Początek cz.XXI
Zwierz usiadł zrezygnowany pod ścianą. Wpił palce w gęste kudły i walnął potylicą o zakurzony beton.
– Ehh cziort! – powtórzył po raz nie wiadomo który.
Chłopak starał się nie zwracać na niego uwagi. Skupił się całkowicie na badaniu zablokowanego tunelu. Ściany, sufit i podłoga nie były zbyt fascynujące, ale tym, co zajmowało go najbardziej, było działanie samej anomalii.
Elektra buzowała cicho na środku chodnika. Jej epicentrum unosiło się dokładnie w połowie wysokości pustej metalowej framugi pancernych drzwi. Drgające nitki elektrycznej sieci rozciągały się na niej jak pajęczyna. Chłopak kilka razy aktywował pułapkę, rzucając w jej objęcia drobinki gruzu. Miał nadzieję, że może uda mu się ją osłabić i wyładować, tak jak żarnik, który pokazał mu w lesie Barber. Elektra jednak pozostała niewrażliwa na te zabiegi i reagowała na kolejne pociski z taką samą zaciekłością, eksplodując łukami elektrycznymi na wszystkie strony.
„Kamyki są za małe, w tym tempie nigdy się nie wyładuje" – pomyślał. Wspomnienie o starym stalkerze wywołało ukłucie w sercu. Znał tego człowieka ledwie kilka dni, a wydawało mu się, że jest mu bliższy niż ktokolwiek inny. Spojrzał ze złością w głąb korytarza wiodącego z powrotem do kompleksu. Stary stalker gdzieś tam był. Sam, ranny, zdany na łaskę wrogów. Chłopak ścisnął w dłoniach karabin. Wyładowana latarka mignęła i znowu rozjarzyła się mocnym światłem. Widać pole elektryczne anomalii potrafiło podładować wyczerpany akumulator.
– Trzeba wrócić. Oni tam są – powiedział cicho, patrząc sobie pod nogi.
Kudłacz spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem.
– Nu da, malczik. Tak ty pewny jesteś? – zapytał. – Dopiero co cię z gruzu wygrzebał, przed tuszkanami obronił, a ty wracać chcesz?
Ciężko wstał podpierając się dłońmi o kolana. Drobiny kurzu odpadały z niego posklejanymi grudkami. Brudny opatrunek na ręce przesiąkł krwią na wylot. Brunatne smugi spływały po przedramieniu, mieszając się z błotem i cementowym pyłem pokrywającym skórę.
Chłopak nic nie odpowiedział. Na samą myśl o powrocie do podziemi czuł zimne ukłucie strachu. Próbował sobie to obiektywnie przetłumaczyć: są sami, Zwierz ranny, prawie nie mają amunicji, a jedzenia i wody nie mają w ogóle... ale czuł, że tak po prostu trzeba. Spojrzał na stalkera z zaciętą miną i w odpowiedzi tylko kiwnął głową.
....
Gęsty, lepki, mokry od potu mrok. Prawiesnork skoczył pionowo w górę i złapał łapskami za linę suwnicy. Stalowy kabel zwisał smętnie z potężnej metalowej belki przy suficie. Mechanizm zgrzytnął kołami zębatymi i osiadł nieco pod ciężarem mutanta. Skośny nie czekał dłużej, wyprężył ciało i bujnął się na linie.
Ułamek sekundy później ciszę rozerwała seria z automatu. Najemnik pruł długą, nerwową serią wprost przed siebie. Błyski wystrzałów rozświetlały ciemność na kilka metrów, dźwięk dudnił echem, zamieniając gruzowisko w drgającą nerwowo scenę upiornej dyskoteki.
Szturmowiec podrzucił lufę w górę. Końcówka stalowej liny mignęła mu przed oczami. W ostatniej chwili rzucił się instynktownie w bok. Gruby na dwa palce kabel huknął ostro w hałdę gruzu tuż za nim. Rozciął ją na dobry metr w głąb, niczym gigantyczny bicz.
Żołnierz szarpnął się, by stanąć jak najszybciej znów na nogach. Sterta połamanych, metalowych profili, na której wylądował, zadzwoniła metalicznie i plątanina pordzewiałych rurek zapadła się pod jego ciężarem. Poleciał w dół. Zdążył wrzasnąć z przerażenia, ale zaraz wpadł z pluskiem w bajoro wypełniające dno kanału serwisowego.
Prychając i charcząc podniósł się i usiadł w płytkiej, brudnej wodzie. Od razu przekręcił się na czworaki szukając w ciemnościach karabinu. Musiał zatonąć w grubej warstwie mułu, gdzieś na dnie. Otworzył oczy, przetarł je nerwowo z błota i zamarł...
Wnętrze betonowego kanału zalało mocne światło latarki. Długie cienie połamanych rurek i metalowych legarów wyciągnęły się czarnymi liniami po ścianach. Czerwona linia lasera powolutku pełzła po dnie kanału. Para wodna tańczyła w smudze, a ta nieubłaganie płynęła w jego kierunku. Żołnierz usiadł na piętach, westchnął zrezygnowany i uniósł głowę, by spojrzeć w twarz swojemu katowi. Czerwona kropka zatrzymała się dokładnie na środku czoła najemnika, a ostatnim, co zobaczył, był oślepiający błysk pistoletowego wystrzału.
....
Wracali powoli wąskim tunelem. Latarki podładowane polem elektry dawały znacznie więcej światła. Młody znalazł przełącznik trybu i ustawił swoją na jedną czwartą mocy. Widzieli wszystko dokładnie na dobre trzydzieści metrów w przód. Dopiero teraz dotarło do chłopaka, że beton obudowy nie jest jednolity. Co jakiś czas mijali odcinki wykonane z innego rodzaju materiału. Powierzchnia była ciemniejsza i pokryta długimi, równoległymi rysami, ułożonymi w gęste wzory.
– Skała – wychrypiał Zwierz poklepując ścianę. – Tak głęboko drążyli. Tu bunkier solidny. Potęga!
Dotarli do znaku 500 м, przy którym zawał głównej pochylni wysypał się przez obudowę chodnika. Metalowe tregry przebiły gruby beton lewej ściany jak kruche ciasto. Młody nawet nie zajrzał przez dziurę do wnętrza. Od razu wskoczył na rumowisko przegradzające tunel i poświecił w dół wąskiego chodnika ewakuacyjnego.
– Jest przejście! – krzyknął ucieszony. – Tam drzwi widzę. Chyba do hali.
Nawet nie czekał na odpowiedź kudłacza, tylko przełożył nogi na drugą stronę i zjechał na tyłku po zboczu rumowiska.
....
Jim stał nieruchomo krawędzi kanału. Ostatnie nitki dymu odrywały się od lufy pistoletu. Powoli uniósł broń i zgasił latarkę. Nie potrzebował jej wcale. Światło nie było mu już niezbędne. Wystarczyło, że słyszał bicie serca tego człowieka, jego urywany spazmatyczny oddech. Włączył je tylko po to, aby to on go zobaczył. By w ostatniej chwili ujrzał w jego oczach, że przegrał.
Podniósł głowę i wypuścił z ulgą powietrze. Obłok pary uniósł się w mroku, wzlatując ku wysokiemu stropowi. Mutant powoli skulił się i oparł rękami o mokrą posadzkę. Wygiął plecy w łuk. Kręgosłup trzasnął nadwyrężonymi kręgami.
„Tak fucking lepiej" – pomyślał i zabrał się za przeszukiwanie zwłok. „Trzeba będzie zabrać się wreszcie za ratowanie cuntish młodego i tego dump stalkera".
....
Stalowe drzwi z przeraźliwym jękiem otwarły się do wewnątrz. Musieli naprzeć na nie całą siłą, by przełamać opór zardzewiałych zawiasów. Wnętrze hali tonęło w mroku. Weszli ostrożnie do środka, oświetlając sobie drogę latarkami. W powietrzu czuć było jeszcze swąd niedawnego pożaru, smród palonego ciała i futra oraz metaliczną woń krwi. Chłopak spojrzał przestraszony na Zwierza.
– Ktoś tu jest – szepnął nerwowo.
Wielki stalker mruknął coś po rusku pod nosem i mocniej ścisnął w garści rękojeść pistoletu. Ruszyli dalej wzdłuż ściany. Nie zrobili nawet trzech kroków, gdy zaraz za ich plecami rozległ się ostry głos.
– Oi, wy useless cunts! – krzyknął prawiesnork. – Tak hałasujecie, że mi tu zaraz wszystkich sztywnych pobudzicie!
Koniec cz. XXI
CZYTASZ
S.T.A.L.K.E.R. Ballada o prawiesnorku tom 1 [ZAKOŃCZONE]
Science FictionOkładkę wykonała @Sutsui #sławędajgrafikowi Jako fan serii S.T.AL.K.E.R, zarówno w wersji papierowej jak i tej interaktywnej, nie mogłem sobie odmówić napisania kilku rozdziałów inspirowanych tym uniwersum. Zainteresowanym polecam serię "Fabryczna...