Part 15

2.5K 162 15
                                    

Walczyłam sama ze sobą, zastanawiając się czy powinnam wrócić w kółko zadając sobie pytanie, czy w ogóle powinnam była wychodzić. Jedno było pewne, nie powinnam była tak reagować, może, gdybym się powstrzymała dostałabym więcej odpowiedzi na miliard pytań, które od kilku dni chodziły po mojej głowie.

Moje uprzedzenia zaprzepaściły okazję do porozmawiania z nim sam na sam. Ostatnim razem gdy to on do mnie przyszedł był bardzo negatywnie nastawiony do mojej osoby. Teraz gdy otworzył się przed mną, co nie było dla niego proste, ja po prostu wyszłam. Stchórzyłam, bałam się tego co powiedział. Może czułam, że oczekuje ode mnie czegoś czego nie mogę mu dać. Po mojej reakcji może już ostatecznie stwierdzić, że ta cała pomoc dla mnie nie jest dobrym pomysłem. Bałam się, że zniknie, że po prostu mnie zostawi tak jak zrobił to Tony gdy byłam dzieckiem..

- Hope weź się w garść. – Szepnęłam pod nosem sama do siebie ocierając policzek, ukrywając tym samym ślady po niedawno uronionej łzie. – Musisz tam wejść. – Chwyciłam się za głowę ciągnąc jednocześnie za włosy.

Zrobiłam kilka głębokich wdechów, odwróciłam się przodem do drzwi i kładąc rękę na klamkę, którą szarpnęłam otworzyłam je delikatnie. Chłopak siedział na podłodze, gdy usłyszał, że drzwi się otwierają uniósł głowę i spojrzał na mnie tymi swoimi stalowo-niebieskimi oczami, które mimo półmroku panującego w pokoju świeciły się wyraźnie. Potargane włosy padały mu na twarz jednak nawet spod nich dostrzegałam delikatny uśmiech, który wkradł się na jego usta.
Zorientowałam się wtedy, że od jakiś trzech minut po prostu stoje w progu patrząc na niego jak głupia. Wzdrygnęłam się i usiadłam naprzeciwko chłopaka, który nie odezwał się oni słowem śledząc każdy mój ruch.

- Przepraszam.. – Wypowiadające te słowa widziałam jego zaskoczony wyraz twarzy. – To wszystko jest dla mnie.. – Zaczęłam wyjaśniać jednak nie potrafiłam znaleźć odpowiedniego słowa.

- Nowe. – Pokiwał głową w geście całkowitego zrozumienia mnie.

- Tak, nowe. – Powtórzyłam również przytakując.

- Nie masz, za co przepraszać, nie powinienem był ci tego wszystkiego mówić. – Zmarszczyłam brwi na jego słowa. – Przynajmniej nie teraz, nie na tym etapie. – Dodał.

Rozumiałam go poniekąd. Był zapewne świadomy, że to wszytsko jest przytłaczające, taka duża dawka informacji w tak krótkim czasie. Jednak wiedziałam, że mimo tego, co powiedział on czy nawet Tony większość z tego to była połowiczna prawda bądź totalne kłamstwo. Podkoloryzowane słowa, abym lepiej przyjęła informację i nie dostała zawału schodzą na miejscu.

Miałam uczucie, że James nie mógłby mnie okłamać, gdybym poprosiła go o szczerą do bólu odpowiedź oraz wyjaśnienie tego wszystkie.

Byliśmy sami. Strange krzątał się gdzieś na dole a Tony był nie wiadomo w sumoe gdzie. Zapewne skupiał się na ratowaniu świata. To mogła być moja okazaja do wykorzystania tej chwili do granic możliwości.

Nie myślałam wtedy nawet o tych odległych pytaniach odłożonych w specjalnej szufladzie dzieś w głębi mojego umysłu. Myślałam chociażby o tym, co powiedział mi przed chwilą. Chciałam zanć sens i przesłanie kryjące się pod jego słowami. Czym tak naprawdę byliśmy. Co on oczekuje, że we mnie zobaczy po tak długim czasie oraz czego ja nie widzę w nim a powinnam.

- Jeśli cię poproszę, żebyś był ze mną szczery. Czy obiecasz mi to? – Przerwałam trwającą ciszę.

- Obiecuję. – Wypailił bez zastanowienia, potwierdzając moje przypuszczenia, że nie jest wstanie kłamać mi w żywe oczy.

- Chce znać odpowiedzi na kilka pytań. – Wyjaśniłam, jednak przez fakt, że miałam milion myśli na sekundę nie potrafiłam kontynuować.

- Nie powiedzieliśmy ci całej prawdy. – Mówił jakby właśnie wyczytał to z moich myśli.

Spojrzałam na niego w szoku. Jak to możliwe, że po lekkiej konsternacji na mojej twarzy on wiedział dokładnie jakie pytanie będę chciała zadać jako pierwsze. On jednak nie wydawał się być jakoś bardzo przejęty moją reakcją i po prostu patrzył mi w oczy czekając co powiem.

- Właśnie o to chciałam zapytać. – Powiedziałam cicho praktycznie sama do siebie.

Zaśmiał się cicho, przez co byłam pewna, że nie wypowiedziałam tych słów dostatecznie cicho, nie skomentował mojej wypowiedzi.

- Nie powinnam była wychodzić po tym, co powiedziałeś, nawet jeśli tego nie pamiętam. – Przygryzłam delikatnie wargę. – Dziękuję za twoją szczerość to było bardzo miłe z twojej strony. Chciałam, żebyś wiedział, że doceniam chęć pomocy z twojej strony. Nie wiem co łączyło nas wtedy, ale chciałabym się dowiedzieć tego w pierwszej kolejności. Ostrzegam tylko, że mam jeszcze wiele pytań. – Wystawiłam wskazujący palec w jego stronę. – Na które oczywiście nie musisz odpowiadać. – Dodałam.

- Chce odpowiedzieć, jestem ci winny prawdę. Masz prawo wiedzieć co się stało. – Wydawał się być niepewny. – Jednak zanim cokolwiek powiem, chce żebyś wysłuchała do końca co mam ci do powiedzenie. – Nachylił się w moją stronę. – Ty też musisz mi coś obiecać.

- Obiecuję. – Położyłam prawą rękę na sercu.

- Jeszcze nic nie powiedziałem. – Uniusł kącik ust do góry.

- Ale i tak już obiecuję. – Odpowiedziałam całkiem poważnie.

- Obiecaj, że nie zdenerwujesz się i nie wyjdziesz przez te drzwi nie wracając już. – Jego oczy patrzyły na mnie błagalnie.

- Przeraziłeś mnie teraz odrobinę.. – Wyprostowałam się. – Ale obiecuję.

Chłopak odetchnął z ulgą jednak ja siedziałam teraz spięta dziesięć razy bardziej niż wcześniej. Obawiałam się tego co chce mi powiedzieć. Miałam nadzieje, że będę wstanie udźwignąć prawdę. Nie powie przecież nic gorszego niż to co do tej pory usłyszałam. Chyba nie ma nic już gorszego...

- Do którego momentu wasza historia jest prawdziwa? – Podwinęłam kolana pod klatke piersiową owijając je rękami.

Zmarszczył brwi i przez kolejne kilka minut siedzieliśmy w ciszy. Nie ponaglałam go. Po prostu czekałam aż będzie gotów.

- Przez pierwsze cztery miesiące byliśmy dla siebie jak zupełnie obce osoby mimo że trenowaliśmy każdego dnia, spędzaliśmy razem całe dnie byliśmy z odrębnych światów. Byłaś pyskata, oschła i zimna, wyprana z uczuć. Ja byłem taki sam. Nawet gorszy. – Jego ręka zaczęła się lekko trząść. – Jednak w tobie zawsze widziałem to światełko, które nigdy nie gasło. Nieustannie próbowałaś pokazać ojcu, że jesteś warta jego uwagi, której nigdy nie chciał ci dać. Nie rozumiałem wtedy, dlaczego zabiegasz o jego uznanie tak bardzo jednak potem zrozumiałem, że go szczerze kochałaś i chciałaś żeby on też cię pokochał. Postanowiłem próbować z tobą rozmawiać. Chciałem, żebyś zrozumiała, że nie zobaczy w tobie tego dobra. Byłaś niesamowicie oporna, na początku zazwyczaj wybąkiwałaś jedynie krótkie słowa w odpowiedzi. – Zaśmiał się przykrywając tym samym swoje podenerwowanie. – Potem dałaś się przekonać i byłaś bardziej rozmowna.

- Dzień dobry Hope! – Chłopak wszedł dziarskim krokiem na sale treningową.

- Dzień dobry Bucky! – Odłożyłam noże na podłogę i kierowałam się po taśmy do obwiązania rąk.

Chłopak zatrzymał się w miejscu przy macie gdzie rozłożone były ostre narzędzia. Wziął jeden do ręki i przyglądał się mu uważnie.

- Uważaj, bo zrobisz sobie krzywdę. – Prychnęłam zmierzając w jego stronę z dwoma taśmami. – Są ostre.

Ten jedynie spojrzał na mnie spod byka zamachnął się i cisnął we mnie ostrzem. Schyliłam się w porę gdy przelatywał tuż obok mojej głowy.

- Co ty robisz?! – Słowa rozniosły się echem po pustej sali sprawiając, że mój głos był dwa razy bardziej donośny.

- Sprawdzam, czy nadal jesteś w formie. – Uśmiechnął się podchodząc bliżej mnie. – I wychodzi na to, że nadal jesteś najlepsza. – Zagarnął kosmyk moich włosów za ucho.

Wykorzystując chwilę jego nieuwagi podcięłam mu kolana moją nogą, przez co z hukiem upadł na ziemie.
- A ty nadal rozkojarzony. – Rzuciłam pochylając się na nad nim.

On wybuchnął śmiechem. Gdy chciałam odejść ten pociągnął mnie za kostkę i oboje leżeliśmy na ziemi zwijając się ze śmiechu.

