EPILOG

1.6K 87 105
                                    

Marinette stała na swoim balkonie i przyglądała się gwiazdom, które były już wysoko na niebie. Westchnęła cicho i potarła zziębnięte ramiona. Jesień miała się już ku końcowi i w powietrzu czuć było zimę. Wiedziała, że nie powinna była wychodzić w samej piżamie na taką pogodę, jednak potrzebowała złapać oddech po kolejnym koszmarze.

Blanc.

Nadal dręczyły ją złe sny i zdawała sobie sprawę z tego, że prędko nie ustąpią. Czasem budziła się w środku nocy przekonana, że nadal znajduje się w Zimnym Pokoju. Innym razem stawała jej przed oczami walka na Polach Marsowych. Prześladowały ją lodowato-błękitne oczy i białe włosy. Słyszała jego szaleńczy śmiech.

Pokonali go, ale nadal żył w jej wspomnieniach.

Podskoczyła jak oparzona, gdy nagle na jej ramionach spoczął ciepły koc, a potem odwróciła się w stronę intruza, gotowa do walki. Napięcie jednak zaraz zniknęło, gdy zobaczyła wpatrzonego w nią Czarnego Kota.

- Nie uważasz, że jest trochę za zimno na taki strój? – zapytał, otulając ją kocem po samą szyję i dodatkowo przyciągając mocno do piersi.

- Potrzebowałam minutki na świeżym powietrzu – odpowiedziała, kryjąc twarz na jego piersi.

Nawet nie wiedziała, że jest tak zmarznięta, dopóki nie znalazła się w jego ramionach i nie poczuła emanującego z niego ciepła.

- Znowu ci się śnił? – domyślił się, pocierając czule plecy dziewczyny. – Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś?

- Nie chciałam cię budzić w środku nocy.

- Jak widzisz, nie spałem. – Kot przycisnął usta do czubka jej głowy. – Cały wieczór próbowałem się przekonać, że potrafię zasnąć bez ciebie u boku. W końcu Plagg miał dość mojego przekręcania się z boku na bok i kazał mi tu przyjść. Zbytnio się przyzwyczaiłem do tego, że jesteś przy mnie gdy zasypiam i się budzę. Teraz nie mogę się przyzwyczaić do faktu, że cię ze mną nie ma.

Dopiero tydzień temu Marinette bezpiecznie wróciła do swojego domu. Tylko piątka superbohaterów wiedziała, kim był Zimny Morderca, a żadne nie chciało wyjaśniać jego istnienia policji. Marinette obawiała się, że to byłoby dla nich za dużo do ogarnięcia. Sama miała czasami problem z przetworzeniem wszystkiego. Było lepiej, gdy uważali go za zwykłego mordercę, który zniknął z Paryża, a nie zakumatyzowanego Adriena Agreste'a z alternatywnej rzeczywistości. Bała się, że mogliby ukarać jej Adriena, tylko po to, by znaleźć winnego. Dlatego też odczekali stosowną ilość czasu, a gdy policja zawiesiła śledztwo, Marinette wróciła do piekarni.

W praktyce oznaczało to koniec pomieszkiwania z Adrienem w Le Grand Paris. Obojgu było ciężko wrócić do poprzedniego życia, gdy oboje po szkole wracali do swoich domów, zamiast wspólnie udać się do hotelu Chloé.

- Jak sytuacja w domu? – zapytała Marinette, podnosząc wzrok na swojego chłopaka.

- Znośnie – odparł. – Ojciec nadal mnie unika. Chyba uważa, że zabiłem mamę – szepnął, odwracając wzrok.

Nie zgłosili na policję, że Gabriel Agreste był Władcą Ciem. Adrien zaakceptował decyzję swojej dziewczyny o przyznaniu projektantowi drugiej szansy, sam jednak potrzebował czasu, by mu ją dać. A ojciec niczego mu nie ułatwiał. Gdy dwa dni po walce na Polach Marsowych Nathalie zaprowadziła go do katakumb, gdzie umieszczona była jego matka, Gabriel desperacko próbował go przekonać do wykorzystania Miraculi, by przywrócić ją do życia. Namawiał go do zwrócenia się przeciwko Marinette i odebrania jej kolczyków. Źle przyjął odmowę. Od tamtego czasu Adrien nie widział ojca nawet raz.

Cień z przyszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz