2

12 3 2
                                    

Zbliżała się północ. A może już minęła? Sama nie wiem, czas leciał tak szybko gdy cieszyłam się chwilą że nie dało się nawet złapać oddechu. Hasley musiała ulotnić się trochę wcześniej, a Alysa kręciła się w towarzystwie osób które poznała rok temu. Nie miałam co ze sobą zrobić więc siedziałam przy ognisku i patrzyłam w jego głąb gdy nagle ktoś złapał mnie za ramiona a ja lekko podskoczylam po czym odwróciłam głowę w stronę "napastnika" którym okazała się Kattie, szatynka o fiołkowych oczach, z którą poznałam się kilka minut po odejściu Hasley. Razem się wtedy zaczęłyśmy śmiać z Adama który wywalił się o własną siostre prubującą wykozaczyć przed starszymi. Kattie była na prawdę miła, dziwiło mnie tylko że nigdy jej nie widziałam ani w szkole, ani nawet na ognisku odbywającym się co kilka lat.
- Jiren? - spytała po kilku minutach patrzenia w ogień razem ze mną - skąd masz ten naszyjnik na twojej szyi? - ja chwilę się zawachałam po czym wstałam i powiedziałam żebyśmy odeszły trochę od reszty osób co zrobiłyśmy i po chwili stałyśmy w lesie, ja w bluzie którą dostałam od dziewczyn wcześniej, która z resztą okazała się przypominać tyranozaura, Kattie zaś była w białej koszulce z nadrukiem czarnego kota i krótkich jeansowych spodenkach. Gdy po raz trzeci upewniłam się że nikt nas nie śledził zapytałam ją dla pewności.
- ale przysiegasz że nikomu nie powiesz? - spytałam dla pewności.
- przysięgam - powiedziała Kattie i wyciągnęła przed siebie rękę - na zgubienie drogi dusznika - te słowa mnie upewniły, takiej przysięgi nie możnabyło złamać chyba że nienawidziło się osoby która cię potrzebuje. Złapałam jej rękę by zapieczetować przysięgę i usiadłam na ziemii. Kattie zrobiła to samo na przeciw mnie a ja zciszonym głosem zaczęłam opowiadać. Gdy skończyłam patrzyła na mnie jak na największe zło na świecie.
- ale jak to śledziłyście mażki i podglądałyście ich rytuały? Kłamiesz! Nie możliwe! - Kattie się wzdrygnęła po czym wstała, chwilę próbowałam ją powstrzymać przed odejściem ale później się poddałam rzucając jej jako ostatnie słowa "pamiętaj co przysięgłaś" gdy nie zostało po niej nawet zapachu mocnych wiśniowych perfum w mojej głowie zaczął echem narastać każdy szmer, wiedziałam co zaraz się zacznie więc wstałam i szybkim krokiem skierowałam się w stronę światła ognia próbując nawdychać się jak największej ilości zapachu mięty z moich dłoni, pachniały nią tylko dlatego że niedaleko ogniska znalazłam kępke tej rośliny i zebrałam kilka gałązek, które cały czas miętosiłam w kieszeni. Gdy wyszłam na drobną polanke Kattie nigdzie nie było więc wróciłam na swoje miejsce przy ognisku.

≈≈≈

Obudziłam się w swoim łóżku kompletnie przygnębiona. Myślałam że wczoraj dowiem się chociaż gdzie mieszka Kattie ale tak się nie stało, nie widziałam jej do końca ogniska, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Nic mi się nie chciało, nogi, ręce i twarz paliły mnie jak żywym ogniem. Leżałam w ubraniu a włosy miałam poszarpane i rozpuszczone, słyszałam jak nami krząta się po kuchni, a później podchodzi do mojego pokoju.
- śniadanie buraku - warknęła i wróciła do kuchni. Leniwie zsunęłam się z łóżka i spięłam włosy w luźnego koka. Nawet charakterystycznej dla mnie fryzury nie miałam siły zrobić. Wyszłam z pokoju i powlekłam się do kuchni gdzie zajęłam swoje miejsce przy stole.
- smacznego.. - powiedziałam zaspanym głosem do swojej siostry, a ona zastrzygła uszami i popatrzyła na mnie pytająco, nie wiedziałam o co chodzi więc ona przełknęła omleta i powiedziała
- jak było na ognisku? Coś się stało żeś taka zaspana? - dawno nie widziałam by była ciekawa o moje życie więc opowiedziałam jej całe ognisko pomijając tylko fakt o opowiadaniu Kattie. Przy okazji obie zjadłyśmy śniadanie a nami zaczęła myć naczynia.
- nie wiem jak ja to zrobiłam ale widzę że już ci się humor poprawił. - powiedziała gdy zaczęłam skakać wokół niej i opowiadać że wygrałam "bitke" z Hasley. - a teraz spadaj, masz własnych znajomych - warknęła, więc poleciałam do pokoju, zabrałam potrzebne rzeczy w torbę, uczesałam się i wybiegłam z domu żegnając siostrę która akurat wychodziła do pracy. Złapałam za rower i postanowiłam przejechać się po drugiej stronie miasta. Więc wyruszyłam na moją wyprawę.

≈≈≈

Jechałam rowerem po najdalszych ulicach naszego miasteczka, a słońce schylało się ku zachodowi, co chwila mijałam jakieś podwórko na którym ktoś grał w piłkę, albo kąpał się w basenie, albo jakaś rodzina robiła grilla. Miałam wrażenie że rozpoznałam kilka twarzy, ale może po prostu pamiętałam je ze szkoły. Gdy w końcu dojechałam do miejsca docelowego mojej podróży słońce było połowicznie za horyzontem. Usiadłam na wywalonym drzewie i ściągnęłam rozchodzone trampki zanurzając stopy w twardej zielonej jak moje oczy trawie. Nie czułam się samotna bo siedziałam na brzegu lasku przy ruchliwej ulicy. Jednak czułam że to nie tylko przez to, cały czas czułam na sobie czyjś wzrok, to było aż lekko przytłaczające. Siedziałam w miejscu puki nie zrobiło się ciemno, wtedy wyciągnęłam z torby torby kanapkę z dżemem i szkicownik wraz z ołówkiem. Jedząc narysowałam pierwszy gwiazdozbiór jaki zobaczyłam i zaczęłam zbierać się do domu. Ubrałam buty, zebrałam rzeczy do torby i zaczęłam jechać do domu, przeczucie bycia obserwowaną nie dawało mi spokoju, co było też w jakimś stopniu pomocne bo nie czułam się samotna więc nie było możliwości by moja fobia się odezwała. Gdy dojechałam do domu podeszłam do średniej wielkości szopy obok domu, gdzie zastałam nami klnącą na taczkę i trzymającą się za stopę, wolałam nie wnikać więc tylko odłożyłam rower i weszłam do domu i powłócząc nogami udałam się do swojego pokoju. Gdy tylko tam wparowałam położyłam się na łóżko i wtuliłam w miękką świeżą pościel. Jednak spokój nie był mi dany, gdy tylko telefon będący w torbie złapał wifi wydał z siebie przeraźliwie długi brzęk
- ktof chyfa cje szufa - powiedziała nami przechodząc obok moich otwartych drzwi. Starsza siostra w jednej ręce trzymała apteczkę a palce drugiej trzymała w ustach. Po kilku minutach w końcu się podniosłam i sprawdziłam telefon. 58 nieodebranych połączeń od Aly, 36 od Has i chyba 600 wiadomości na messengerze od tej dwójki. Przewinęłam je szybko, w większości były pytania typu "żyjesz?", "nie mów że cię porwali" lub "gdzieś ty do cholery poszła?" napisałam do obu na wspólnej grupie i z osobna że żyje po czym wyłączyłam telefon i podpinając go do ładowarki odłożyłam go na biurko. Z powrotem wpadłam w pościel i po chwili zasnęłam.

<-<--->->

Hejkaaaa, przepraszam że zrobiłam time skip, ale nie chciało mi się pisać jak cały dzień Jiri jeździ na rowerze po ulicach, za długie by to było i bardzo monotonne, i tak wyszło mi z 1000 słów.

Lekki spoiler, 1 grubsza akcja będzie 3 lipca czyli za 6 dni, czyli za 6 rozdziałów, dzień przed uro Kitty, 2 dni przed uro nami.

+ na ten tydzień jadę do ojca czyli rozdziały będą rano, w południe lub wieczorem, zależy kiedy będę mogła używać telefonu.

Drugi + jak wrócę od ojca to mama mnie wysyła na jakiś obóz od 4 do 14 lipca więc wtedy też będzie lipa z pisaniem bo podobno mają nam zabierać telefony na noc (jakoś mi się uda oszukać ten system, zobaczycie)

I to chyba tyle, do jutra kanapeczki (o ile nie skończę pisać jeszcze dzisiaj rozdziału z letniego obozu)

[ZAWIESZONE] Patrząc w gwiazdy (Jiren's holiday story) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz