Rozdział 8

427 28 0
                                    


Kiedy dowlokłam się pod drzwi sypialni, wokół mnie panowała kompletna cisza. Czas, jakby zatrzymał się w tym miejscu, a cała posiadłość zamarła, otoczona gęstym lasem i nieprzeniknionymi ciemnościami nocy. Kochałam stare budynki i ich bogate historie, ale historia tego domu, była na pewno o wiele bogatsza i tajemnicza, od tych, które zgłębiłam podczas swojej pracy. Sama ta świadomość, pchała mnie do tego, by jednak nagiąć kilka zasad i postarać się dowiedzieć znacznie więcej, niż mi mówiono. Byłam też niezwykle ciekawa właściciela tego miejsca. W dobie dzisiejszej technologii, prawie niemożliwym było zachowanie prywatności, a jednak Olivierowi Fiendowi, jakoś się to udawało. Nikt nie miał pojęcia, czym tak naprawdę zajmowała się jego rodzina i jak zdołali zgromadzić tak ogromny majątek, który też nie był do końca jawny. Mówiło się, że pieniądze, w jakich posiadaniu byli, liczyły się już nie w milionach, a w miliardach, ale pewności nie miał nikt. Olivier Fiend, jako jedyny z całego rodu, pozwalał od czasu do czasu uchwycić się na zdjęciach, ale odmawiał wszelkich wywiadów i pojawiania się w telewizji. Poza nim, nikt, nigdy nie widział reszty jego rodziny. Nie licząc mieszkańców tego domu i mnie samej, jako że miałam możliwość przejrzenia prywatnych albumów. A i tak, na fotografiach zdołałam zobaczyć tylko starego Fienda. Poza tym, zdjęcia przedstawiały tylko posiadłość lub inne miejsca, zdające się nie być wykonanymi tu. Isabel mogła pomóc mi w poznaniu tajemnicy rodziny Fiendów, ale problemem była jej niechęć do dzielenia się tymi informacjami. Poza tym, nie chciałam jej narażać, więc uznałam, że sama postaram się dowiedzieć czegoś więcej.

Noc upłynęła zbyt szybko i nim się obejrzałam, donośny dźwięk dobywający się z mojego telefonu wyrwał mnie ze snu. Czułam się zmęczona i nie miałam sił nawet na to, by choćby sięgnąć do stolika i wyłączyć uporczywy dźwięk. Zmusiłam się do tego dopiero wówczas, gdy melodia stała się na tyle głośna, że wwiercała się w moją czaszkę. Z potężną niechęcią opuściłam ciepłe łóżko, by przygotować się do kolejnego, długiego dnia, pełnego stukotów młotka i wiercenia w ścianach. Na szczęście, jutro miała być sobota, a po niej niedziela, co zapowiadało dwa dni ciszy, bo w weekendy, pracownicy nie mogli przychodzić do posiadłości. Oczywiście, zakazał tego pan domu, który nie podał też powodu swojej decyzji, a ja jej nie kwestionowałam. Po pierwsze dlatego, by się nie narażać, a po drugie dlatego, że sama potrzebowałam odrobiny czasu dla siebie, podczas którego przygotowywałam projekty pokoi i zdawałam relacje swojemu szefowi. Był to też dla mnie czas, by nadrobić zaległości w śnie, którego nie miałam za wiele podczas przeprowadzania prac.

Kiedy byłam już gotowa, zeszłam do kuchni. Jak zawsze, Isabel krzątała się po niej, podśpiewując pod nosem bliżej nieokreślone piosenki.

– Widzę, że masz dziś dobry humor – rzuciłam, siadając na krześle przy wyspie kuchennej.

Kobieta odwróciła się w moim kierunku i posłała mi szeroki uśmiech.

– Za to ty wyglądasz, jakbyś w ogóle nie spała. Masz pod oczami sińce wielkości pięści – skwitowała, podchodząc bliżej, by przyjrzeć się mojej twarzy.

– Dzięki. Od razu mi lepiej – odparłam z kwaśnym uśmiechem.

Kobieta roześmiała się.

– Zaczekaj. Zaraz zrobię ci kawy i dam ci coś do jedzenia.

Słysząc wzmiankę o posiłku wywróciłam oczami. Nie byłam głodna, ale wiedziałam, że nie opuszczę kuchni, dopóki nie zostawię za sobą pustego talerza, więc już nie protestowałam. Isabel podała mi w końcu kubek z parującą kawą i zabrała się za szykowanie mojego śniadania. Kiedy miała już ustawić pod moim nosem pełny talerz, zamarła w połowie drogi, a uśmiech zniknął z jej ust.

Piekielne zlecenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz