13.

8.2K 370 137
                                    

Po udanych zakupach, weszłam do domu. Oczywiście z trudem, przez skaleczoną stopę. Odłożyłam torebkę na ławę w przedpokoju i krzyknęłam:

— Już jestem! — odpowiedziała mi głucha cisza. Ściągnęłam buty i kurtkę, po czym przeszłam do salonu.

Po drodze, zaglądnęłam do gabinetu Jake'a, zastając niezwykle czysty gabinet. Ostatnimi czasy, na masywnym biurku bruneta, walały się tony papierów, odnośnie tworzenia nowej lini lotniczej ,,HendersonAirline". Standard, zważając na fakt, że wszystkie działalności Jake'a, mają jego nazwisko w nazwie.

— Pani Shanon — obróciłam się, słysząc głos jednego z ochroniarzy — Pan Henderson zostawił pani wiadomość.

Mężczyzna wyciągnął do mnie dłoń, podając białą kopertę. Podziękowałam, po czym usiadłam przy kuchennej wyspie, rozpakowując list.

,,Wylatuje na kilka tygodni do Kalifornii. Przemyślałem sobie co powiedziałaś, mam nadzieję, że te tygodnie spędzone z dala od ciebie, pomogą mi wrócić do dawnego mnie. Wrócę przed kawalerskim Matta. W razie czego, masz trzystu ludzi, którzy będą dbać o twoje bezpieczeństwo.
Jake"

Zmarszczyłam brwi, odkładając list na stół. Co ma znaczyć ,,dni spędzone z dala od ciebie". Przeszkadzam mu? Zasugerował, że to moja wina, że stał się taki dziwny? Albo mam rację, albo przesadzam. Mam mocno mieszane uczucia co do tego listu, chociaż plus jest taki, że tym razem napisał iż wyjeżdża, a nie tak jak ostatnim razem, gdy wyjechał na trzy dni, nie dając znaku życia.

Spuściłam głowę, nie wiedząc co mam o tym myśleć. Tak bardzo chciałabym żeby nasza relacja wróciła do normy. Chciałabym aby znowu było romantycznie, podniecająco, gorąco a nawet upalnie, tak jak na początku...
To spięcie między nami, odbiera mi całą energie.

— Proszę, niech to się już skończy — mruknęłam pod nosem, patrząc na biały sufit.

— Pani Shanon — spojrzałam na ochroniarza stojącego niedaleko mnie.

— Tak? — na giętkich nogach, podniosłam się z siedzenia, czekając na wypowiedź łysego, postawnego ochroniarza.

— W mediach pojawiło się mnóstwo zdjęć z artykułami dotyczące wyjazdu pana Hendersona. W związku z tym, przed domem pojawiła się masa fotoreporterów, oczekujących jakiejkolwiek wypowiedzi ze strony Pani.

— Jakiej wypowiedzi? Co ja mam im powiedzieć? — zestresowałam się, nie będąc gotowa na takie wieści.

— Odpowiedzieć na kilka pytań. Możemy ich pilnować, czatując przy bramie, jeżeli nie chce Pani z nimi rozmawiać.

— Nie nie, w porządku. Dajcie mi chwilkę, za moment do nich wyjdę — powiedziałam, po czym wbiegłam po schodach do sypialni. Usiadłam na łóżku i zaczęłam głęboko oddychać.

Oczywiście, że nie chcę rozmawiać z dziennikarzami! Co mam im powiedzieć? Muszę udawać, że między mną, a moim narzeczonym jest wszystko w porządku. Co nie zmienia faktu, że dalej czuję presję. Co jeśli powiem coś źle? Media mogą odwrócić to przeciwko nam, sprawiając, że ludzie nas znienawidzą, a skutkiem może być nawet upadek całego dorobku życia Jake'a i mojej szkółki, na którą tak ciężko pracowałam. Chociaż Jake ma już tyle pieniędzy, że może utrzymać życie w strefach premium, nawet przez cztery pokolenia. Ze mną jest trochę gorzej.

— Boże Rose opanuj się kobieto! — powiedziałam sama do siebie. Jak zwykle przesadzam.

Odwróciłam głowę, patrząc na drugą stronę łóżka. Dotknęłam zimnej pościeli dłonią, a moje myśli znów popłynęły w stronę Jake'a. Jeśli będzie tak dłużej, popadnę w depresję.

Wzięłam trzy porządne oddechy, po czym wstałam szybko z łóżka, wychodząc z sypialni na schody. Nagle zakręciło mi się w głowie. No pięknie, brakuje tylko żebym zemdlała przed kamerami.

— Pani Shanon? Wszystko w porządku? — zapytał zaniepokojony goryl, patrząc na mnie z dołu.

Pokiwałam głową z wymuszonym uśmiechem, i powoli zeszłam po stopniach.

— Idę — odparłam, na co ochroniarz kiwną głową, ruszając za mną.

Otworzyłam drzwi, od razu zauważając tłum dziennikarzy, zebranych pod bramą. Ruszyłam do nich pewnie, wywołując spore zamieszanie. Zatrzymałam się w bezpiecznej odległości od bramy, oddzielającej mnie od fotografów. Wokół mnie stało chyba z piętnastu goryli.

— Dzień dobry — przywitałam się, grając szczęśliwą osobę.

— Pani Shanon! Mamy kilka pytań! — przekrzykiwali się dziennikarze, a ja stałam sztywno, próbując odpowiadać na najważniejsze pytania.

— Gdzie wyjechał pan Henderson? — zapytał mężczyzna z mikrofonem, ubrany w czerwone szorty i tego samego kolory bluzę.

— Niestety nie mogę nikomu tego zdradzić — odpowiedziałam, starając się naturalnie uśmiechać.

— Kiedy wróci Pan Henderson? — krzyknęła kolejna osoba.

— Myślę, że za kilka tygodni powinien się pojawić — mruknęłam, przypominając sobie fragmenty listu.

— Po co Pani narzeczony wyleciał, i czemu nie zabrał ,,swojej kobiety" jak to on sam określa, ze sobą?

— Wyleciał w sprawach służbowych, więc wydaje mi się, że zabranie kobiety do pracy, mogłoby się skończyć niepowodzeniem.

— Ma pani na myśli sprawy związane ze zbliżeniami cielesnymi? — on naprawdę pyta czy zamiast pracować, uprawialibyśmy seks?

— Nie wiem czy pan wie, ale każda kobieta potrzebuje uwagi mężczyzny. A gdy on znajduje się w pracy w pełni skupiony, wydaje mi się, że płeć piękna, tylko by mu przeszkadzała, nie dając załatwić mu naglących spraw. Tak jak powiedziałam, kobieta potrzebuje uwagi. Nie mam tu na myśli seksu, tylko na przykład potrzebę rozmowy.

— Rozumiem — powiedział niezadowolony, że nie udało mu się wprowadzić mnie w ślepy zaułek — Jeszcze jedno pytanie. Ma pani romans z pani kolegą z Polski, o imieniu Kacper?

Nagle wszystkie szumy ustały, każdy oczekiwał ode mnie odpowiedzi. Najlepiej takiej, która wzbudziłaby sensację, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że dziennikarze to najgorsze hieny jakie mogą stąpać po tej ziemi.

— Nie — odpowiedziałam pewnie. Nagle przede mną pojawiły się szerokie plecy jednego z ochroniarzy.

— Koniec na dzisiaj. W tej chwili proszę się oddalić i ... — zaczął pouczać goryl, jednak niedosłyszałam reszty, ponieważ inny z mięśniaków, zaczął prowadzić mnie do domu, co niezmiernie mnie cieszyło, kojąc moje nerwy. Nie pamiętam kiedy czułam się tak niekomfortowo.

— W idealnym momencie. Ci ludzie zadają coraz gorsze pytania...

— Pan Henderson kazał to przerwać i zabrać panią do domu — odparł prowadzący mnie ochroniarz, a mnie zamurowało.

Przecież miał mieć ode mnie wolne, a wygląda na to, że cały czas mnie obserwuje. To znaczy, chyba nie ma ustawionych kamer w domu, ale podejrzewam że cały czas dostaje sprawozdanie od goryli.

Oh Jake... żeby to wszystko się jakoś ułożyło...

***
Hejka!
W końcu rozdział, wiem wiem, dużo czekania, ale przez wakacje cały czas się coś dzieje.
Dajcie znać jakie plany na wakacje!
-Pluwiofil

Oni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz