Gdzie podział się, mój opiekuńczy anioł

11.8K 442 8
                                    

~~Widzisz błędy, napisz w komentarzu. Dziękuję.~~


Samanta

– Nic ci nie jest księżniczko? – Spokojny głos mężczyzny, odgonił strach dziewczynki, przed tym co właśnie mogło się stać. W ostatniej chwili rzucił się na jej ratunek, kiedy pędzące samochód nie wyhamował, gdy Samanta wbiegła na ulicę.

– Ne wujku... Ja ćałam się tylko husiać. – Załkała

– Już dobrze, nie płacz księżniczko. Wezmę cię na plac zabaw, tylko obiecaj, że już nigdy się sama nie oddalisz. – Patrzył z iskrą strachu w błękitne tęczówki rudowłosej, kucając przed nią i ściskając delikatnie jej ramiona.

– Pseprasam wujku, jus naplawdę nie bedę. – Odrzekła i zadrżała, co szatyn od razu wyczuł.

– Nie musisz się już bać księżniczko. Jestem przy tobie i zawsze będę, jak będziesz tylko mnie potrzebować. – Zapewnił dziewczynkę, uśmiechając się do niej pocieszająco.

– Psysięgas?

– Przysięgam.

Z wielkim pieprzonym trudem podniosłam powieki. Ból głowy, rozsadzał mój mózg na kawałki. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Jęknęłam żałośnie, wkurzona, że ktoś rozsunął wiecznie zasunięte rolety w moim oknie. Podniosłam się sfrustrowana, a gdy rozglądnęłam po pomieszczeniu, w wielkim szoku stwierdziłam, że kurwa nie jest moje. Ściany sypialni były w ciemnych barwach, coś w odcieniu grafitu. Leżałam na luksusowym tapicerowanym łóżku, z pikowanym wezgłowiem. Na końcu mebla stała drewniana skrzynia, natomiast po bokach drewniane dębowe półeczki.

Aż tak odleciałam po jednej kresce, że wylądowałam w łóżku nieznajomego.

Pierdziele.

Spojrzałam w dół i westchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że mam na sobie sukienkę. Następnym krokiem, była próba zlokalizowania butów. Stały ułożone obok skrzyni. Zsunęłam się z wielkim trudem z łóżka, chwyciłam botki do ręki i bezszelestnie na palcach skierowałam do drzwi. Po otwarciu wychyliłam się i gdy nikogo nie zauważyłam, wyszłam na korytarz.

Uch schody.

A gdzie są schody, jest i wyjście. Skierowałam się w ich stronę. Zeszłam na dół.

Bingo drzwi!

Wystarczyło przejść jeszcze przez hol . Nie rozglądając się, sunęłam prosto w ich stronę.

– Nie mów mi tylko, że to twoja rutyna. – Męski niski głos zatrzymał mnie. Wypuściłam głośno powietrze z płuc i zamknęłam oczy. – Zaraz po seksie z nieznajomym, wymykasz się po cichu, z butami w rękach?

Skierowałam wzrok na mężczyznę siedzącego luźno na kanapie. Jego nogi były szeroko rozstawione, a w ręce którą zapierał na podłokietniku,  trzymał szklankę do połowy wypełnioną bursztynową cieczą. Więc, to mi się nie śniło. Nie byłam aż tak na haju żeby wmówić sobie, że znowu jest przy mnie. Jego bursztynowe beznamiętne tęczówki, mierzyły mnie, oceniały. Gdzieś można było usłyszeć tykanie zegara, a jeszcze gdzie indziej uderzenia kropel deszczu o szybę. Ale to cisza najbardziej mnie przerażała. Była zapowiedzią przed burzą. Wyprostowałam się, przywdziewając na twarz cwaniacki uśmieszek. Gdy maskowałam się pewnością siebie, nigdy nie mogli zobaczyć tego co kryło się naprawdę pod nią.

Teraz wiem, że znajdowałam się w miejscu, w którym nie chciałam być. Trafiłam do paszczy bestii. Potwora, który miał coś mojego.

Serce dziesięcioletniej dziewczynki.

– Jak widzisz wszystko, by się zgadzało, poza... - Przerwałam, by moje słowa zabrzmiały bardziej dramatycznie. – ...Seksem, w końcu tej nocy mnie ominął. – Stąd dostrzegłam jak jego szczęka zacisnęła się, mimo że wyraz twarzy się nie zmienił. Był kamienny.

– Albo byłaś zbyt naćpana, żeby to zapamiętać. – Warknął nieprzyjemnie. – Płacą ci chociaż? – Jego słowa pozostawiły na moim ciele, nieprzyjemne dreszcze, zatuszowałam to jednak, jeszcze szerszym, sztucznym uśmiechem.

– Nie jestem dziwką... Antonio – Odpowiedziałam znudzona.

– To kim może, ćpunką? Narkomanką? – Jego nieprzyjemny ton, coraz bardziej wywiercał we mnie dziurę, powodując, że mur, który budowałam przez tyle lat, zaczął się walić. A wystarczyło, że los postawił ponownie na mojej drodze, tą część życia, od której już dawno się odgrodziłam.

Nie pozwolę na to.

Upuściłam buty na podłogę, niby od niechcenia. Powolnym krokiem zaczęłam zbliżać się w kierunku mężczyzny. Opuścił wzrok na moje gołe stopy i obserwował każdy krok, biorąc łyk płynu.

Zmienił się. Nie był już tym samym facetem, który wyjeżdżał z L. A. siedem lat temu. Stał się oschły, lodowaty, a może zawsze taki był, tylko nie dla tej dziesięciolatki. Zatrzymałam się między jego szeroko rozstawionymi nogami. Nie poruszył się.

Obserwował.

Jego masywne ramiona opinała czarna koszulka, a skórę pokrywał czarny tusz. Pozwoliłam sobie zmierzyć go wzrokiem, oglądnąć niczym fascynujące dzieło sztuki. Jego twarz zmężniała, szczękę pokrywał ciemny zarost. Czarne włosy, były krótko przystrzyżone po bokach, a dłuższe u góry. To nawet niesprawiedliwe, że można wyglądać tak idealnie i to z samego rana.

– Gdzie podział się, mój opiekuńczy anioł? – Szepnęłam – Kim teraz jesteś Antonio? – Przyglądał mi się z dołu, a jego oczy płonęły, tylko nie mogłam dostrzec, czym to było spowodowane. – Hmm... Myślałeś, że jak wrócisz, rzucę ci się na szyję, tak jak zawsze to robiłam? Powiem jak bardzo się za tobą stęskniłam? – Mój głos był subtelny i opanowany, nie było w nim żalu, już dawno się go pozbyłam. – Widzisz, nie wiem jak szybko czas mijał tam gdzie byłeś, ale u nas minęło siedem pieprzonych lat, nie dwa dni wujku. Więc zrób coś dla mnie i zniknij na drugie tyle. – Gdy skończyłam, chwyciłam jego szklankę i przechyliłam, wypijając jednym susem, całą jej zawartość.

Nie skrzywiłam się.

Nie odrywaliśmy od siebie beznamiętnego, obojętnego wzroku. Robiłam krok do tyłu, gdy on gwałtownie zahamował mój ruch, chwytając za moje uda. Boże przysięgam, że w tym momencie przeszedł przez nas prąd. Upuściłam szklankę, która z wielkim hukiem rozprysnęła się na błyszczących czarnych płytkach. Antonio podniósł się z kanapy, nie odsuwając dużych, szorstkich dłoni od mojego ciała. Gdy się wyprostował, górował nade mną i to ładne kilkadziesiąt centymetrów.

Żałuję, że nie miałam na nogach szpilek.

– Albo mi się zdaję, albo wydawałeś się kiedyś wyższy? – Sarknęłam, próbując zatuszować, to jak na mnie działał, jego cholerny dotyk.

– Nie igraj ze mną księżniczko. – Ostrzegł mnie. – Bo następnym razem, wykorzystam twój stan, nie przejmując się tym, jak bardzo jesteś naćpana i jak bliskie relacje mam z twoim ojcem. – Zmarszczyłam czoło, a jego wzrok był cierpki, wręcz karcący, jakby dawał właśnie reprymendę jakiejś napalonej uczennicy.

– Zniknij Antonio. – Szepnęłam i odwróciłam się na palcach, chcąc odejść przytłoczona jego bliskością. Poczułam jak drobinki szkła zraniły moje stopy, lecz ten ból był do zniesienia, w porównaniu z tym psychicznym. Moje serce dudniło. Przyśpieszyło ze stu uderzeń na minute, do dwustu, a może nawet więcej. Z trudem przełykałam ślinę, gdy gardło zacisnęło się jak imadło. Założyłam buty i wyszłam z mieszkania, zostawiając tam kilka uszkodzonych cegieł, które obsypały się z mojego muru.

Złamana przysięgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz