Rozdział 11

193 27 21
                                    

* komentarze mile widziane :D

*Związku, że w piątek wyjeżdżam na wakacje, rozdział pojawi się najszybciej za dwa-trzy tygodnie

***

Nicolas

Nie oderwałem wzroku od dokumentów rozłożonych na dębowym blacie biurka, nawet wtedy, gdy ktoś po krótkim i ledwo słyszalnym pukaniu wparował do pomieszczenia. Tylko parę ludzi pozwalało sobie na taką zuchwałość. Krąg osób zmniejszył się po przeciągłym, ociężałym westchnieniu. Wiedziałem już  kto rozłożył się na skórzanym fotelu.

– Jakie wieści? – zapytałem po chwili. Rzuciłem Landenowi krótkie, ale intensywne spojrzenie, w czasie którego pobieżnie przejrzałem się jego twarzy. Minę miał zasępioną, a przygaszony wzrok wbił w ziemię. Między zębami zagryzał swojego kciuka w nerwowym geście. – Czyli nie za dobre – pomyślałem na głos i wróciłem wzrokiem do papierów znajdujących się na biurku. – Mów – nakazałem, gdy mój rozmówca nie wydawał się skory do wyjaśnień.

– Przesłuchaliśmy już wszystkie osoby i sprawdziliśmy miejsce, o których mówili – oznajmił po dłuższym namyśle. Zmienił pozycję i nachylił się bliżej stołu. – Nigdzie nie było tego szczura.

– Więc kłamali? – dopytałem, nie odrywając spojrzenia od dokumentów.

– Według Dużego, nie. Cox był w tych miejscach, ale w porę się zmył.

Powoli wypuściłem powietrze z ust, odłożyłem trzymany długopis oraz dokumenty i spojrzałem na Landena. Moje ciemne spojrzenie spowiło jego postać.

– Jeszcze niedawno powiedziałeś, że znajdziesz go nawet z palcem w dupie – przypomniałem mu, łącząc ręce i opierając o nie brodę.

– Właściwie, Jack to powiedział...

– Ale ty powtórzyłeś po nim – wtrąciłem natychmiast, mocnym, ociekającym autorytetem głosem.

Landen niechętnie przytaknął, wbijając we mnie twarde, pełne determinacji spojrzenie.

– Znajdę tego kutafona, choćbym miał przekroczyć bramy piekieł, by tego dokonać.

– Nie zawiedź mnie – skwitowałem lakonicznie.

Wzrokiem odprowadziłem Landena do wyjścia. Zdążyłem jedynie złapać za długopis, gdy kolejna osoba wkroczyła do biura. Tym razem bez pukania i głośno dając o sobie znać.

– Ja pierdole, nowa koszula – wyjęczał Jack. Napluł na swoją dłoń i zaczął trzeć nią o kołnierzyk granatowej koszuli.

Przewróciłem oczami.

– Masz coś ważnego czy przyszedłeś mi tylko pozawracać dupę? – wypaliłem niemile, nie będąc skory do pogaduszek.

Jack w odpowiedzi wysłał mi krótkie, wymowne spojrzenie i podszedł do barku. Nalał do dwóch tumblerów whisky Macallan. Jego zazwyczaj beztroska postawa ciała, teraz była lekko zgarbiona i przygaszona. Instynktownie wyprostowałem się, szykując do trudnej rozmowy.

Podał mi szklankę, po czym zasiadł naprzeciwko mnie na fotelu, w którym jeszcze chwilę temu zasiadał Landen.

– Dziś rano twój ojciec do mnie zadzwonił.

Moje ciało natychmiast się napięło.

– Już wie, prawda? 

– Domyśla się – przytaknął. Ręką pocierał czoła, na które opadły siwe kosmyki włosów. – Miał zamiar wkroczyć, ale odwiodłem go od tego pomysłu. Na razie.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 14, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Odcienie szkarłatuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz