Part 26

1.7K 97 128
                                    

Od momentu kiedy się obudziłam minęły cztery miesiące, które w głównej mierze spędziłam tylko na leżeniu i odpoczywaniu. Z tego co zostało mi powiedziane to poza złamaną nogą w dwóch miejscach, połamanymi żebrami, miałam jeszcze krwotok wewnętrzny oraz wstrząśnienie mózgu. Nazbierało się tego trochę. Nie dziwny więc będzie też sam fakt, że niewiele z tamtego dnia pamiętam. To znaczy, zarysowały mi się pewne wydarzenia jednak widzę je jak przez mgłę. 

Przeżyłam praktycznie dzięki Jamesowi bo zachował zimną krew i wiedział co zrobić. Opowiadał mi w szczegółach jak odpływałam mu na rękach i jak kilkakrotnie to jemu stawało serce gdy nieprzytomna plułam krwią. Od samego słuchania robiło mi się słabo, podziwiam go za to, że nie stchórzył. Z tego co mi mówił, Tony wraz z Kapitanem i kilkoma innymi osobami zjawili się wkrótce po tym jak straciłam przytomność. Wszyscy w kółko powtarzali mi, że miałam ogromne szczęście. 

Po miesiącu ciągłego leżenia zaczęły się moje rehabilitacje. Uczenie się chodzenia od nowa jest beznadziejne i czułam się prawie jak dziecko. Na każdych zajęciach był ze mną James, który zawsze łapał mnie gdy potykałam się jak oferma o własne nogi. Prawdę mówiąc to dzięki niemu nie zrezygnowałam z tych zajęć po pierwszym tygodniu. Twierdził, że musze chodzić i nawet siłą będzie mnie zaciągać. Trzeba przyznać, że nie kłamał. Zdarzały mi się dni kiedy faktycznie niósł mnie na rehabilitacje.

Jednak chyba najbardziej cieszyło mnie jedno, to że w końcu skończyły się dni, w których bardziej niż żyć wolałam się zapaść pod ziemie i szczerze żałowałam, że wtedy nie umarłam. Z początku gdy się obudziłam, cierpiałam i to bardzo. Z krzykiem budziłam się po nocach, zalana potem i łzami. Przez pierwsze tygodnie nie mogłam nawet skorzystać sama z toalety co było chyba już największą kompromitacją. James jednak był wytrwały i nawet nie dawał po sobie poznać, że jest już zmęczony. Sypiał raczej jeszcze mniej niż ja. Całe dnie spędzał przy moim łóżku czekając aż się obudzę i będę go potrzebować.  

Mimo, że jego obecność dawała mi nadzieję, że następny dzień będzie lepszy czułam, że jego wiara nie jest taka silna. Siedział obok ale bywał nieobecny, gdy patrzył na mnie nie widziałam już tych iskierek, a jego czułe słowa były jakby puste. Moje zapewnienia, że to co się stało nie było w zupełności jego winą i nie miał na to wpływu, nic nie dawały. Nie było dnia, w którym nie widziałabym, że się nie obwinia. Chciałam wierzyć, że jest przy mnie bo mu zależy ale po czasie zaczęło do mnie docierać, że wytrwale trwa przy moim boku z poczucia winy.

- Jak się dzisiaj czujesz? - James wszedł do pokoju trzymając tackę ze śniadaniem. 

- Wyjątkowo dobrze. - Zaczęłam sama się podnosić do pozycji siedzącej, wspierając się na łokciach. 

- Widać nawet po tobie. - Usiadł obok mnie. 

- Co masz na myśli? - Odsunęłam się aby zrobić mu więcej miejsca. 

- Jesteś jakaś taka bardziej promienna. - Spojrzał na mnie podsuwając mi tackę z dwiema porcjami owsianki i sokiem pomarańczowym. 

Sam wziął jedno porcelanowe naczynie i zaczął się zajadać. Ja jedynie niechętnie spoglądałam na potrawę, której tak ogromna porcja budziła we mnie istne przerażenie. 

- Zaraz sam będę cię karmił jak nie zaczniesz jeść. - Odstawił swoją porcję. - Musisz coś jeść. 

Spoglądał na mnie z politowaniem. Przełożył swoją prawą rękę na moje plecy gładząc je delikatnie. 

- Sam robiłem. - Oznajmił. 

- Naprawdę? - Otwarłam szerzej oczy i zmusiłam się w końcu do napełnienia mojego żołądka. 

Dear Diary || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz