Część IV Who dares wins

22 3 4
                                    

Początek cz.IV

Echo strzałów przetoczyło się kaskadą po lesie. Dźwięki odbite od drzew odskakiwały we wszystkich kierunkach, jak rykoszety. Prawiesnork zadarł głowę i zaczął nasłuchiwać.

– Co się dzieje? – zapytał młody.

– Ci arselickers czyszczą swój fucking shitpile – odparł skośny, nie odwracając wzroku. – Kolejne motherfucking ofiary na cuntish ołtarzu nauki – mruknął, wracając z powrotem do wnętrza śmigłowca.

– Czy oni ...? – Młody swoim zwyczajem próbował zadać kolejne oczywiste pytanie, ale zdążył się ugryźć w język. Prawiesnork i tak nie zaprzątał sobie nim głowy, tylko ruszył w głąb ładowni.

– Chodź Dent – warknął nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Trzeba cię doposażyć motherfucker, jak masz być chociaż trochę użyteczny w tej całej fuck up sytuacji.

Skośnooki zaczął przekładać skrzynki leżące w tylnej części ładowni. Co chwilę wyjmował z nich dziwnie wyglądające przedmioty i układał na podłodze. Trwało to może kilka minut, gdy wreszcie otwarł wieko największego kontenera i z właściwą sobie niecierpliwością warknął na chłopaka.

– Czy ty wreszcie łaskawie wyjmiesz palec z własnej arsehole i raczysz tu podejść? Fuck me, jesteś naprawdę wrzód na fucking arse!

Odległe strzały nadal dudniły nad lasem. Chłopak jeszcze przez chwilę wsłuchiwał się w ich echo, po czym odwrócił się od drzwi desantowych. Ciężko westchnął i poczłapał w głąb ładowni.

– Słuchaj – zaczął niepewnie – myślisz, że mógłbym jakoś z nimi pogadać? Przecież nic nie zrobiłem. Może jakby im wytłumaczył, że... no wiesz?

Prawiesnork przestał grzebać w skrzyni, wyprostował się i spojrzał mu prosto w oczy.

– Taaa, to się może udać – mruknął, łapiąc się w zadumie za brodę.

– Poważnie?

– Taaa, – mruknął znowu – tylko najpierw będą musieli ci zrobić testy, no wiesz wszystkie badania i tak dalej. – Wciąż patrzył na młodego w zadumie, kiwając głową i zaciskając usta w grymasie zamyślenia.

– Myślisz, że te testy – spytał chłopak – to bolesne będą, nieprzyjemne ...?

– O nie. Na pewno nie – odparł przyjacielskim tonem prawiesnork. – Autopsje z definicji są bezbolesne.

– Autops...?

– Tak! Moterfucking sekcje zwłok! – krzyknął skośny – A czegoś się spodziewał ty dump cunt? Rozkroją ci łeb i posiekają mózg na kawałki, żeby zobaczyć jaki efekt miała moterfucking emisja i czy ich fucking piguła naprawdę działa! – Pokręcił głową z dezaprobatą. – Z tego co widzę będą fucking mocno zawiedzeni.

Młody, brutalnie odarty z resztek złudzeń usiadł ciężko na skrzyni z wzrokiem utkwionym w czubki swoich butów. Przez chwilę wydawało się, że zaraz znowu się rozklei. Skośnooki przestał sobie zaprzątać nim głowę, tylko wyjął wreszcie ostatni element ekwipunku i zatrzasnął wieko. Chłopak, gdyby nie to, że siedział od dobrej chwili, to teraz na pewno z wrażenia klapnąłby na tyłek. Wytrzeszczył gały, nie mogąc się oderwać oczu od tego co pokazywał mu prawiesnork.

– To, ty dump motherfucker, jest karabin Endfield L85A2 z celownikiem SUSAT L9A1 – poważnym głosem zaczął skośny. – Jej Królewska Mość, fucking królowa, w swej nieskończonej łaskawości wyposażyła w ten sprzęt swych najbardziej oddanych żołnierzy. – Popatrzył na chłopaka przez moment niezdecydowania, w którym ważył broń w obu rękach. Zebrał się wreszcie w sobie i na jednym oddechu wydeklamował:

– A teraz ja oddaję ją tobie. – Wcisnął karabin w ręce zaskoczonego chłopaka i dodał. – Płyń po morzach i oceanach. God save the Queen! – Odwrócił się ze złością, kopnął pustą puszkę walającą się po podłodze i podszedł do sterty sprzętu i zapasów, które wyjął wcześniej z mniejszych skrzynek.

– Dlaczego oddajesz mi karabin? – chłopak dalej siedział na miejscu trzymając niezgrabnie broń w obu rękach. – Przecież ja... ja nie...

– Na pewno lepiej niż ja motherfucker! – warknął ze złością prawiesnork i zabrał się do pakowania zapasów do plecaka.

– No jak? Przecież widziałem jak walczysz. Jesteś jak jakiś motherfucking ninja! – Młody w zaskoczeniu zaczął przeklinać, czego zwykle starał się unikać. – Co ja mam zrobić z tym karabinem?

– No cóż – zaczął skośnooki z nieukrywaną niechęcią. – A co byś powiedział na to żeby STRZELAC DO MOTHERFUCKING LUDZI!? – ryknął na młodego zupełnie luzując hamulce. – Na przykład takich... – dodał już spokojniej – ...co będą strzelać do nas.

– Dlaczego ty nie możesz?

– Bo nie widzę – odparł prawiesnork z rezygnacją. Usiadł na podłodze tyłem do chłopaka i ciężko westchnął.

– W zeszłym tygodniu mogłem jeszcze zobaczyć linię tamtych drzew. – Pokazał na skraj polany leżący jakieś sto metrów od wraku. – Teraz wiem, że są tam drzewa. Wiem, bo je słyszę i czuję ich zapach... – odwrócił się do młodego i dodał smutno – ...ale już nie widzę.

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Ciszę przerywały coraz cichsze i rzadsze odgłosy strzałów likwidatorów obozu naukowców.

– Zmieniasz się – stwierdził bardziej niż zapytał młody.

Prawiesnork tylko kiwną smutno głową.

– To co mi dali, działa powoli – mruknął cicho.

Usiadł ciężko na skrzyni, oparł łokcie na kolanach i wlepił wzrok w młodego.

– Jestem... – urwał i skrzywił się, jakby przygryzł sobie język. – ...byłem Lance Corporal Jim Chow, dwudziesty drugi pułk SAS. – Podniósł wzrok i uśmiechnął się smutno. – Who dares wins motherfucker.

– Byłeś...yyy... to znaczy, jesteś żołnierzem brytyjskim? – zapytał chłopak. – A jak ty... no wiesz... – Pokazał na jego skośnooką twarz.

Prawiesnork zmarszczył czoło i pytająco podniósł brew.

– Że co motherfucker? Coś ci się nie zgadza? – syknął podejrzliwie.

– N– nie, nie, oczywiście, że nie ... – odparł młody pośpiesznie.

– No i dobrze motherfucker. – Skośnooki splunął sobie pod nogi i roztarł ze złością butem. – Mam taki akcent bo się urodziłem w motherfucking Edinburgh!

– Właśnie tak! – przytaknął skwapliwie młody. – Dokładnie o to mi chodziło. O ten szkocki akcent – dodał pośpiesznie. – Z Edynburga. Jasne!

Były lance corporal mierzył go jeszcze przez chwile złym wzrokiem, ale w końcu dał spokój. Oparł się o ścianę ładowni, odchylił głowę do tyłu i westchnął ciężko.

– Do misji wybrali samych ochotników – zaczął po chwili. – Sześciu ludzi. Infiltracja nielegalnego laboratorium na pograniczu. – Wyprostował się i spojrzał smutno na młodego. – Jedyny fucking problem w tym, że w zonie nie ma czegoś takiego jak „nielegalne laboratorium". – Uśmiechnął się cierpko. – Tu wszystko jest sterowane i powiązane z jakimś motherfucking szczebelkiem władzy. Jedyna różnica to, to jak wysoko jest ten fucking szczebelek.

Westchnął ciężko i podniósł się ze swojej skrzyneczki.

– Niestety nasz był cuntish wysoko. Naprawdę wysoko. – Podszedł do Młodego, uśmiechnął pod nosem i odebrał karabin. – Chodź usleless cunt, Spróbuję cię nauczyć, jak sobie tym nie odstrzelić twoich malutkich bollocks.

Koniec cz. IV 

S.T.A.L.K.E.R. Ballada o prawiesnorku tom 1 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz