Rozdział 9

159 23 17
                                    


– Może w końcu ty mi coś opowiesz o sobie – zasugerowałam, rzucając mu krótkie spojrzenie i ponownie skupiając uwagę na moim palcu jeżdżącym po szklance. Kolejny raz dzisiejszego dnia tyknęłam  kolanem wewnętrzną powierzchnię uda Nicolasa. Siedzieliśmy naprzeciw siebie, a przez małą średnicy okrągłego stolika, nasze nogi się stykały. Postanowiłam to wykorzystać i nieco poćwiczyć jego wytrzymałość. Od paru dni był codziennym gościem tego baru. Czasami siedział tu parę minut, czasami do końca mojej pracy. Nie narzekałam na to. Ułatwiał mi  tym zadanie, a tym samym umilał czas.

– Nie ma co opowiadać. Typowy biznesmen z Nowego Jorku.

Mój kącik ust nieznacznie poleciał do góry, słysząc to bardzo daleko od prawdy stwierdzenie. Spojrzałam na niego przenikliwie, splatając razem palce i na nich opierając brodę.

– Typowy mężczyzna – powtórzyłam rozbawiona. – Jeden typowy mężczyzna siedzi po twojej lewej, drugi po prawie, a kolejny przy barze. Za to naprzeciw mnie na pewno taki się nie znajduje – oznajmiłam, i jakby nigdy nic moje kolano poleciało jeszcze wyżej jego uda, dotykając już krawędź kroku. Oprócz lekkiego podniesienia brwi, nie było widać jakiekolwiek innej reakcji Nicolasa na moją małą gierkę.

– Skąd pewność, że nie jestem jak oni? – odpowiedział po dłuższym czasie, pierwszy raz dzisiejszego dnia spoglądając mi w oczy. Wydawał się być gdzieś myślami głęboko w swojej głowie, dlatego postanowiłam przywołać go do rzeczywistości.

– Raczej nadzieja. Zazwyczaj typowi mężczyźni nie potrafili mnie zadowolić – powiedziałam niewinnym głosem, spoglądając na niego spod długich rzęs. Nachyliłam się w jego stronę i nieco ściszonym głosem dodałam: – Dalej uważasz się za jednego z nich?

Jego oczy błysnęły. Owca została zwabiona przez wilka. Zsunęłam buta, co nie uszło jego uwadze, gdy ten spadł na ziemię. Nie odrywając spojrzenia od błyszczących tęczówek mężczyzny, uniosłam nogę i przyłożyłam ją do jego uda, powoli kierując coraz wyżej. Gdy natrafiłam na kroczę, mocniej przycisnęłam stopę. Nicolas wziął głęboki wdech. Jego oczy stały się ciemniejsze z rosnącego pożądania.

– Lubisz kokietować – odrzekł nagle, nieco niższym i drapieżnym głosem niż zazwyczaj posiada.

Uśmiechnęłam się na to stwierdzenie. Jeździłam stopą po jego kroku. Czułam, jak jego męskość robiła się twarda na sam mój dotyk. Jeszcze bardziej moje kąciki poleciały w górę, gdy tylko zobaczyłam minę Nicolasa. Bezcenna. Jakby zarazem chciał mnie zabić, ale i wielbić całym sobą.

– Skąd taki pomysł? – zapytałam niewinnie, nieco przekrzywiając głowę do boku i mocniej dociskając stopę. – Ja uważam, że to ty kokietujesz mnie.

– Czyżby? – Podniósł wyżej brwi. – Uwierz mi. Jeszcze nawet nie zacząłem.

Moja warga poleciała wyżej, ale od razu przywołałam ją do porządku, wklejając powagę na twarzy.

– A zdążysz zacząć przed moją emeryturą, czy nie mam nawet co się nastawiać? – zapytałam nieco żartobliwie, ale z drugiej strony wyzywająco. Nasza relacja rozwijała się, ale bardzo wolno. Nie miałam tyle czasu, aby pozwolić sobie na takie tempo. W każdej chwili coś mogło pójść źle i moja tożsamość mogła wyjść na jaw.

Po reakcji Nicolasa zauważyłam, że moja słowa musiały zaboleć jego męską dumę, na co wewnętrznie przybijamy sobie piątkę. Dobra robota Charlotte. Jeszcze parę takich słów i mamy go.

– Mogę zacząć nawet teraz – stwierdził jedynie dość ochrypłym głosem. Jego ręce poleciały pod stół i po chwili zetknęły się z moją skórą. Palce mężczyzny owinęły się wokół mojej stopy, uniemożliwiając mi jakiekolwiek ruchy.

Odcienie szkarłatuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz