~9~

672 21 7
                                    

Wojna trwa w najlepsze. Łapanki na ulicach, rozstrzelanie, obozy. Bolało kiedy przechadzałam się ulica a obok mnie Niemcy bez żadnych skrupułów rozstrzelali rodziny, matki z dziećmi. Plusem całej tej wojny było to że mogłam mieszkanie wynająć.
Dołączyłam również do małego sabotażu. Nie powiem długo zajęło mi przekonanie Janka do tego pomysłu ale w końcu się zgodził. Wkręciłam się w to, najczęściej wybijajałam szyby i nie skromnie mówiąc miała lepszy wynik od Dawidowskiego. Dziś za to miałam tak zwane wolne od akcji. Za to Janek miał gazować kina z Alkiem.

Siedziałam spokojnie w kuchni gotując obiad dla nas dwojga gdy do mieszkania z rannym Rudym wbiegł Alek.
-Aluś wiem miałem go pilnować - powiedział z miejsca.
-Boże Janek! - krzyknęłam widząc ranę na brzuchu
-Alek podaj mi apteczkę - rozkazałam.
Co prawda chłopak był nie przytomny ale rana nie była głęboka. Wystarczyło zszyć.
Wraz z Hala i Basia zdecydowałyśmy zrobić kurs pielęgniarski do właśnie takich wypadków.
-Będzie żył? - zapytał Alek gdy skończyłam.
-Tak rana jest powierzchowna - powiedziałam.
- A teraz co się stało? - zapytałam z poważną miną.
-Janek gazował kino a ja stałem na czatach. W kinie usłyszałem strzał i drzwiami od zaplecza wyszedł ranny - powiedział Dawidowski.
-Dobra, ja z nim zostanę a ty idź do Basi bo się pewnie martwi - powiedziałam.

Pożegnałam się z Alkiem, usiadłam na fotelu obok Janka i zaczęłam czytać książkę aby jakoś czas szybciej zleciał.
Po kilkudziesięciu minutach Janek obudził się i zaczął kaszleć. Posadziłam chłopaka w pozycji siedzącej gdzie mógł porządnie odkaszlnąć.
-Jutro zadzwonię po lekarza - powiedziałam.
- Wszystko jest okej - zapewnił.
-Sprawdzi to lekarz a nie ty - powiedziałam.
- Jesteś głodny? - zapytałam.
- Sam sobie zrobię - chciał wstać ale ból wygrał.
- Mój drogi leżysz przez najbliższe przynamiej trzy dni - powiedziałam.
- A mały sabotaż? - zapytał.
- Poradzi sobie - powiedziałam czochrając mu włosy.

Po kilku minutach wróciłam z talerzem zupy pomidorowej dla chłopaka.
- A ty nie jesz? - zapytał.
- Zdążyłam już zjeść - powiedziałam.
- Janek zdajesz sobie sprawę że kula trafiła cię prawie w wątrobę co mogło się źle skończyć - powiedziałam.
-Ale nie skończyło się - zakończył temat.
- Oj Janek Janek - powiedziałam śmiejąc się.

-Chodź do mnie - powiedział Bytnar odkładając talerz a ja zrobiłam to o co prosił.
Wtedy chłopak pociągnął mnie do siebie. Moja równowaga się nie popisała i wylądowałam na chłopaku. Widziałam że skrzywił się z bólu więc nie byłam przekonana abym leżała w zasadzie na nim.
-Nie wiem czy to dobry pomysł - powiedziałam.
- Jak dla mnie wspaniały - powiedział jeżdżąc rękami po moich plecach.
- A rana? - zapytałam.
- Nie boli a pozatym jak jesteś ze mną to nic mnie nie boli - powiedział.
- Jesteś głupkiem - powiedziałam śmiejąc się.
- Ale twoim - powiedział wyszczerzając zęby.
Rozmawialiśmy tak przez dłuższą chwilę aż do momentu gdzie zasnęłam. Drzemka jest zawsze dobrym rozwiązaniem a dodatkowo że uwielbiałam spać to tym bardziej.

-Mamo! Tato! - krzyknęłam wchodząc do mieszkania.
Cisza.... Nie podobne to było.
Gdy weszłam do dużego pokoju....Zamarłam....
Wróg zrobił egzekucję  moich rodziców we własnym mieszkaniu. Pełno krwi, zamętu i bałaganu dookoła.

Otworzyłam oczy i zaczęłam próbować ustabilizować oddech.
-Ej co się dzieje? - zapytał Janek.
- Znowu miałam koszmar - powiedziałam cicho.
Nie rozumiałam czemu teraz mi się to śni. Koszmary jakie pamiętam to te i sprzed prawie 15 lat jak byłam dzieckiem. Czy to jakiś znak?
-Ej spokojnie to był tylko sen - powiedział Rudy widząc mój stan przyciągnął mnie do siebie i przytulił tak mocno jak mógł abym mogła poczuć jego bliskość jak najmocniej.
-Co ci się śniło? - zapytał.
-Że Niemcy wykonali egzekucję na moich rodzicach w ich domu - powiedziałam.
-To było tak realne - dorzuciłam cicho.
- Hej to że coś ci się śniło nie znaczy że musi się to wydarzyć - powiedział Janek.
-Może masz rację - powiedziałam.
- Ja zawsze mam rację - powiedział dumny a ja zaczęłam się śmiać.
-Uwielbiam jak się śmiejesz - powiedział całując mnie w czoło na znak że jestem bezpieczna.
Przy nim zawsze czułam się bezpieczna. Janek spędzał w moim mieszkaniu już w zasadzie każda wolną chwilę i zawsze starał się odciągnąć moje myśli od wojny czy innej sprawy co mnie męczyła.
- I pozatym jesteśmy razem więc nic złego się nie stanie - powiedział pewnie.
- Kocham cię - powiedziałam patrząc wprost w oczy chłopaka.
- Ja ciebie bardziej piegusie mój - powiedział.
- Ja mam piegi? Ciekawe gdzie - powiedziałam.
- O tu - odpowiedział i pstryknął mnie w nos.
- Gdybym cię nie kochała i żal by mi nie było tej pięknej twarzyczki to byś dostał - powiedziałam śmiejąc się.
- Rudzielcu mój - powiedziałam a chłopak zaczął udawać obrażonego.
- Przydało by Ci się wymyślić pseudonim - powiedział po chwili.
- Po co? - zapytałam.
- Bo każdy ma - odpowiedział.
- Wandzia - zaproponował dumnie.
- Wandzia? Czemu? - zapytałam.
- Bo pasuje ci Wandzia - powiedział.
- Nie jestem pewna - powiedziałam.
- Wandzio kocham cię - powiedział a ja wybuchłam śmiechem.
- Może być - powiedziałam dalej śmiejąc się.
- Ala "Wandzia" Raptusiewicz - powiedziałam.
- Kiedyś będzie Bytnar - powiedział.
-Czekaj co? Czy ty coś planujesz? - zapytałam.
- Może - odpowiedział i zaczął mnie łaskotać.

Przez jakieś bliższe 15 minut chodziło mi po głowie to że Janek chce mi się oświadczyć. Gdy powiedział "Kiedyś będzie Bytnar" w oczach pojawiły mi się iskierki.
- Leżymy do końca dnia? - zapytał wyrywając mnie z myśli.
- Z tobą zawsze - odpowiedziałam.
Chłopak sięgnął po koc, który leżał nie daleko i szczelnie mnie nim przykrył.
-Ciepło? - zapytał.
-Idealnie - odpowiedziałam dając mu buziaka w policzek.

Długo nie leżeliśmy bo do mieszkania wparował Zośka.
-Rudy?! Żyjesz! - krzyknął.
-Żyje ale jak się nie przestaniesz się drzeć to ty żyć nie będziesz - powiedział Janek.
- Alek powiedział mi że jesteś w stanie krytycznym - powiedział zawstydzony.
-Ten w życiu nie ma co robić - powiedziałam wstając z chłopaka.
- Rudy ma tylko powierzchowną ranę - powiedziałam wstając z kanapy.
- Zabije Alka - powiedział Zawadzki.
- A ja z tobą bo bardzo dobrze ni się leżało - powiedział Bytnar.

-Herbaty Tadek? - zapytałam.
- Nie, nie będę wam przeszkadzał. Muszę jeszcze coś załatwić i przy okazji zabić Alka- odpowiedział.
- Dobij go odemnie - powiedział Janek na pożegnanie.
- Na czym skończyliśmy? - zapytał Rudy siadając.
- Na tym - powiedziałam siadając obok niego a chwilę później złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
Chłopak przesunął mnie tak że usiadłam na jego kolanach i zaczął obdarzać każdy widoczny skrawek mojego ciała delikatnymi pocałunkami co skutkowało moim cichym pomrukiem.
- Idę zrobić kolację - powiedziałam.
- No proszę cię - powiedział dalej całując mnie.
- 2 godziny temu byłeś jeszcze nie przytomny więc - powiedziałam wstając.

-Ale Alek powiedział mi że idzie ci najlepiej w gazowaniu, rysowaniu żółwi i kotwic - zaczęłam.
- Jestem z ciebie bardzo dumna - powiedziałam dając mu buziaka w czoło - powiedziałam widziałam jak chłopaka to podbudowało. Momentalnie na ustach pojawił szczery uśmiech a w oczach iskierki. Wiedziałam że jak mówiłam że jestem z niego dumna to on w środku cieszył się jak dziecko otwierające prezenty.

Zbliżał się już grudzień. Pierwsze święta w czasie wojny. W planach mieliśmy pojechać do domu ciotki Hali na całe święta oraz sylwester aby odpocząć od zgiełku wielkiego miasta.







Hejka! Skleiłam jakoś ten rozdział choć pisałam go prawie 4 dni. Nie jestem pewna kiedy pojawi się teraz nowy rozdział ale już się można domyśleć z czym on będzie związany
Miłego wieczoru / dnia ❤️

Albo dziś albo nigdy | Jan Bytnar KNS| Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz