Z wypiekami na twarzy schyliłam się i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Myślałam nawet, że mężczyzna w końcu się zlituje i pomoże mi, ale on siedział z dłońmi splecionymi na biurku, obserwując moje poczynania. Ja natomiast, donosiłam partiami dokumenty, układając je na blacie w dość pokaźny stos. Kiedy skończyłam, stanęłam obok nich, czekając na polecenie.
– Zakładam, że pani wtargnięcie tu i ten stos papierów, wiąże się z renowacją mojego domu? – zagadnął.
Skinęłam głową, chcąc też odpowiedzieć, ale mężczyzna znów zaczął mówić.
– A czemu nie wspomniała pani o tym wczoraj przy kolacji? Jestem teraz dość zajęty, a o ile sobie przypominam, nie mówiła pani, że chce ze mną o czymś porozmawiać. Chyba, że coś mi umknęło? – dodał.
Poczułam się przez jego słowa jak kretynka, która nie ma pojęcia zarówno o swojej pracy, jak i tym, jak należy się zachować w kontaktach biznesowych. Musiałam jednak ratować sytuację, więc kaszlnęłam lekko, chcąc pozbyć się suchości w ustach.
– Tak, ma pan rację i przepraszam, ale byłam pewna, że Diana wspominała panu o tym, że będę potrzebować kilku rzeczy. Chciałabym zacząć już pracę, ale muszę uzyskać od pana kilka podpisów i zgodę pod wstępnymi kosztorysami – odparłam.
Starałam się mówić z pewnością siebie, ale kiepsko mi to wychodziło.
Mężczyzna westchnął przeciągle, po czym odchylił się na oparcie krzesła. Ja nadal stałam na baczność, czując coraz większą niechęć do przebywania zarówno w towarzystwie Oliviera Fienda, jak i w jego posiadłości.
– A nie przyszło pani do głowy, że Diana ma aż nadto swojej pracy i może nie pamiętać o tym, o czym pani już powinna. Zdaje się, że to nie moja asystentka odpowiada za renowację, tylko pani, więc nie rozumiem, dlaczego to Diana miała pamiętać o poinformowaniu mnie, że ma pani dla mnie jakieś dokumenty?
Jego ton był oschły, a słowa wypowiadane z dużą dozą nerwowości.
– Wcale nie chciałam, żeby Diana załatwiała za mnie moje sprawy. Po prostu, pomyślałam że wspomniała panu o tym – wyjaśniłam.
Mężczyzna powstrzymał się od komentarza na ten temat i w końcu wskazał mi miejsce.
– Skoro już pani jest, to proszę zaczynać. Nie mam całego dnia – skwitował.
Nie chcąc jeszcze bardziej go denerwować, zajęłam miejsce i zaczęłam po kolei wyjaśniać wszystkie kwestie. Trwało to dobrą godzinę, w czasie której mężczyzna zadał mi kilka pytań, na które odpowiedziałam z pełnym profesjonalizmem. Kiedy kończyliśmy, pokazałam też kosztorysy i oznajmiłam mu, ile pieniędzy będzie potrzebnych na rozpoczęcie prac. Myślałam, że sumy wywrą na nim jakiekolwiek wrażenie, ale on wydawał się być jedynie znudzony.
– Ustalmy pewną kwestię – zaczął, więc umilkłam, czekając na dalsze wyjaśnienia. – Liczę, że jest pani profesjonalistką, mimo naszego kiepskiego startu. Wynająłem panią, bo nie znam się na tych rzeczach i szczerze mówiąc, nie mam na nie czasu. To mój ojciec chciał tej renowacji. Jak dla mnie, dom mógłby pozostać taki, jak dotychczas. Umówmy się zatem, że dziś otworzę konto w banku, do którego dostanie pani wszelkie uprawnienia, przeleję tam kwotę, powiedzmy, dziesięciu milionów funtów i proszę tym rozporządzać. Jeśli będzie potrzebne więcej, proszę mi to tylko zgłosić, a ja zajmę się uzupełnieniem konta. W ten sposób, zaoszczędzimy swój wzajemny czas – zakończył.
Uchyliłam usta, ale po chwili zamknęłam je. Nie spodziewałam się, że dostanę tak wolną rękę. Było to wręcz niepokojące. Nie przywykłam do pracy, gdzie to ja decyduję w stu procentach o tym, co i gdzie kupię. Klienci zazwyczaj liczyli każdy cent, a tu miałam dostęp do ogromnych sum pieniędzy z zaznaczeniem, by nie zawracać właścicielowi głowy kolorami farb, czy materiałami, z których będą wykonane dywany.
CZYTASZ
Piekielne zlecenie
RomansaMarie, mimo swojego młodego wieku, otrzymuje intratne zlecenie na renowację starej posiadłości należącej do bardzo bogatej rodziny. Porzucając obawy przed nieznanym, decyduje się na wyjazd ze słonecznej Kalifornii i trafia na niewielką Angielską wie...