* komentarze mile widziane :D
*Związku, że w piątek wyjeżdżam na wakacje, rozdział pojawi się najszybciej za dwa-trzy tygodnie
***
Nicolas
Nie oderwałem wzroku od dokumentów rozłożonych na dębowym blacie biurka, nawet wtedy, gdy ktoś po krótkim i ledwo słyszalnym pukaniu wparował do pomieszczenia. Tylko parę ludzi pozwalało sobie na taką zuchwałość. Krąg osób zmniejszył się po przeciągłym, ociężałym westchnieniu. Wiedziałem już kto rozłożył się na skórzanym fotelu.
– Jakie wieści? – zapytałem po chwili. Rzuciłem Landenowi krótkie, ale intensywne spojrzenie, w czasie którego pobieżnie przejrzałem się jego twarzy. Minę miał zasępioną, a przygaszony wzrok wbił w ziemię. Między zębami zagryzał swojego kciuka w nerwowym geście. – Czyli nie za dobre – pomyślałem na głos i wróciłem wzrokiem do papierów znajdujących się na biurku. – Mów – nakazałem, gdy mój rozmówca nie wydawał się skory do wyjaśnień.
– Przesłuchaliśmy już wszystkie osoby i sprawdziliśmy miejsce, o których mówili – oznajmił po dłuższym namyśle. Zmienił pozycję i nachylił się bliżej stołu. – Nigdzie nie było tego szczura.
– Więc kłamali? – dopytałem, nie odrywając spojrzenia od dokumentów.
– Według Dużego, nie. Cox był w tych miejscach, ale w porę się zmył.
Powoli wypuściłem powietrze z ust, odłożyłem trzymany długopis oraz dokumenty i spojrzałem na Landena. Moje ciemne spojrzenie spowiło jego postać.
– Jeszcze niedawno powiedziałeś, że znajdziesz go nawet z palcem w dupie – przypomniałem mu, łącząc ręce i opierając o nie brodę.
– Właściwie, Jack to powiedział...
– Ale ty powtórzyłeś po nim – wtrąciłem natychmiast, mocnym, ociekającym autorytetem głosem.
Landen niechętnie przytaknął, wbijając we mnie twarde, pełne determinacji spojrzenie.
– Znajdę tego kutafona, choćbym miał przekroczyć bramy piekieł, by tego dokonać.
– Nie zawiedź mnie – skwitowałem lakonicznie.
Wzrokiem odprowadziłem Landena do wyjścia. Zdążyłem jedynie złapać za długopis, gdy kolejna osoba wkroczyła do biura. Tym razem bez pukania i głośno dając o sobie znać.
– Ja pierdole, nowa koszula – wyjęczał Jack. Napluł na swoją dłoń i zaczął trzeć nią o kołnierzyk granatowej koszuli.
Przewróciłem oczami.
– Masz coś ważnego czy przyszedłeś mi tylko pozawracać dupę? – wypaliłem niemile, nie będąc skory do pogaduszek.
Jack w odpowiedzi wysłał mi krótkie, wymowne spojrzenie i podszedł do barku. Nalał do dwóch tumblerów whisky Macallan. Jego zazwyczaj beztroska postawa ciała, teraz była lekko zgarbiona i przygaszona. Instynktownie wyprostowałem się, szykując do trudnej rozmowy.
Podał mi szklankę, po czym zasiadł naprzeciwko mnie na fotelu, w którym jeszcze chwilę temu zasiadał Landen.
– Dziś rano twój ojciec do mnie zadzwonił.
Moje ciało natychmiast się napięło.
– Już wie, prawda?
– Domyśla się – przytaknął. Ręką pocierał czoła, na które opadły siwe kosmyki włosów. – Miał zamiar wkroczyć, ale odwiodłem go od tego pomysłu. Na razie.
CZYTASZ
Odcienie szkarłatu
RomanceOd początku wiedziała, że ta misja będzie inna niż dotychczas. Miała chronić. Pierwszy raz w życiu dostała takie polecenie. Zawsze podchodziła z pełnym profesjonalizmem do swojej pracy, dlatego tym razem również w pełni się zaangażowała... nawet za...