Mam coś czego on pragnie

11.4K 414 18
                                    

~~Widzisz błędy, popraw mnie.~~

Myślałam, że odgrodzenie się przed całym światem, pozwoli mi przetrwać wewnętrzne piekło. Mrok, pochłaniający każdą cząstkę mojego umysłu, zabierał mi to co najważniejsze, wole przetrwania. Stałam na polu walki jako jedna jedyna, przeciw wszystkim demonom. Czy byłam wojownikiem? Oczywiście, że nie. Poddałam się już dawno, tylko że byłam zbyt wielkim tchórzem, by z tym skończyć. Dlatego zatracałam się w swoim zamkniętym świecie, gdzie nikt nie miał dostępu.

Mknęliśmy ulicami ekskluzywnej dzielnicy Los Angeles, a za szybą migały palmy, hotele, restauracje. Ludzie zatracali się w gwarze codzienności, każdy ze swoją życiową historią, swoim osobistym bagażem. Wieczorna ciepła aura i barwa zachodzącego słońca, skłaniała do refleksji.

Mogłabym już tego nie zobaczyć.

Kilka godzin wcześniej, nie czułam nic poza strachem. Teraz, siedząc na skórzanym siedzeniu pasażera w jeppie Antonia, czując wszechogarniającą pustkę, byłam na etapie wyparcia. Zepchnęłam te wszystkie negatywne emocje, w zakamarki swojej pamięci, gdzie wszystkie inne demony.

Czułam na sobie jego wzrok. Obserwował mnie jak sokół, szukając w moim murze choćby małego pęknięcia.

Oczywiście, że tam było.

Szkopuł w tym, że nie znał mnie na tyle, by je dostrzec.

Brunet zaparkował samochód, w podziemnym parkingu apartamentowca w centrum L.A. Odpiął swój pas i zerknął na mnie, gdy ja wciąż siedziałam w bez ruchu.

– To tylko chwilowa opcja. – Odezwał się – Jeśli dowiemy się czegokolwiek o intruzie, który cię zaatakował, wrócisz do domu.

Odruchem bezwarunkowym, było drżenie mego ciała, gdy wspomniał o nim. Wszystko co chciało wydrzeć się z mojego ciała, było nieopanowanym krzykiem. Łkaniem. Błaganiem.

Intruz. Nie nazywałam go tak. Kazał mówić do siebie Mefisto.

Potrząsnęłam głową i odpięłam pas, unikając jego natarczywego spojrzenia. Wiem, że chciał coś jeszcze dodać, lecz nie pozwoliłam mu na to. Wyszłam w pośpiechu z samochodu, z wiedzą, że jeśli tego nie zrobię wpadnę w panikę. Nie może się to stać, nie przy nim. Pogrążona w swoich myślach i skupiając się na oddychaniu, usłyszałam trzask drzwi, a po chwili otwieranie bagażnika. Brunet wyciągał moją walizkę, a ja oparta o samochód liczyłam oddechy. Będąc już pewna, że kołatanie serca ustało, odwróciłam się w jego stronę. Coś nietypowego dla naszej dwójki, zawisło nad nami. Jakieś niewypowiedziane pytania, zapewnienia. Nieważnie. Nie potrzebowałam psychologa, ani wsparcia. Szczególnie od niego.

Winda, a innymi słowy blaszana puszka zamykała się, odcinając nas od świata. Miałam nieodparte wrażenie, że to nie będzie przyjemna przejażdżka. Dudnienie w piersi powróciło, oparłam się o metalową ścianę i patrzyłam na swoje białe adidasy. Klaustrofobia – nazwałam swój lęk,  lecz on wciąż tam był, nie stał się lżejszy. Ale pieprzyć to, z dwojga złego wybieram mniejsze zło. Przyjmuję ten lęk, nie walczę z nim.

– Gdybym cię nie znał pomyślałbym, że boisz się jeździć windą, księżniczko. – Odezwał się, przykuwając moją uwagę. – Czy może, to ja na ciebie tak działam? – Kiwnął na moje dłonie nerwowo mnące materiał kurtki. Zapewne już zauważył mój przyśpieszony, drżący oddech.

– No jasne. – Warknęłam, gdy jego oczy świdrowały moją twarz. Opuściłam włosy na jeden bok, zasłaniając ranę na policzku. – To. – Pokazałam na przestrzeń wokół nas. – Jest spełnieniem moich snów, Antonio. Każdej nocy śniłam, by zamknąć się z tobą w blaszanej puszcze i rozmawiać o moich obawach i pragnieniach. – Zakpiłam z czystym sarkazmem, na co on wysoko uniósł brew.

Złamana przysięgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz