rozdział 2

135 11 0
                                    

-Co mam zrobić?! Chyba was pojebało. Nie jestem żadnym płatnym mordercą, poza tym podróże w czasie Są zakazane.

Wolałem nie wspominać, że odczułem to na własnej skórze.

-Owszem, ale jako międzygalaktyczna federacja nie musimy przestrzegać tych przepisów. Poza tym twój dziadek wymaga działania poza prawem. Chcę tylko jednej rzeczy słoneczko. Gdy to zrobisz, zyskasz sławę, pieniądze i dobre imię. Nie chcę żebyś więcej cierpiał. Morty. Widzę, jaki on ma na ciebie wpływ. Taki chłopiec jak ty zasługuje na wszystko co najlepsze.

-Dobrze, ale mam kilka warunków. Przede wszystkim, moja rodzina będzie bezpieczna. Gdy wrócę do domu, nie będzie pamiętała o istnieniu Ricka. Będę mógł żyć tak jak dawniej. Pragnę spokoju, ale też odpowiednich środków do życia, żeby moja mama nie musiała tak ciężko pracować.

-Zgadzam się, Morty.

Spojrzałem na niego z niechęcią. Wtedy on złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego pojazdu. Był nim nowoczesny statek kosmiczny.

-Poczekaj.

-Tak słodziaku? Wybacz, ale mamy przed sobą długą drogę a ja nie zamierzam się spóźnić.

-Ktoś musi karmić mojego kota, Puszka.

-Dobrze, załatwię to.

Westchnął, a następnie wepchnął mnie do środka pojazdu. Nie spodziewałem się po nim takiej siły, szczególnie, że był raczej chudy. Mimo to posłusznie usiadłem na siedzeniu i już do końca tej nudnej podróży nie robiłem nic więcej, oprócz spania i przeglądania Instagrama.

...

Zostałem obudzony poprzez lekkie potrząsanie. Jakaś kobieta, najprawdopodobniej pracownica rządu na niskim szczeblu, stała koło mnie zniecierpliwiona.

-Chodź, musimy ruszać. Szef się niecierpliwi.

Po wyjściu z pojazdu od razu zostałem otoczony przez ochronę, która nie oddalała się ode mnie nawet na metr. Nie byłem jakoś szczególnie zaskoczony. Wiedziałem, że trafiłem do wydziału, w którym pracowali sami ludzie, ale wiedziałem też, że inni pracownicy są bardzo przeciwni zarówno mieszkańcom Ziemii, jak i mojej rodzinie. Cieszyłem się, że zapewnili mi ochronę. Nagle pojawił się koło mnie ten blondyn.

-Przepraszam proszę pana, mam jedno pytanie.

-Jasne, mów śmiało słonko. Nazywam się James, nie musisz mówić do mnie „Proszę Pana".

Zaśmiał się lekko.

-Jak właściwie chcesz to rozwiązać James? Gdy mój dziadek umrze, wtedy ani ja, ani moja mama i siostra nie będziemy istnieć. Nie, żebym miał coś przeciwko, ale mówiłeś, że dostanę nagrodę. Martwy nie zamierzam jej przyjąć.

-Oh, Morty. To najtrudniejsza część twojej misji. Otóż, musisz wiedzieć, że nie jesteś oryginalną wersją Mortyego. Twój dziadek, gdy byłeś jeszcze mały, zastąpił poprzedniego Mortyego tobą. Tamten Morty był dość...buntowniczy, można tak powiedzieć. Ale spokojnie, ty i twoja rodzina przeżyjecie. O ile będziesz chciał z nami współpracować.

W cieniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz