęłam się i poszłam do swojego pokoju. Rozpakowałam się i przebrałam w coś bardziej luźniejszego. Po jakimś czasie usiadłam do biurka i zabrałam się za lekcje. Na szczęście nie mam tego jakoś zbyt dużo więc szybko to zrobię. Po jakimś czasie przyszła moja siostra.*
Natasha: Hej słońce. Jak Ci idzie?
B: A dobrze, nie długo kończę.
Natasha: Potrzebujesz w czymś pomocy?
*Położyła herbatę na biurku i spojrzała co odrabiam.*
B: Nie. Radzę sobie, dzięki.
*Uśmiechnęłam się do niej. Na prawej ręce, gdzie noszę bransoletkę od Lokiego, poczułam jakby kopnął mnie prąd, aż się lekko wzdrygnęłam. Złapałam się za nadgarstek.*
Natasha: Co się stało?
B: Nic tylko... Prąd mnie kopnął. I to dość mocno.
*Odsunęłam lekko bransoletkę żeby zobaczyć czy aby na pewno nic mi się nie stało.*
Natasha: Może się po prostu naelektryzowała.
B: Tak, chyba tak.
*Pomyślałam: To było dziwne. Bardzo dziwne. Mimo wszystko zignorowałam to i wróciłam do odrabiania lekcji.*
Natasha: Dobra ja lecę, bo muszę zrobić trochę papierkowej roboty. Nie siedź za długo. Jutro też masz szkołę.
B: Tak wiem. Pamiętam.
Natasha: Dobranoc maluchu.
B: Dobranoc.
*Dała mi buziaka w czoło po czym wyszła zamykając za sobą drzwi. Kiedy skończyłam pracę domową to spakowałam się na jutro oraz naszykowałam sobie ubrania. Spod mojego łóżka wyjęłam kartkę i kontynuowałam rysunek. W między czasie słuchałam też sobie muzyki i cicho śpiewałam pod nosem. Minęło kilka minut i poczułam że coś mnie swędzi na prawej ręce. To było miejsce gdzie mam bransoletkę. Chwilę się drapałam po czym ją zdjęłam i położyłam na biurku. Wróciłam do mojego zajęcia. Musiałam się bardzo wciągnąć w rysowanie bo było już jakoś po północy. Schowałam kartkę na miejsce (czyli pod łóżko oczywiście), nastawiłam sobie budzik, poszłam się umyć i przebrać w piżamę, po czym poszłam spać. Chyba byłam bardzo zmęczona, bo nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. Następnego dnia obudził mnie budzik. Wyłączyłam go i usiadłam zaspana na łóżku. Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Spojrzałam na moją prawą rękę.*
B: Co jest? Przecież ją wczoraj zostawiłam na biurku.
*Przyglądam się bransoletce i ona lekko zabłysnęła.*
B: Nie podoba mi się to. Skąd on to wytrzasnął...
*Wstałam z łóżka i poszłam się naszykować do szkoły. Ubrałam czarną spódniczkę do kolan i szary sweter. Mam też lekki makijaż i rozpuszczone włosy. Wzięłam ze sobą plecak i zeszłam na dół do kuchni, zrobić sobie coś na śniadanie. Nikogo nie było. Pomyślałam: Chyba jeszcze wszyscy śpią. Położyłam plecak obok stołu i zaczęłam robić sobie kanapki. Nagle Pietro do mnie podbiegł i to bardzo szybko (zresztą wiecie jak to on). Chyba nigdy nie przywyknę do tego z jaką prędkością się porusza.*
Pietro: Hejka! Co tam dobrego robisz?
B: Aaaaa!
*Krzyknęłam ze strachu i lekko podskoczyłam. Pietro zaczął się śmiać, ale po chwili nie było już tak zabawnie. Z kuchenki wyleciał dość spory ogień. Pietro szybko wziął mnie na ręce i zaniósł w bezpieczne miejsce.*
Pietro: Cała jesteś?
*Spojrzał na mnie trochę zmartwiony. Ja zaczęłam panikować i trochę z trudem łapałam oddech, a ogień się tylko powiększał. Włączył się alarm i aktywowały się tryskacze przeciwpożarowe. Nic to jednak nie pomogło.*
Pietro: Hej, hej. Spójrz na mnie. Spróbuj się uspokoić i bierz głębokie wdechy. Oddychaj razem ze mną.
*Pietro był przy mnie i próbował mnie uspokoić. Po jakimś czasie zeszli się wszyscy Avengers i próbowali ugasić pożar, ale nic to nie dawało. Nawet gaśnica nic nie wskórała. Po chwili zaczął mi się rozmazywać obraz i coraz słabiej słyszałam. Zaczęło mi też gwizdać w uszach. Widziałam jak chyba Natasha biegła do nas, a w tle ogień powoli się zmniejszał. Tyle z tego pamiętałam, później była już tylko ciemność...*

Avengers and MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz