-Tadeusz widziałeś Janka? Byłam u niego w domu wszystko było porozwalane? - zapytałam wchodząc do domu Zośki.
-Alu chodź - odpowiedział.
-Zośka? O co chodzi? - zapytałam.
-Janka wzięli na szucha - powiedział cicho.
-Co? - zapytałam załamana.
-Ale jak? - zapytałam płacząc.
-Za bardzo nie mogę ci o tym mówić, ale z Orsza i chłopakami odbijemy go zobaczysz - powiedział.
-Tylko kiedy? - zapytałam.
-Chcieliśmy jutro ale góra nam na to nie pozwala - powiedział z żalem.
-Co?! Oni go tam katują i co mamy siedzieć i czekać?! - wrzasnęłam.
-Ala spokojnie, też nam to się nie podoba. Nie możemy nic zrobić - powiedział Zośka.
-Do jutra to on może nie przeżyć-pomyślałam.
Każdy wiedział jak przesłuchania tam wyglądają. Niemcy nie mieli za grosz jakiegoś zrozumienia czy zawahania. Łamanie palców, bicie, kopanie, deptanie mogłam wymieniać jeszcze więcej. Tylko czemu akurat Janek? Czemu on?Będąc u Zawadzkiego zrobiło mi się słabo. Tadeusz dał mi jakiś syrop od mamy i wyszedł. A ja zostałam sama. Bijąc się z myślami. Może gdybym przekonała żeby Janek spał u mnie to by był ze mną teraz? Ale Pana Stanisława też nie było. Jego chyba też zabrali. Dobrze że Duśka i Pani Bytnar wyjechały.
Te myśli błąkały mi się po głowie aż w końcu od nadmiaru ich zasnęłam.
-Ala wstawaj - powiedział Zawadzki.
Niechętnie wstałam, Zośka powiedziała abym usiadła do stołu bo chce ze mną pogadać.
-Jutro odbijamy Rudego - powiedział.
-To dobrze, mogę iść z wami? - zapytałam.
-Po wariowałaś? Zostaniesz z Halą tutaj. Ja po akcji i jak Rudy będzie bezpieczny przyjdę po ciebie - powiedział.
-Dobra, to ja się chyba będę już wychodzić - powiedziałam.
-Gdzie? Zostajesz u mnie, nie wypuszczę cię w takim w stanie do domu i pozatym jest godzina policyjna - powiedział Tadeusz.
-Dzięki Zośka - powiedziałam.
-Do usług - odpowiedział.Zawadzki przygotował kolację a potem on poszedł do siebie a ja zostałam w dużym pokoju gdzie miałam spać. Spać dobrze powiedziane. Nie przespałam pół nocy, rano marzyłam o tym aby wypić kawę. Gdy się obudziłam była ze mną tylko Hala. Obie czekałyśmy z niecierpliwością na Tadeusza.
W końcu o godzinie 14 przyszedł.
-Chodźcie - powiedział.
Szybko wyszliśmy z domu i prawie że biegiem powędrowaliśmy do wielkiego budynku.
-Zawadzki - powiedział do recepcjonisty.
-Ala posłuchaj, ja nie będę cię okłamywał. Z Jankiem jest źle, przeżył tam katusze. Nie przestrasz się - powiedział przed drzwiami do jednej z sal.
Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi. Odrazu poznałam dobrze znaną mi posturę.
Boże - pomyślałam.
Janek był ogolony, cały w siniakach, gdzie nie gdzie strupy.
-Janeczku - powiedziałam starając się nie rozpałakać.
-Aluś - powiedział.
-Jak się czujesz? - zapytałam.
-Bywało lepiej - powiedział uśmiechając się.
Usiadłam na taborecie obok łóżka chłopaka i delikatnie złapałam go za rękę. Na początku chłopak się skrzywił z bólu ale gdy zabrałam ją powiedział abym tego nie robiłam.
-Bałam się o ciebie - powiedziałam z trudem.
-Nie zrobili ci nic? - zapytał.
-Nie, nie wiem czy byli u mnie w domu. Całe dwa dni spędziłam u Tadeusza - powiedziałam.
-Ja będąc tam bałem się najbardziej o ciebie, że i ciebie wezmą - powiedział.
Nie wierzyłam że on nawet kiedy jego życie jest w łasce wroga myśli o mnie.
-Zobaczysz, wyjdziesz z tego. Wyjedziemy z Warszawy. Zamieszkamy w domu po mojej babci. Założymy rodzinę - powiedziałam chodź wiedziałam że szanse Janka na przeżycie są marne.
- Aluś przepraszam ale dobrze wiesz że nie wyjdę z tego - powiedział z żalem.
- Janek nie mów tak - powiedziałam.
- Ale tak jest - powiedział.
Zapadła niezręczna cisza która jednak Janek zdecydował się przerwać.
-Wiesz co z Alkiem? - zapytał.
- Nie wiem, Zośka miał się zapytać lekarza - kłamałam. Doskonale wiedziałam że jest źle. Bardzo źle ale Zośka poprosił mnie abym mu nic nie mówiła.
-Aluś byłaś i będziesz najlepszym co mnie spotkało. Moją ostoją w tych trudnych czasach. Moim szczęściem - zaczął ale musiał przerwać z powodu napadu kaszlu.
-Janeczku, nie wysilaj się - powiedziałam głaskając go po czole najdelikatniej jak mogłam.
-Kocham cię - powiedział cicho i zamknął oczy ale ja dopiero po chwili zrozumiałam co się stało.
Momentalnie koło niego zbiegło się multum lekarzy a mi kazali się odsunąć. Po kilku minutach mój świat się zawalił. Usłyszałam "zgon godzina 15:55"
Wyprosili mnie z sali. Ja tylko posłałam spojrzenie Tadeuszowi i Hali a oni doskonale wiedzieli już co się stało.
Nasz rudy umarł.Obudziłam się z płaczem. Boże to był tylko sen. Zajęło mi dłuższą chwilę aby się uspokoić. To było tak realne.
-Hej, Co się stało? - usłyszałam zachrypnięty głos Janka.
Momentalnie wtuliłam się w tors chłopaka.
-Hej też miło mi cię widzieć, ale czemu tak wcześnie - powiedział śmiejąc się.
-Aluś co się stało? - zapytał siadając a ja razem z nim.
-Miałam zły sen - powiedziałam.
-Taka duża a ma koszmary - powiedział prześmiewczo.
-Nie śmiej się ze mnie, nie jest mi do śmiechu teraz - powiedziałam poważnie.
-O czym był ten sen? - zapytał.
O powiedziałam chłopakowi wszystko co mi się dziś śniło. Od A do Z. Widziałam że i nawet on się trochę przeraził.
-Ale ja żyje i jestem i zawsze będę przy tobie - powiedział przytulając mnie do siebie.
-A nawet jakby mi się coś stało - zaczął.
-Janek proszę nie mów tak nawet- powiedziałam patrząc się mu prosto w oczy.
-To zawsze będę tu - powiedział wskazując na moje serce.
-A teraz chodź idziemy spać, bo jest trzecie nad ranem - powiedział ziewając.
-Ale śpisz przytulona do mnie - powiedział kładąc się.
Nie wiele się zastanawiając, również i ja się położyłam mocno wtulając się w chłopaka.
-Dobranoc - powiedział całując mnie w głowę.
-Dobranoc - odpowiedziałam.Może ten rozdział powinnam napisać w rocznicę akcji pod Arsenałem ale pomysł na rozdział przyszedł później 😅
Mam nadzieję że miło się czytało 🧡
CZYTASZ
Albo dziś albo nigdy | Jan Bytnar KNS| Zakończone
Ficção HistóricaW całej Polsce 1.09.1939 świat obraca się do góry nogi. Czy w tym momencie jest miejsce na wielką miłości połączoną z walką o wolność? Udowodnić to chcą Ala i Janek Bytnar starając się przezwyciężyć to wszystko nie zapominając o sobie, o miłości jak...