- Hope słyszysz mnie? – Głos Jamesa słyszałam jak przez mgłę. – Hope! – Poczułam jak mną potrząsa.

Mój oddech był bardzo szybki. Nie potrafiłam opanować trzęsących się rąk, które on chwycił po chwili. Jego dotyk mnie uspokoił jakby zabrał ze mnie cały stres. Otwarłam szerzej oczy i zobaczyłam jego przerażoną twarz centymetr od mojej. Był tak blisko, że czułam jego przyśpieszony ciepły oddech na moim policzku. Jego zmartwione oczy intensywnie się we mnie wpatrywały. Zaczerwienione popękane usta otwarły się, aby coś powiedzieć.

- Tak przepraszam. – Uprzedziłam jego kolejne słowa.

- Co widziałaś? – Nie odsunął się nawet o milimetr.

- O ty czym mówisz? – Byłam zdezorientowana jego pytaniem.

- Też miewam przebłyski. - Ujął moja twarz w swoją chłodna metalową dłoń. - Też czasami cię widzę we wspomnieniach.

- Skąd wiesz, że cię widziałam. - Odsunęłam się od niego.

On widząc moją reakcje jakby zawstydził się, że pozwolił sobie mnie dotknąć i również się odsunął.

- Teraz już wiem. - Prychnął pod nosem a ja skarciłam go wzrokiem za ten podstęp.

Zagarnęłam włosy do tyłu czując jak cały czas mi się przygląda.

- Wtedy przy Tonym.. - Zaczęłam.

- Miałaś to samo. - Znów dokończył za mnie. - Wiem. - Spojrzałam na niego.

- Widziałam cię. - Spuściłam zawstydzona wzrok w dół. - Byliśmy na sali treningowej.

- Na początek dobre są i te dobre wspomnienia. - Pokiwał głową w zrozumieniu.

- Skąd wiesz, że było miłe. - Uniosłam brew.

- Uwierz mi, w innym razie byłabyś w innym stanie. - Przygryzł wewnętrzną stronę policzka.

Widziałam jakiś niepokój na jego twarzy. Może nie chciał abym widziała te gorsze wspomnienia. Pewnie o to mu chodziło gdy poprosił mnie abym złożyła mu obietnice.

- Przepraszam, przerwałam ci gdy odpłynęłam. - Położyłam rękę na jego kolanie, lecz gdy widziałam jak się wzdrygnął szybko ją zabrałam. - Mógłbyś kontynuować? - Powiedziałam już mniej pewnie.

Nabrał głęboki wdech jakby przed nim była ta gorsza część historii. Jednak wydawał się nie tracić chęci do opowiedzenia mi tego, mimo że gdyby mógł pewnie by już wyszedł.

- Po jakimś czasie nasza relacja była już bardzo silna. Mieliśmy siebie co sprawiało, że obojgu żyło nam się dużo lepiej mimo tego, co czekało na nas każdego dnia. Jednak gdy twój ojciec dostrzegł, że oboje za bardzo się do siebie przywiązaliśmy.. - Jego głos się zachwiał. - Mi zaczęli wymazywać pamięć a tobie na to patrzeć. - Po tych słowach jego oczy się lekko zeszkliły, wzrok wbił w swoją rękę, żeby nie pokazać słabości. - Jednak byłaś na tyle uparta, że nie odpuszczałaś. Mimo to po każdym praniu mózgu pomagałaś mi odzyskać pamięć. Opowiadałaś mi w kółko to samo. - Uśmiechnął się gdy jedna łza wytoczyła się z jego oka.

Nie zauważyłam nawet kiedy łzy mimowolnie zlewały się już z moich oczu. Patrzyłam na niego podczas gdy moje serce pękało widząc go w takim stanie. Kiedy on próbował przeciskać to wszystko przez gardło ja nawet nie mogłam nawet wyobrazić sobie to przez co przechodził.

- Potem zrobiłem coś... - Przetarł twarz rękami. - Coś, czego dotąd żałuje.

Spoglądałam na niego z niezrozumieniem. Uniósł głowę, ale widząc moja minę położył rękę na moim kolanie.

- Przepraszam Hope.. - Jego głos się łamał.

- James przerażasz mnie. - Mówiłam przez łzy.

On nachylił się i naciągając moja koszulkę osunął ja z mojego ramienia. Przejechał kciukiem po dużej bliźnie postrzałowej.

- To moja wina. - Widziałam jak jego szczęka się zaciska.

Straciłam jego rękę, którą nadal ciasno trzymał na moim ramieniu i zamknęłam go w moich ramionach. On natychmiast odwzajemnił uścisk. Czułam jak moja koszulka moknie od jego łez a ja w tym samym czasie robię dokładnie to samo z jego.

- To nie twoja wina James. - Wyszeptałam w jego ucho.


*Pierwsza taka szczera rozmowa Hope z Buckym. Myśle, że dużo zostało powiedziane ale Hope ma zapewne jeszcze więcej pytań.
Jej relacja z Jamesem się polepsza albo to tylko cisza przed burzą..*

Dear Diary || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz