♜ Spotkanie żywych dusz ♜

119 20 11
                                    

Węgry stał tak przez chwilę sparaliżowany przez niedowierzanie, a obudził się tylko za sprawą dotyku na ramieniu przez Polskę. Oczy nieznajomego go wręcz zahipnotyzowały. Oboje patrzyli na siebie ze specyficzną mieszanką emocji. Polak szepnął coś w stronę przyjaciela, lecz ten nie odpowiedział. Można powiedzieć, że nawet nie usłyszał. Wyprostował się i całkowicie wyszedł zza ściany, wchodząc w głąb pomieszczenia. 

- Węgry! - posiadacz skrzydeł nagle podniósł głos i sam również wyszedł z kryjówki. Po chwili się jednak całkowicie zaciął. Mocno się zdziwił i wraz z towarzyszem nieśmiało zbliżył do nieznajomego. Był ubrany w biały fartuch, który utracił swoją czystość i bardziej wpadał teraz w odcień brudnej szarości. Do tego na ustach miał równie zabrudzoną maseczkę. Z wyglądu przypominał lekarza, co jeszcze bardziej zaintrygowało młodzieńców. Uklęknęli przy nim i ostrożnie zdjęli maseczkę z jego twarzy.

- Jak się pan czuje? Coś pana boli? - Węgry wcielił się rolę starszego brata i zabrał głos. Zapytał o samopoczucie nieznajomego, który na pierwszy rzut oka wyglądał całkowicie normalnie poza licznymi zabrudzeniami. Dopiero z czasem można było zauważyć jego osłabienie i duże problemy ruchowe oraz oddechowe.

- Nigdy nie czułem się lepiej. - Zaśmiał się nieznajomy z dobrze wyczuwalnym sarkazmem. Jego głos przesiąknięty był mocną chrypą, a do tego co chwila drapało go w gardle. Odwracał twarz, aby nie kaszleć prosto w stronę nowo przybyłych. - Cieszę się, że widzę jeszcze jakieś żywe dusze... - Mruknął dość słabo.

- Możemy coś dla pana zrobić? - Dopiero teraz głos zabrał Polska. Póki co jedynie przyglądał się mężczyźnie od boku i w ciszy. Widział jednak jego stan, który nie był najlepszy i jeżeli byłaby możliwość pomocy, na pewno od razu by się za nią zabrał.  

- Już nic mi nie pomoże. - Stwierdził, uśmiechając się przy tym z niesamowitym spokojem. W zewnętrznych kącikach jego oczu uformowały się także lekkie zmarszczki, które dodawały jego twarzy wrażenie delikatności oraz opanowania. Zanim udało się nawiązać kolejną próbę rozmowy, w korytarzu stanął Czechy wraz ze swoją siostrą.

- Żyjecie jeszcze? - Najmłodszy z całego towarzystwa zajrzał do pokoju, a po zobaczeniu starszego mężczyzny ucichł ze zdziwienia. Słowacja nie odezwała się od samego początku, lecz na jej twarzy również można było ujrzeć niedowierzanie. Sama traciła nadzieje na zobaczenie jeszcze kogoś poza tymi czarnookimi potworami. Rodzeństwo zostało zaproszone skinięciem dłoni Polski do podejścia bliżej. Kobieta uklękła koło Węgier, natomiast Czechy stanął za przyjaciółmi ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej.

- Dlaczego pan tak twierdzi? Jeżeli ma pan jakieś rany, mogę spróbować je opatrzeć. - Węgier wrócił do tematu. Chciał pomóc nieznajomemu. Widać, że tego potrzebował, jednak nawet po zaoferowaniu wsparcia, pokręcił przecząco głową. 

- Nie mamy dużo czasu. Nie dam rady powiedzieć wam wszystkiego. - Westchnął i wyjął za swojego białego płaszcza mały dziennik. Wręczył go grupce, a ten od razu został przechwycony przez Polskę. Skrzydlaty młodzieniec natychmiast go otworzył i zaczął przeglądać kilka pierwszych stron. Całe były zapisane i nieco pobrudzone od atramentu, ale również różnych prochów. - Nie dacie rady mi już pomóc. Nie wiem czy już widzieliście te paskudztwa, jakie łażą dookoła. Dopiero się tworzą i schodzą blisko centrum. Jeden z nich użarł mnie na drodze, kiedy wracałem do domu. Od razu po tym udało mi się go odtrącić i jakimś cudem uciec. - Mówiąc to podciągnął rękaw białej odzieży, która w tym miejscu podchodziła pod kolor lekko zielonkawy. Wskazał na bandaż i odwinął go z trudem. Ku zdziwionym oczom młodzieńców ukazała się okropnie wyglądająca rana. Była bardzo głęboka, a krew jaka z niej spływała mieszała się z czarnym śluzem. Kształt miała bardzo szarpany, a gdzieniegdzie można było doszukać się odcisków zębów. Wewnątrz kapała jeszcze żółtawa ropa, a odór jaki nagle rozniósł się po mieszkaniu przypominał zgniliznę. Wszyscy od razu odwrócili wzrok i zakryli usta wraz z nosami. Niektórzy poczuli też fikołki w żołądku oraz uczucie obrzydzenia. Mężczyzna na ich szczęście zakrył ranę i wraz z głośnym wypuszczeniem powietrza, opuścił rękę. 

- Czyli... nie ma już dla pana żadnego ratunku? - Zapytał niemrawo Węgry. 

- Niestety nie i mówcie do mnie Szwecja. Nie ma co zachowywać formalności w takiej sytuacji. - Znowu się zaśmiał. Najwyraźniej nie przejmował się zbytnio faktem, że może skończyć teraz tragicznie. Takie zachowanie wzbudziło wrażenie u wszystkich, lecz najbardziej u Czech. Niesamowicie fascynowała go odwaga, jaką posiadał mężczyzna. Albo przynajmniej to, jak dobrze chował strach oraz wszystkie negatywne emocje. 

- Nie boisz się, że umrzesz? - Czechy wręcz nie mógł się powstrzymać od tego pytania, na co Słowacja spojrzała na niego dość niezadowolona. Nie należy przecież pytać o takie rzeczy. Szwecja jednak skwitował to kolejnym zachrypniętym chichotem. 

- Nie jestem nawet pewien tego czy umrę. - Powiedział, czując jednocześnie coraz mocniejsze pieczenie na ręce. - Wiem tylko, że nigdy nie będę taki jak teraz. Mogę stać się nawet jednym z tych ohydnych kreatur. Powinniście stąd jak najdalej uciekać. Najlepiej tam, gdzie jest dużo drzew i zamkniętej przestrzeni. Tutaj jest zbyt niebezpiecznie, a do tego opary jakie wdychacie też są na dłuższą metę szkodliwe. Zabierzcie z mojego domu wszystko, czego tylko potrzebujecie i uciekajcie najdalej jak tylko się da. Nie dajcie się chociażby dotknąć tym potworom. W wolnej chwili przeczytajcie mój dziennik. Zakrywajcie jak najwięcej ciała i dbajcie o siebie. To wszystko co mogę wam poradzić. Nie macie dużo czasu. Niebezpieczeństwo ciągle wzrasta, a tych cholerstw jest coraz więcej. - Szwecja mówił już coraz słabiej. Jego organizm opadał, a cała energia życiowa upływała z każdą sekundą. To jasne, że długo już nie pociągnie, dlatego trzeba się spieszyć. Wszyscy wstali i zaczęli zaglądać do różnych pomieszczeń w celu znalezienia czegoś przydatnego. Tylko Polska został w tym samym miejscu co wcześniej i przeglądał na szybko różne strony dziennika.

- Pracowałeś w tej fabryce? - Zapytał, szybko unosząc wzrok na mężczyznę. Widział już powierzchownie jego zapiski. Zauważył też, że nieznajomy miał też dużą wiedzę na temat odkrytego materiału - 00EWEN, co znaczy, że musiał być blisko niego.

- Owszem. - Westchnął. - I była to najgorsza decyzja w moim całym życiu. Zobacz do czego doprowadziła. - Tym razem jego głos się już załamał. Widać było łzy w kącikach jego oczu. Mężczyzna okropnie żałował tego kierunku, w jaki pokierowało go życie. Tak wiele przez to stracił, a do tego naraził innych, niewinnych ludzi na katastrofę. Oczywiście nie był przecież jedynym pracownikiem i cała wina nie leżała po jego stronie, lecz on i tak jako winowajcę obarczał siebie. Nagle się wzdrygnął i zaczął mocno kaszleć. Polska chciał coś zrobić, ale był zupełnie bezradny. Jedynie patrzył smutno na obraz człowieka, który już nic nie może ze sobą zrobić. Nie było już dla niego żadnego wyjścia. 

Wszyscy zebrali już najpotrzebniejsze rzeczy, znalezione w domu Szwecji i znaleźli się znów przy nowo poznanym. Każdy stał całkowicie bezczynnie. Co przecież mogli zrobić w takim obrocie spraw? Słowacja próbowała zbliżyć się do mężczyzny, lecz ten zatrzymał ją dłonią. Po chwili zebrał się u niego ogromny odruch wymiotny, a z jego ust uleciało mnóstwo czarnego śluzu pomieszanego z krwią. Mężczyzna wyssany z sił opadł na podłogę. 

- Idźcie już... - Szepnął, patrząc załzawionymi oczami na przybyszy. Ci jedynie skinęli głowami. Tylko na to było ich teraz stać. Widok człowieka w takim stanie powodował dodatkowe urazy na ich umyśle oraz psychice. Odbiło się to na nich mocną pieczęcią, a ten obraz zapamiętają chyba już na całe życie. Pospiesznie opuścili mieszkanie, a następnie cały budynek. Popatrzyli na siebie i od razu objęli się wspólnie ramionami. Wszyscy potrzebowali teraz wsparcia i swojej bliskości. Nie mieli jednak zbyt dużo czasu. Znowu zaczynało się ściemniać. Nieważne czy opary były szkodliwe, nie mieli zamiaru zapuszczać się w nieznane miejsca po ciemku. Odeszli w głąb ciemnych uliczek i po prostu zabarykadowali się w jednym z mieszkań mosiężnego budynku. Wybrali pierwsze piętro, gdyż nie znajdowało się za nisko ani za wysoko. Można było jeszcze się jakoś uratować, jakby jedna z kreatur postanowiła ich odwiedzić. Rozłożyli jedynie koc na brudnej podłodze i przytulili się do siebie nawzajem. Wszyscy tej nocy mieli ogromne problemy z zaśnięciem. Zdarzało się, że co jakiś czas ktoś emocjonalnie nie wytrzymywał i po prostu płakał. Wszyscy starali się być dla siebie oparciem, jednak ciężko pomóc komuś, kiedy samemu ledwo łączysz koniec z końcem. 






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Niespodziewajka C:

Tak, żyję i postaram się chociaż trochę coś robić na tym profilu xD

Mam nadzieję, że rozdział nie był zły ;w;

A i miłych wakacji~ u3u

~Marcyś

×*♜~00EWEN~♜*×  ~Countryhumans~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz