Rozdział 2

351 30 12
                                    


Podróż upłynęła na opowieściach Diany na temat posiadłości. Większości rzeczy dowiedziałam się od niej, bo nie były one zawarte w folderze, który otrzymałam. Dziękowałam za to w duchu, bo rozmowa z tą kobietą przyprawiała mnie o ciarki, ale jeśli chodziło o pracę, czułam się nieco pewniej. Przez padający bez przerwy deszcz, dojechaliśmy na miejsce około pierwszej. Byłam już naprawdę zmęczona i marzyłam tylko o kąpieli i szybkim pójściu spać. Chciałam poobserwować drogę prowadzącą do posiadłości, ale ulewny deszcz i panujący wokół mrok, skutecznie mi to uniemożliwiły. Wiedziałam jedynie, że droga była wyboista i raczej rzadko uczęszczana, a po obu jej stronach ciągnął się gęsty las. Nie chciałabym utknąć tu samej w nocy. Strugi wody lały się z nieba, odkąd opuściłam pokład samolotu, więc gdy wysiedliśmy z samochodu, nie przyjrzałam się też budynkowi z zewnątrz, tylko razem z Dianą wbiegłyśmy po schodach, zostawiając naszego kierowcę z tyłu. Zaoferowałam wcześniej, że zabiorę swoje bagaże, ale mężczyzna nawet nie zwrócił na mnie uwagi, tylko zbliżył się do bagażnika i zaczął sam je wypakowywać. Jego ponuractwo i milczenie przyprawiało mnie o nerwy i strach, więc zacisnęłam usta i zostawiłam go samego, biegnąc z Dianą prosto do domu. Wewnątrz budynku otoczyła nas cisza i półmrok. Najwyraźniej, pozostali domownicy, zmęczeni dniem i czekaniem na nasz powrót, udali się już do swoich łóżek. Cieszyłam się z tego, bo naprawdę nie miałam ochoty na pogawędki w środku nocy. Kiedy złapałam oddech po szaleńczym biegu z podjazdu do posiadłości, rozejrzałam się. Niewiele można było dostrzec, ale dom przypominał w środku stary, gotycki dwór. W strzelistych, wysokich oknach wisiały ciężkie, ciemne zasłony, które wyglądały tak, jakby spływały po ścianach, niczym kaskady mętnej, czarnej wody. Kamienne schody z misternie wykutymi, żelaznymi balustradami, rozchodziły się w górze na boki, prowadząc zapewne w każde skrzydło posiadłości. Mój wzrok, padł jednak na dwa ogromne posągi, stojące tuż przy lewej i prawej balustradzie. Figury przedstawiały powykręcane zwierzęta z trzema głowami, a ich rozsierdzone pyski wyglądały niemal, jak żywe. Dreszcz przebiegał po plecach od samego patrzenia na nie. Było w nich jednak coś, co przyciągnęło mnie bliżej. Kunszt wykonania był tak misterny, że wręcz nierealny do zrobienia przez człowieka. Wiodłam dłonią po błyszczącym, ciemnym drewnie, badając każde zagłębienie, każdą pojedynczą wypustkę i każdy najdrobniejszy szczegół.

– To cerbery – usłyszałam głos Diany i aż podskoczyłam.

– Boże! – rzuciłam, czując jak wystrzelona przed momentem adrenalina, uchodzi ze mnie w szybkim tempie.

– Nie chciałam cię wystraszyć – zaśmiała się, a potem ciągnęła dalej. – To mityczne greckie psy, które strzegły wejścia do świata umarłych.

– Są piękne i straszne zarazem – przyznałam, zabierając dłoń z rzeźby.

Kobieta także się im przyglądała.

– Istotnie. Są doprawdy przerażające – dodała w zamyśleniu.

Spojrzałam na nią, a ona chyba to wyczuła, bo znów zerknęła na mnie i uśmiechnęła się.

– No, ale nie będę cię zatrzymywać. Na pewno jesteś zmęczona, więc chodźmy. Pokaże ci twój pokój.

Po tym, od razu skierowała się na schody, nie czekając na mnie. Uznałam, że dam sobie spokój z podziwianiem ginącego w mroku wnętrza i potulnie ruszyłam za kobietą. Stukot jej obcasów na kamiennych schodach, rozchodził się echem po budynku, burząc ciszę, która nas otaczała. Mężczyzna, który miał dostarczyć moje bagaże, jeszcze się nie zjawił, więc nie miałam pojęcia, jak długo będę zmuszona na nie zaczekać. Nie odezwałam się jednak, czekając aż dotrzemy do mojego nowego lokum. Droga wiodła po schodach, na których należało skręcić w lewo, do długiego, równie ciemnego korytarza. Potem, zostałam poprowadzona na sam jego koniec, by zatrzymać się przed czarnymi wrotami. Ich okucia były metalowe, a drewno pokrywały wzory, teraz niewidoczne przy tak nikłym oświetleniu.

Piekielne zlecenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz