~19~

463 22 2
                                    

-Rudy uważaj! - usłyszałem za sobą głos Zośki.
Dźwięk strzału i poczułem rozdzierający ból w okolicy brzucha.
Oparłem się o ścianę i powoli suwając się ku podłożu sycząc, rzucając krótkimi i długimi pod nosem. Czując jak zaczynam powoli tracić przytomność.
-Cholera Rudy! Zaraz będziesz w szpitalu - usłyszałem głos Zośki.
Po chwili z bólu zamknąłem oczy.

Słoneczny dzień na wsi. Poszłam do ogrodu się przewietrzyć, zdziwiłam się dość bo pod furtką zdał dość zdenerwowany Anoda.
-Anoda? Serwus! - przywitałam się.
-Aluś, szkoda że widzę cię w takich okolicznościach - powiedział.
-Co się stało? - zapytałam.
-Mieliśmy akcje, Janek wybiegł pierwszy bo zauważył jakieś dziecko. Szkopy go w brzuch postrzelili i teraz jest w szpitalu pod Warszawą - powiedział.
-Dlatego tu jestem - dorzucił.
-Wiesz co z nim? - zapytałam.
-Nie wiem, jest z nim Alek i Zośka - odpowiedział.
-Daj mi chwilę - powiedziałam i pobiegłam do domu. Szybko i dość nie wyraźnie poinformowałam dziewczyny o sytuacji, ucałowałam synka i wróciłam do Anody.
~**~
Wsiedliśmy do auta. Trasa zapowiadała się dość długa szpital był pod Warszawą. Musieliśmy przejechać przez stolicę. Z nadzieją że nie dostaniemy granatem lub czymś innym.
Po nie całych dwóch dojechaliśmy do stolicy ale czy teraz można ją było nazwać miastem? Pełno gruzu, zwalonych budynków. Gdzie było moje ukochane miasto, żywe, tętniące radością?
~**~
Została nam godzina drogi.
Jechaliśmy w kompletnej ciszy.
Moje myśli krążyły tylko wokół Janka. Nie wiedziałam nic.
~**~
Dojechaliśmy. Przed wejściem czekał na nas Alek. Bez słowa przytuliłam mojego przyjaciela i weszliśmy do środka.
-Jan Bytnar - powiedziałam.
-A pani to? -zapytałam.
-Ala Bytnar, żona - odpowiedziałam.
-Sala numer 12, na prawo a potem w lewo - powiedziała recepcjonistka.
-Dziękuję - odpowiedziałam i zaczęliśmy się kierować w stronę sali.
Po krótkim spacerze, doszliśmy. Przed wejściem czekał Zośka.
-Ala - powiedział kiedy do niego się przytuliłam.
-Co z nim? - zapytałam.
-Pocieszające jest to że kula nie przestrzeliła żadnych narządów ale stracił dużo krwi - powiedział ciszej Zawadzki.
-Mogę do niego wejść? - zapytałam.
-Za chwilę, badają go - odpowiedział Zośka.
Po jakiś pięciu minutach weszłam do środka.
~**~
Usiadłam na stołku obok łóżka chłopaka i złapałam go za rękę.
-Gdzie Krzyś? - zapytał.
-Z dziewczynami, bezpieczny jest spokojnie - odpowiedziałam głaskając Janka po głowie.
-Miło cię widzieć wcześniej - powiedział Bytnar.
-Tylko szkoda że w takich okolicznościach - dopowiedział ciszej.
-Nie myśl o tym skarbie - powiedziałam.
-Ja zaraz wrócę, pójdę porozmawiać z lekarzem - powiedziałam i odeszłam od męża.
-Przepraszam Pan zajmuje się Janem Bytnerem? - zapytałam.
-Tak a pani to? - zapytał.
-Żona, Ala Bytnar - odpowiedziałam.
-Nie wygląda to dobrze - powiedziałam.
-Ma Pani rację, najważniejsza będzie dzisiejsza doba jak zareaguje na krew - powiedział mężczyzna.
-Rokowania? - zapytałam.
-Widzę że pani się rozeznaje w tym - powiedział lekarz uśmiechając się.
-Dawna miejska pielęgniarka - powiedziałam i również się uśmiechnęłam.
-Wracając do rokowań. Jest piędziesiąt na piędziesiąt, jeżeli dobrze przynamiej dostarczaną krew to przeżyje - powiedział doktor.
-Dobrze, dziękuję - powiedziałam i wróciłam do Janka.
-Ty z nim flirtowałaś? - zapytał wprost Bytnar.
-Prawie się wykrwawił, leży w szpitalu i w takim momencie urządza sceny zazdrości - powiedziałam zdenerwowana.
-Odpowiadając na Twoje pytanie nie - dorzuciłam.
~**~
-Zostanę z tobą dziś - powiedziałam.
-A Krzyś? - zapytał.
-Dadzą sobie radę, Janek skup się na sobie - powiedziałam.
-Musisz walczyć okej? - zapytałam.
Nie chciałam przed nim ukrywać tego że może źle zareagować na krew a wtedy umrzeć.
-Dla ciebie zawsze - odpowiedział na co lekko się uśmiechnęłam.
~**~
Wieczorem oparłam głowę o łóżko chłopaka i zasnęłam.
Może nie za wygodna pozycja a szczególnie dla pleców, ale dla mnie ważne było aby być jak najbliżej Janka.
Bytnar delikatnie głaskał mnie po głowie aż nagle ręka zaczęła mu się strasznie trząść.
Momentalnie się obudziłam, spojrzałam się na Rudego. Trząsł się cały wyglądało to na atak padaczki.
-Pomocy! - krzyknęłam a po chwili zjawiło się wokół mnie mnóstwo lekarzy.
Pielęgniarki wyprosiły mnie na korytarz i zamknęły drzwi.
-Chłopie proszę walcz dla nas - powiedziałam.
Patrzyłam co się dzieje przez szybę.
Najpierw jakieś lekki na atak a potem reanimacja...
Przerażało mnie to wszystko.. Patrząc na stan Janka, dodatkowo stan polskiej służby zdrowia podczas wojny. Bałam się że umrze.
Po jakiś dziesięciu minutach wyszedł lekarz.
-Co z nim? - zapytałam.
-Jest nie za dobrze, nie zareagował dobrze na pierwszą dawkę krwi. Teraz podajemy drugą żeby sprawdzić. Ta doba będzie decydującą - powiedział lekarz.
-Bardzo mi przykro, ale pani nie może aktualnie być przy nim - zaczął.
-Musimy mieć pełny dostęp do niego i kontrolę - dokończył.
-Ma pani gdzie spać? - zapytał.
Jest trzecia nad ranem... Nie będę dzwonić po Alka czy Zośkę.
-Nie za bardzo, nie będzie problemu jak będę spać tutaj? - zapytałam.
-Nie nie będzie - odpowiedział lekarz.
-Dziękuję - powiedziałam gdy lekarz odszedł.
Usiadłam na drewnianej ławce, oparłam głowę o ramię i próbowałam zasnąć aż po jakiś dwóch godzinach mi się udało.
~**~
-Aluś? Czemu tutaj śpisz? - usłyszałam znajomy głos.
-Hmm? Wyprosili mnie - powiedziałam ziewając.
-Co? Czemu? - zapytał Alek.
-Janek miał w nocy atak padaczki i był reanimowany - powiedziałam momentalnie płacząc.
Dawidowski przysunął mnie do siebie i przytulił.
-Rozmawiałaś z lekarzem? - zapytał gdy się uspokoiłam.
-Czekam jak obchód się skończy - odpowiedziałam.
-Masz kawę? - zapytałam.
-Jest kawiarnia w szpitalu mogę przynieść - zaoferował Maciek.
-Boże Alek tak - odpowiedziałam.
-Zaraz będę - powiedział Alek.
Kiedy Dawidowski poszedł, lekarz skończył obchód.
-Co z moim mężem? - zapytałam.
-Jest lepiej, nawet bardzo dobrze. Nie ma problemów z reagowaniem na krew ale - przerwał.
-Ale? - powtórzyłam.
-Od tego ataku się nie obudził a już powinien - powiedział mężczyzna.
-Mogę z nim posiedzieć? - zapytałam.
-Ależ oczywiście - odpowiedział otwierając mi drzwi.
~**~
-Wiem że mnie słyszysz - zaczęłam.
-Więc, wygrałeś z tym atakiem to proszę wygraj i teraz - powiedziałam płacząc.
-Wygraj tą walkę dla mnie, Krzysia, chłopaków, rodziców - dopowiedziałam.
-Kocham cię bardzo wiesz? Zrozumiałam to jak brałeś udział w powstaniu. Przez pierwsze dni nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca - przerwałam aby o trzeć łzy.
-Później było niby lepiej, ale gdy zamykałam się w pokoju i leżałam sama, bez możliwości przytulenia się do ciebie, usłyszenia twojego głosu - przerwałam.
-Pamiętam do dziś ten dzień jak cię poznałam. To był jeden z gorszy dni. Siedziałam na tej ławce wtedy dosiadłeś się do mnie i zaprosiłeś na potańcówkę- przerwałam po raz któryś aby się uspokoić.
- Byłeś i jesteś zawsze kiedy jest coś nie tak u mnie. Przyjście, zapytanie się co u mnie. Niby mały gest a dla mnie miał znaczenie - powiedziałam.
-Do dziś śnią mi się sny jak coś ci się dzieje a teraz czuję się jak w jakimś koszmarze z nadzieją że się wybudzę - zakończyłam.
-Ty go naprawdę kochasz - usłyszałam głos Dawidowskiego za sobą.


Albo dziś albo nigdy | Jan Bytnar KNS| Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz