Rozdział 7

192 30 35
                                    

Wierzyłam w przeznaczenie. Było to dla mnie swojego rodzaju bogiem, tyle że nie miało imienia ani postaci. Wyobrażałam sobie to, jako cienkie sznurki, które łączyły ze sobą określonych ludzi. Nie posiadałam żadnych dowodów, że to istniało, gdyż było poza ludzkim zasięgiem, ale także nie miałam za tym, że był to tylko wytwór mojej wyobraźni. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że niektórzy ludzie zakochiwali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Ich oddechy, myśli i serca łączą się ze sobą, jak gdyby wszystko czego doświadczyli, miało zaprowadzić ich do siebie. Niektórzy mogą powiedzieć, że w jakimś stopniu było to zasługą genów, które podświadomie sugerowały nam kto będzie dla nas odpowiedni. A co jeśli owe geny są właśnie sznurami przeznaczenia?

Od małego dziecka w to wierzyłam, może dlatego kilka dni temu w klubie, rozmawiając z Nicolasem, zaproponowałam taki, a nie inny pomysł. W tamtym momencie alkoholowa mgła zasłoniła mi umysł i zasugerowała, że to on był moim przeznaczeniem. Jednak prawda była całkowicie inna. W nasze spotkanie nie było zamieszane przeznaczenie. Należało je jedynie przypisać człowiekowi. Dlatego teraz nie czułam wyrzutów sumienia, sama przeplatając między nami sznury poprzez aranżowanie spotkania z Nicolasem.

Sama nie sądziłam, że nadarzy się ono tak szybko. Gdy tylko dowiedziałam się, że mężczyzna będzie na wernisażu, po paru godzinach okazało się, że ja również zostałam zaproszona. I to wszystko za sprawą dziwnego "przypadku" o imieniu Blondi.

Uśmiechnęłam się na samą tę myśl, nie mogąc uwierzyć, że wszystko tak gładko się potoczyło. Szybko skarciłam się w myślach za tak jawne okazywanie emocji i przybrałam neutralny wyraz twarzy. Organizator wernisażu w czasie swojej mowy wstępnej nie powiedział nic śmiesznego. A ja nie chciałam zwrócić na siebie uwagi stojących koło mnie ludzi.

Spojrzałam już z dwusetny raz w stronę drzwi wejściowych. Ani śladu Nicolasa, a było już parę dobre minut po rozpoczęciu. Jednak nie przejmowałam się tym za bardzo. Otuliło mnie niewyjaśnione uczucie spokoju, które mówiło mi, że przyjdzie.

Przerzuciłam wzrok ponownie na organizatora, walcząc z własnym ciałem o zaprzestanie spoglądania na wejście. Przyjdzie. Musi przyjść.

Jak na zawołanie dwie kobiety koło mnie zaczęło szeptać, mając wzrok skierowany w stronę drzwi. Moja głowa mimowolnie poleciała w bok, a serce zaczęło szybko i mocno bić.

Wyglądał jeszcze lepiej niż ostatnio... niż za każdym poprzednim razem. Jednego nie mogłam zaprzeczyć. Nicolas Donetti był najprzystojniejszym mężczyzną jakiego w życiu widziałam. A gdy dochodził jego wdzięk i prezencja, byłam pewna, że mało która kobieta mogłaby mu się oprzeć. Ja na pewno do nich nie należałam. Nicolas był dla mnie jak zakazany owoc i, choć znałam konsekwencje zerwania go, mimo wszystko zamierzałam to zrobić. Już i tak jedną noga stałam w piekle. Poznałam uczucie goryczy, teraz chcę poznać smak rozkoszy.

Wkroczył do sali, stawiając każdy krok pewnie. W ogóle nie przejmował się tym, że zwrócił uwagę niemal wszystkich gości. Tak jakby był do tego przyzwyczajony i zarówno stworzony. Niełatwo zachować lekkość i niewymuszony wdzięk, gdy każdy na ciebie patrzył. Ja miałam problemy z tym na początku. W przeciwieństwie do Nicolasa, nie zostałam stworzona do bycia w centrum uwagi, choć z mojego pochodzenia można niesłusznie wywnioskować, że tak właśnie było. Potrzebowałam czasu do nauczenia ciała nie panikowania, gdy patrzyło na mnie więcej osób niż miałam palców u obu rąk.

Nicolas zniknął mi z oczu, gdy wkroczył w między ludzi. Stałam po drugiej stronie sali, dlatego  miałam ograniczony widok. Teraz musiałam tylko czekać.

Czekać na to, aż mnie zauważy.


***

Odcienie szkarłatuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz