Wszyscy huncwoci siedzieli w męskim dormitorium. Każdy był w innym nastroju.
Nagorzej wyglądał Remus. Dało się to wyjaśnić faktem, iż tej nocy będzie pełnia. Jak zwykle uważał się za potwora, był bardzo osłabiony i martwił się, że skrzywdzi któregoś z przyjaciół.
James z Syriuszem zachowywali się przeciętnie. W prawdzie, byli lekko przybici, ale to raczej z powodu martwienia się o przyjaciela. Potrafili jednak normalnie rozmawiać, czy się śmiać.
Julia była bardzo podekscytowana. Nadal nie ochłonęła po wczorajszym wydarzeniu, jakim było dostanie się do drużyny Quiddicha. Cały czas czuła w żyłach ogromną adrelanilę.
Z kolei Peter.. On siedział na fotelu i coś jadł. Najprawdopodobniej były to fasolki wszystkich smaków, ale nie da się tego jasno określić, gdyż on często zajadał się czymś, co wyglądało coś innego, niż było.
Szatynka nagle jakby ocknęła się z transu, w którym dotychczas siedziała.
- Lunio! - krzyknęła w kierunku Lupina, który skrzywił się i zatkał uszy. Krótko przed przełnią miał bardzo wyostrzone zmysły. - Przepraszam - powiedziała szybko, czując się trochę głupio. - Brałeś dzisiaj eliksir?
Wszyscy huncwoci spojrzeli na Remusa wyczekująco, a ten jakby zaczął szukać w myślach momentuz w którym zażywał eliksir tojadowy, jednak go nie znalazł, co oznaczało jedno:
- Jeszcze nie - przyznał zgodnie z prawdą.
- No to na co czekamy - stwierdziła dziewczyna i sięgnęła ręką do stojącej blisko szafeczki nocnej Lunatyka. Otworzyła szufladę i wyjęła jedną fiolkę wypełnioną jasno-niebieską substancją.
Wstała i podeszła do siedzącego na sąsiednim łóżku przyjaciela. Stojąc już obok niego, zdjęła korek z fiolki, z której momentalnie uwolniła się spora ilość niebieskiego dymu. Podała ją Remusowu, który wypił całą zawartość, krzywiąc się lekko, co było spowodowane nieprzyjemnym smakiem substancji.
- Dzięki - mruknął i położył się, zamykając oczy.
- Zdrzemnij się, dobrze Ci to zrobi.. - szepnęła szatynka, jednak zrobiła to na tyle głośno, aby każdy w pokoju usłyszał jej kojący głos.
•°•°•°•°•
Oczekiwanie na pełnię było dla huncwotów zarówno ekscytujący, jak i sresujące. Z wyjątkiem Remusa oczywiście, gdyż u niego wiązało się to z ciągłym strachem.
- Hej, będzie dobrze - powiedział Peter, widząc przerażoną twarz przyjaciela, cierpiącego na linkantropie.
- Mam nadzieję - odparł Lupin, kiedy poczuł lekkie uczucie w klatce piersiowej. - Zaczyna się.. - mruknął, a kolejne etapy transformacji przechodziły w zawrotnym tempie.
Pozostali widząc sytuację szybko przemienili się w formy animagiczne. Nie minęło kilka minut, zanim w jednym z pomieszczeń Wrzeszczącej Chaty zamiast piątki gryfonów stały nastepujące stworzenia: pies, ryś, jeleń, szczur i wilkołak.
Nie wliczając Lunatyka, huncwoci mogli się ze sobą porozumiewać ludzkimi słowami, lecz dla ludzi brzmiałoby to jak odgłosy przyporządkowane odpowiednim zwierzętom.
Remus chwilę po ukończeniu transformacji był nieco agresywny. Szybko zbliżył się do rysicy, stojącej z dumnie wypiętą piersją, po czym ją powąchał. Jego twarz nie wyrażała wiele, jednak można było się domyślić, iż nie jest zachwycony, ponieważ wziął łapą potężny zamach, który mniejsze zwierzę mógłby nawet uśmiercić. Owłosiona łapa zaczęła pędzić w kierunku Juli, która przerażona zamknęła oczy, chcąc zachować zimną krew.
Dziewczyna jednak nie poczuła nic. W pierwszej chwili zrzuciła to na adrenalinę, jednak gdy tylko otworzyła oczy uświadomiła sobie, jak bardzo się myliła. Była zaskoczona, ale w tym pozytywnym sensie. Ujrzała wilkołaka, wąchającego niewinnie meble w pokoju.
Syriusz stał przez ten cały czas, gotów w razie czego ratować przyjaciółkę, samemu odnosząc rany. Okazało się to jednak nie potrzebne, gdyż eliksir tojadowy zaczął porządnie działać, a stworzenie zajęło się sobą.
Dziewczyna zauważyła podejrzane zainteresowanie Lunatyka drzwiami wyjściowymi. Po chwili otworzył je łapą i wyszedł na zewnątrz.
Dla huncwotów nie była to żadna nowość, gdyż podczas wszystkich pełni spędzonych przez nich wspólnie wychodzili na świeże powietrze.
Syriusz i Julia zaczęli ganiać się wraz z Remusem po części błoni, na skraju Zakazanego Lasu. James z Peterem na porożu przechadzali się spokojnie, podożając śladami reszty przyjaciół i wesoło gawędząc.
- A podobno ja jestem niedojrzały - mruknął Potter na tyle cicho, aby usłyszał go tylko Glizdogon, który lekko się zaśmiał.
- Czasami jesteś - stwierdził szczur i wraz z przyjacielem wybuchli śmiechem.
Wszystko szło dobrze. Ta pełnia właściwie niczym nie różniła się od innych. Na całe szczęście, obyło sie bez większych urazów. Większych, ponieważ jakieś oczywiście były. To ktoś zadrapał się o korę drzewa, to igła z drzewa wbiła mu się z poduszeczkę łapki, czy uderzył się w gałąź.
Księżyc zniknął za horyzontem, a Remus ponownie zaczął przechodzić przemianę. Pozostali szybko powrócili do ludzkich form, aby móc starać się uspokajać przyjaciela słowami.
•°•°•°•°•
- Dajcie go tutaj - powiedziała zaspana Pani Pomfrey, gdy huncwoci przyprowadzili Lupina do skrzydła szpitalnego.
Syriusz i James doprowadzili blondyna do wskazanego przez Madame łóżka i ostrożnie położyli na nim przysypiającego przyjaciela.
Pielęgniarka wygoniła gryfonów z pomieszczenia, a sama w tym czasie zajęła się pacjentem.
- Raczej nic mu nie będzie - rzucił Syriusz i ruszył w kierunku Pokoju Wspólnego.
- Nawet, jeśli coś mu się stało, to możemy być spokojni, jest w dobrych rękach - przyznał James.
CZYTASZ
Instynkt Rysia || Syriusz Black
FanficPiątka gryfonów poznaje się pierwszego września tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego pierwszego roku. Od razu się zaprzyjaźniają. Jednak co, jeśli z czasem każde z nich zacznie odczuwać nowe, nieznane dotąd emocje? Ich głowy wiecznie zaprzątane będą...