V. Wiatr w oczy

7 1 0
                                    

20 października

     Eli czuła się zmęczona i sfrustrowana. Od prawie trzech tygodni wstawała wcześnie rano i zasypiała dużo później niż zwykle. Nie mogła się skoncentrować w ciągu dnia i często odpływała, nawet w obecności Gordona.

     Swój stan zawdzięczała dwóm osobom. No może trzem, jeśli brałaby pod uwagę też siebie. Trio uzupełniali Oliwier i Młody.

     Pierwszy z nich tydzień temu zorientował się, że nadal będzie budzony codziennie o szóstej rano i zaczął się rewanżować. Wykorzystał do tego jesień i dmuchawę do liści, którą kupił u Gordona. Gdy nabijała urządzenie na kasę, z Młodym wiszącym jej nad ramieniem, miał iskierki w oczach. Nawet życzył jej miłego dnia w drodze do drzwi. Tego wieczora, gdy tylko zgasiła światło i zasnęła z twarzą w poduszce, uruchomił piekielną machinę. Przez pół godziny siedziała przy oknie i obserwowała, jak z latarką górniczą na głowie i dmuchawą w ręce chaotycznie zagarnia liście w sterty. Godzinę później słyszała tylko szum w uszach. Następnego dnia przeniósł się w inną część ogródka, ale i tak hałasem mógł wskrzeszać umarłych. Ostatnio zabrał się nawet za działkę Eli i dzięki temu miała odgarnięte liście z podjazdu.

     Drugi winowajca z kolei liczył, że skoro jest jej podopiecznym, Eli będzie odwalała całą pracę. Najczęściej udawał, że czegoś nie rozumie i tylko "aktywnie obserwował", jak Eli obsługuje klientów czy wyszukuje towar w systemie. Co chwila znikał na zapleczu lub w łazience, a gdy w zasięgu wzroku pojawiał się Gordon, udawał zajętego układaniem towaru.

    Trzeciego dnia ich "współpracy" Ela próbowała wprowadzić rozejm. Na samo wspomnienie tej rozmowy robiło się jej niedobrze ze złości.

    Zakradła się do niego, gdy, jak zwykle w czasie przerwy, siedział pochylony nad telefonem i popijał kawę z paskudnego kubka z napisem "Nie jestem leniwy. Jestem energooszczędny".

- Cześć - nie spojrzał w jej stronę, tylko dalej przesuwał palcem po ekranie.

- Jak leci? - nie poddawała się.

    W końcu lekko przekręcił głowę, jakby nie wierzył, że to do niego mówiła.

- Gdy cię widzę, coraz gorzej - tylko silna wola powstrzymała ją przed wciśnięciem mu tego z powrotem do gardła.

- Mam dla ciebie propozycję - młody był rybą, a ona rybakiem. Tymi słowami wrzuciła przynętę do wody. Oparła się biodrem o półkę i czekała, aż cała jego uwaga skupia się na niej.

- Zamieniam się w słuch.

- Dobrze wiesz, że się nie dogadujemy...

- A ja myślałem, że jestem twoim najlepszym przyjacielem -widocznie jedyne czego się od niej uczył, to jak używać sarkazmu w każdej sytuacji.

- Bardzo śmieszne. Jeśli Gordon zejdzie ci z pleców, ja też będę miała spokój. Wrócimy do bycia "przyjaciółmi", którzy nie muszą ze sobą rozmawiać.

- Do sedna. Kawa mi stygnie.

- Porozmawiam z szefem. Powiem, że sobie radzisz i że powinien odwołać całe to szkolenie.

    Sądząc po jego uniesionych brwiach, był sceptycznie nastawiony.

- Tak? Gdzie jest haczyk?

- Ty skupisz się na tym, co do ciebie mówię. Jeszcze raz przeszkolę cię z kasy fiskalnej i systemu. Nawet zostawię ci notatki na przyszłość. Będziesz mógł sobie wszystko poukładać w głowie.

Już przy pierwszym zdaniu zaczął się odwracać, a pod koniec miał telefon w ręce.

- Hej, jeszcze nie skończyliśmy. Możesz się skupić chociaż na kilka minut - miała go serdecznie dosyć.

- Skończyliśmy, kiedy zaczęłaś gadać głupoty.

- Co ci się w tym nie podoba? Będziesz miał mnie z głowy, a ja ciebie.

    Znowu odwrócił się w jej stronę.

- I musiałbym odwalać twoją pracę?

    Krew zagotowała się jej w żyłach.

- Przecież to ty się cały czas obijałeś! Musiałam przepraszać klientów za twoją głupotę i robić wszystko od nowa.

     Sytuacja wymykała się spod kontroli.

- Od tego przecież tutaj jesteś- uśmiechał się kpiąco z wyższością, jakby we wcześniejszym wcieleniu był synem lorda, a ona jego służącą.

     Wdech. Wydech.

- Więc tak chcesz to rozegrać - odwróciła się w stronę wyjścia, byle nie patrzeć na tego gnoja.

- Chociaż raz się spóźnisz, wyjdziesz przed czasem w ciągu tego miesiąca, spojrzysz w telefon przy kliencie...- stara się brzmieć groźnie, ale głos drżał jej z tłumionego gniewu - a dopilnuję, żeby szef szukał dla ciebie zastępstwa.

- Pamiętaj, że jedziemy na jednym koniu. Ja coś spieprzę, ty też z niego spadasz - Zaczął się śmiać, a Eli zacisnęła pięści, kierując się do wyjścia.

    Trzasnęła głośno drzwiami. Dobrze, że wyjątkowo Gordona nie było w pobliżu. Jeszcze chwila, a Eli rozbiłaby Młodemu jego paskudny kubek na głowie. 

                                                                                  ***

     W piątek, po trzech tygodniach tego kabaretu miała jednocześnie ochotę udusić Młodego jak i zasnąć na kilka dni. Chwile wytchnienia zapewniały jej jedynie wizyty nad stawem. Mogła wtedy wszystkie problemy przepuścić przez filtr świeżego powietrza, ciszy i spokoju. Jej myśli wracały z krawędzi szaleństwa. Przychodziła tu nawet w czasie swojej krótkiej przerwy w pracy, byle chociaż przez chwilę nie patrzeć na zarozumiałą minę tego kretyna. 

     Gdy wpatrywała się dostojny ruch kaczek na wodzie i słuchała szumu drzew, zastanawiała się nad wieloma sprawami. Przez głowę przeszła jej myśl, czy nie odpuścić sobie operacji "ciasto". Nie miała energii, żeby wstawać tak wcześnie, a jej umiejętności cukiernicze były cały czas na tak samo niskim poziomie. Nadal tylko kaczki były w stanie strawić jej wypieki. Oliwier z kolei z poranku na poranek sprawiał wrażenie bardziej przytomnego. Nie musiała przez pięć minut naciskać dzwonka w oczekiwaniu, aż jego zaspana twarz pojawi się w drzwiach. Chyba przyzwyczaiła go do wstawania o szóstej.

     Zemsta powoli traciła sens.

     Powinna uporządkować wiele innych spraw, zamiast bawić się w dziecinne gierki. Niedługo miało się okazać, czy Młody nie pociągnie jej na dno razem ze sobą. Musiałaby szukać nowej pracy, a choćby chciała nie widzieć więcej na oczy Gordona, nie stać ją było na to. 

      Wciągnęła głęboko powietrze przez nos, żeby powstrzymać łzy. 

     Dla Eli w tamtym momencie istniał tylko jeden sposób na odzyskanie równowagi.

                                                                        ***

- Chcę urlopu na poniedziałek - powiedziała stanowczo, zanim Gordon zdążyłby oddelegować ją do rozkładania towaru.

    Podniósł wzrok znad komputera i przyjrzał się jej krytycznie.

- Dopiero brałaś urlop.

- Sprawa rodzinna - wcześniej przeszło jej przez myśl, czy lepszym pretekstem nie byłaby wizyta u lekarza, ale znała dobrze Gordona. Kazałby jej przynieść receptę albo jakiś inny dowód.

- I chcesz wyczerpać resztę swojego urlopu na ten rok? - Gordon myślał już, że wytrącił jej wszystkie argumenty z rąk. 

- W tym roku do końca grudnia i tak będzie za duży ruch. Nie będzie czasu na urlop. - W myślach już układała sobie plany. Miała czas żeby naładować baterie aż do popołudnia w poniedziałek. Dawało jej to cały wachlarz możliwości. 

     Gordon chyba wyczuł jej determinację, bo nie kłócił się dłużej. Machnął tylko ręką i z miną, jakby zjadł kwaśne żelki na obiad, wrócił do pracy.  









Oko w okoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz