Początek cz. XXVIII
– Więc przeżyłeś emisję, tak? – Mysza wpatrywała się w Denta z wyrazem twarzy orbitującym gdzieś między niedowierzaniem a zdziwieniem.
Chłopak potarł z zakłopotaniem kark, wydął usta i wzruszył ramionami:
– N-noo, tak. Pamiętam, że dali mi taką czarną pigułkę i... – Przełknął gwałtownie ślinę, bo na wspomnienie tego, co działo się później świeżo zjedzona tuszonka podjechała mu do gardła.
Stalkerka prychnęła z pogardą i kręcąc głową zabrała się za rozkręcanie kuchenki.
– Twierdzisz, że te patafiany z X-100 – zrobiła głową ruch w stronę centrum Zony – dały ci magiczną pigułkę, a ty, tak o, bajlando hasałeś sobie po łące w samym środku wysrywu reaktora? I nic?
– No, nic. To znaczy, zemdlałem, porzygałem się, i to chyba nie raz, miałem wrażenie, że mi głowa dosłownie pękła, a flaki wyszły ustami i nosem, ale potem okazało się, że to mi się tylko wydawało.
Dziewczyna zatrzymała się w pół ruchu z puszką paliwa w dłoni. Patrzyła chłopakowi prosto w oczy. Dent wytrzymał spojrzenie. Nawet się nie skrzywił, choć mrugnął kilka razy, zastanawiając się jak dodać opowieści choć odrobinę wiarygodności.
– No i tam byli też inni! – Olśniło go. – Na ten przykład taki Ruse... yyy, Rosjanin, co mu dali geny jakiegoś kabotyna, czy czegoś...
– Kabana? – zapytała Mysza.
– No, tak. Jim mi tak właśnie mówił, że ten Rusek, Zek, musiał dostać właśnie takie coś, że go zmutowało i też przeżył. Ale mnie podobno to już minęło.
– I gdzie on jest teraz?
– Jim?
Mysza westchnęła i przewróciła oczyma:
– To już przecież wyjaśniłeś, nie? Tego całego snorka...
– PRAWIEsnorka! – zaprotestował chłopak.
– No dobra, PRAWIEsnorka – przedrzeźniła dziewczyna. – To tego twojego Prawiesnorka, Prawie rozwalili na wejściu do wioski, tak? A ja o tego drugiego pytam, o tego Zeka, który przeżył. To co się z nim stało?
– No, zginął – mruknął Dent niewyraźnie, ale widząc jak Mysza zaciska zęby od razy dodał: – Tylko, że nie przy emisji, a potem. Jeden zombie go dorwał, jak uciekał zamroczony po środku nasennym, który mu Jim wstrzyknął.
Mysza westchnęła, pokiwała głową. Wreszcie wrzuciła ostanie graty do plecaka, zasunęła gwałtownym ruchem i znowu spojrzała młodemu prosto w oczy:
– Cokolwiek ci dali, to na pewno nie minęło – powiedziała bardzo poważnie. – Jeżeli rzeczywiście przeżyłeś emisję pod gołym niebem, a do tego zostało ci na tyle sprawnego mózgu, że potrafisz jeszcze samodzielnie myśleć, to wierz mi, na pewno nie dali ci witaminek, tylko coś, co już głęboko wżarło się w twoje DNA.
– Jim mówił, że moja krew nie śmierdzi mutantem. – Młody próbował bronić się niezachwianą pewnością siebie, ale całość zabrzmiała trochę zbyt piskliwie i nerwowo. – Nawet pokazał mi, że trawa, taka z ostrzami, na mnie reaguje, a przecież na...
Przerwał, bo dziewczyna odrzuciła głowę do tyłu i bez krępacji zaczęła ordynarnie rechotać. Przez chwilę patrzył na nią, ale znudził się szybko, odwrócił i szurając po papie butami poczłapał do swojego plecaka.
– Wiesz co? – Drwiący głos Myszy dogonił go po chwili. – Tobie chyba jednak usmażyło ten maleńki móżdżek.
Dent nie dał się sprowokować. Szybkimi, zdecydowanymi ruchami upychał dobytek w plecaku. Niewiele tego było, więc szybko skończył, ale za wszelką cenę nie chciał wracać do rozmowy, dlatego zabrał się za przegląd amunicji do karabinu. Trzy zapasowe magazynki były puste. Nie zdążył jeszcze załadować do nich świeżo wyszarpanych handlarzom dwieście dwudziestek trójek. Powziął mocne postanowienie, że zrobi właśnie teraz. Wyjął z tekturowego pudełka garść patronów, brał je po kolei w kciuk i zgięty palec wskazujący, po czym wciskał do magazynka, przełamując opór sprężyny donośnika. Klik-klak, klik-klak. Prosta, powtarzalna czynność pochłonęła go zupełnie do tego stopnia, że nie usłyszał jak dziewczyna zbliżyła się i przykucnęła za jego plecami.
– Ona już cię nie wypuści – szepnęła tuż nad jego uchem tak niespodziewanie, że chłopak aż wzdrygnął się przestraszony. – Zona nie da ci odejść.
Odwrócił się do niej i dopiero po chwili zobaczył w jej oczach łzy.
– Wiem, bo sama próbowałam wiele razy...
...
Na ekranie komputera jaśniał jaskrawozielony obraz termowizyjnej kamery. W ciemnym pomieszczeniu nie było innych źródeł światła, toteż twarz mężczyzny siedzącego przed nowoczesnym ciekłokrystalicznym wyświetlaczem wyglądała jak pośmiertna maska. Tylko oczy, otoczone głębokimi cieniami podkrążonych z niewyspania powiek, sprawiały wrażenie żywych. Poruszały się śledząc obraz nadawany w czasie rzeczywistym przez bezzałogowy aparat szpiegowski. Dron krążył wysoko nad Zoną, bezpiecznie unikając wszelkich anomalii powietrznych, którymi ta próbowała się osłonić przed wzrokiem ciekawskich. A człowiek właśnie do ciekawskich należał. Jego zadaniem było wyszukać, wysupłać i obnażyć to, co inni starali się ukryć. I był w tym dobry, naprawdę dobry. Choć, prawdę mówiąc, jego cel wcale nie wymagał od niego, by wspinał się na wyżyny swoich możliwości.
Mężczyzna drgnął. Szczupła, pokryta starczymi plamami dłoń opadła na manipulator sterujący kamerą. Obraz znieruchomiał. Szeroki, prostokątny obiekt, upstrzony kilkoma plamami ciemniejszych kleksów zaczął powolutku powiększać się, zajmując całą powierzchnię wyświetlacza. Po chwili można było rozpoznać dwie sylwetki klęczące obok siebie na dachu biurowego budynku. Ciepło ich oddechów, temperatura niedawnego paleniska, odkryte dłonie i twarze, odznaczały się wyraźnie na tle jasnego tła, ale to, co przykuwało uwagę, to lekka, wibrująca poświata otaczająca głowę jednej z postaci.
Mężczyzna podniósł do ust niewielki komunikator, nacisnął przycisk nadawania i wychrypiał zmęczonym, ale pełnym satysfakcji głosem:
– Centrala, tu Dedal. Obiekt zlokalizowany...
Koniec cz. XXVIII
CZYTASZ
S.T.A.L.K.E.R. Ballada o prawiesnorku tom 1 [ZAKOŃCZONE]
Science FictionOkładkę wykonała @Sutsui #sławędajgrafikowi Jako fan serii S.T.AL.K.E.R, zarówno w wersji papierowej jak i tej interaktywnej, nie mogłem sobie odmówić napisania kilku rozdziałów inspirowanych tym uniwersum. Zainteresowanym polecam serię "Fabryczna...