Łatwa

11.1K 435 30
                                    

~~Widzisz błędy, popraw mnie. Dziękuję.~~

Jego emocje były jak uśpiony wulkan. Ukryte, wyciszone, lecz delikatne wstrząsy w każdej chwili mogły doprowadzić do pęknięć i gwałtownej erupcji. Był doskonałym kłamcą i jedynym w sobie manipulatorem. Był królem w swoim świecie, ale nie chciał mnie w nim. Mimo, że był zaborczy i opiekuńczy, nie potrafiłam rozgryźć, czy kierowały nim jakieś ukryte uczucia, czy może chęć wywiązania się z przydzielonego mu zadania? Bo co mogłam mu zaoferować?

Czułam się jak staruszka w ciele nastolatki. Wypalona i zepsuta do szpiku kości. A mimo to szukałam w Antonio tej iskry, która pozwoliłaby mi na nowo zasmakować życia. Że istnieje na tym świecie coś więcej niż ból i cierpienie, a my jesteśmy częścią czegoś większego.

— Powtórz księżniczko, czego chciał pieprzony Simone Olivieto. — Chociaż jego głos brzmiał spokojnie, oczy były tego przeciwieństwem.

Zadygotałam.

— On... — Przełknęłam głośno. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi, nie bałam się jego gniewu, obawiałam się tylko co może zrobić Simone i jak to się może dla niego skończyć. Chwycił mój podbródek w palce i ścisnął, nie pozwalając opuścić głowy. Więc wyzywająco spojrzałam w jego puste oczy, w których kiedyś dostrzegałam tyle ciepła. Chciałabym stać się chociaż na moment tamtą dziewczynką, która była warta tych spojrzeń.

Ale już nią nie byłam.

Oczywiście mogłabym spróbować być mniej martwa i pokazać Antoniowi, że wciąż jestem tą niewinną, słodką i bez skazy. Ale po co?

Antonio puścił mój podbródek i odwrócił się mechanicznie. Spanikowałam. Wiedziałam, że zamierza bez skrupułów pozbyć się Olivieto, więc złapałam go za ramię, pociągając. Szczerze sama byłam zaskoczona ile miałam siły. Brunet zamarł w bezruchu. By następnie odezwać się groźnie.

— Radzę ci księżniczko puścić moją rękę, chyba że wolisz by gniew na pieprzonego Olivieto spłynął na ciebie?

Wiedziałam, że pytał poważnie. I powinnam się obawiać, gdyż kto jak kto, ale mężczyzna stojący przede mną był słowny, mimo to nie potrafiłam. Ja to zaczęłam i byłam gotowa wziąć na siebie konsekwencje, dlatego też nie poluźniłam uścisku a zacisnęłam go jeszcze bardziej. Dostrzegłam jak ramiona Antonia unoszą się bardzo szybko, jakby oddychanie sprawiało mu problem.

Uparcie brnęłam w coś co mogło mnie jeszcze bardziej zniszczyć.

Antonio zassał głęboko powietrze, po czym odwrócił się do mnie. Jego pociemniałe oczy spojrzały na moją dłoń, zaciśniętą na jego ramieniu. Kącik jego ust drgnął niebezpiecznie. Włożył dłoń do kieszeni, wyciągnął papierosa i włożył go do ust, wciąż leniwie obserwując moją twarz. Co bym dała by przeniknąć do jego myśli i wiedzieć co chodzi teraz mu po głowie. Otworzył metalowe zippo, a nasze twarze rozświetlił jasny płomień. Końcówka papierosa zabłysła, a dym wydobył się z ust mężczyzny wraz z uspakajającym westchnieniem.

— Czego się obawiasz księżniczko? Hm? - W końcu zapytał, między kolejnymi zaciągnięciami się fajki. — Mógłbym tam wrócić i jednym ruchem złamać kark pierdolonemu Olivieto i nie uwierzę, że nie pragniesz tego samego.

Wydmuchał dym wprost w moją twarz. Tak, pragnęłam patrzeć jak się wykrwawia i sama chciałabym mieć w tym swój udział. Zapewne Antonio dostrzegł błysk w moim oku i ponownie jego kącik ust wygiął się w górę. Wyrzucił niedopałek na idealnie wypielęgnowany trawnik, by następnie zrobić krok w moją stronę, potem następny i następny, do momentu gdy moje ciało nie wpadło na dębowy stół. Nic nie mówiąc zdecydowanym ruchem pchnął mnie na niego, każąc się na nim położyć. Mój oddech przyśpieszył, serce wyrywało się z piersi. Chłodny jesienny wiatr studził moją rozpaloną skórę, która stawała się taka pod wpływem jego gorącego wzroku. Przesuwał nim po mojej twarzy, wyeksponowanych piersiach i niżej. Był jak drapieżnik, oceniający swoją zdobycz.

Złamana przysięgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz