0 4 - gdy obydwoje byli lepszą wersją siebie

485 47 325
                                    

    Jesienny wieczór zamienił się w zimną noc, kiedy ulice Tokio na pewien moment przestają żyć. Wszystko spowija mrok, a głucha cisza dzwoni w uszach przechodniów. Oni rzeczywiście siedzieli w kręgielni dłużej, niż przewidywali i nie mając siły wracać do domu o własnych nogach, zamówili taksówkę.

Obaj milczeli, stojąc na zimnym chodniku, licząc odrębne minuty i sekundy. Gwiazdy świeciły jasno, jak gdyby tylko i wyłącznie dla nich. Możliwe, że jakieś spadały, ale oni ich nie zauważyli i przegapili okazję na pomyślenie życzenia. Choć obydwoje tak naprawdę sami nie wiedzieli, czego chcieli. Oczekiwali od siebie jakichkolwiek słów, choć nie wiedzieli jak zacząć. Potrzebowali porozmawiać na losowy temat, byleby zabić niepokojącą ciszę, która dobijała obydwu z nich.

Kenma tępo wpatrywał się w chodnik, czekając, aż Kuroo zacznie rozmowę, lecz to nie nadchodziło, a on uginał się pod ciężarem niepokojącej ciszy.

– Chcesz jutro do mnie przyjść? – zapytał, a Kuroo spojrzał na niego spokojnie.

– Okej – odpowiedział szybko. Nie komplikował odpowiedzi na proste pytania.

Nie zapytał, co będą robić i dlaczego Kenma chciałby spędzić z nim czas u niego w domu. Sam nie wiedział, jaką sensowną odpowiedź mógłby uzyskać, więc siedział cicho, ze świadomością, że jutro pierwszy raz zobaczy dom Kozume od środka, pozna jego mamę i będzie musiał się przed nią przedstawić, nie robiąc z siebie głupka. Przez chwilę pomyślał nawet, że chciałby, żeby Kenma kiedyś zobaczył jego dom i siedział u niego w pokoju. Miał niewyjaśnioną potrzebne dowiedzenia się o nim więcej, choć i tak czuł, że wiedzą o sobie dużo. Albo było to tylko głupie złudzenie, które zabić miało zdrowe myślenie. Często miewał wrażenie, jak gdyby byli w jakiś sposób ze sobą połączeni, choć znali się niecałe dwa tygodnie. A Kuroo sam nie wiedział, czy wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia.

Kenma otworzył drzwi auta, gdy taksówka podjechała, i wsiadł do środka, od razu patrząc na kierowcę. Miał głupi nawyk sprawdzania, z kim będzie miał do czynienia, zanim dojedzie do domu. Wnętrze auta było ładne, a przynamniej Kenmie czarna tapicerka przypadła do gustu. Zawsze starał się zwracać uwagę tylko na te dobre rzeczy. Zamknął za sobą drzwi i zapiął pasy, odwracając głowę w stronę przyciemnionego okna.

Światła wydawały się świecić jaśniej niż on sam, choć ich blask ograniczał się do minimum. On czuł, że jest nisko i że upada, bo nie miał siły, by próbować brnąć przed siebie. Od chwili, kiedy odmówił przy Kuroo zjedzenia czegokolwiek, czuł się gorzko i źle, bo odnosił wrażenie, że sprawia problemy. Od momentu, w którym jadł ostatni raz też minęło sporo godzin i czuł się słaby i ospały. Nie chciał być kimś innym, on potrzebował wsparcia i chciał zacząć się lubić, tyle że nie wiedział, jak. Próbował wiele razy, choć nigdy nie otrzymywał od nikogo nawet małego cienia pomocy. Chciał dobrze, choć krzywdząca nienawiść ściągała go na dno, a on nie potrafił się on niego odbić.

Kenma Kozume naprawdę się starał.

***

Kuroo nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Nie uzgodnił z Kenmą godziny, w której ten ma się pojawić pod jego domem, a nawet, czy na pewno przyjdzie, a nie zapomni o nim, zostawiajac go samego. Tetsurō przyglądał się dużemu domowi Kenmy, jak gdyby nie był pewny, czy jest tu oczekiwany. Nigdy nie był bliżej, niżeli stał pod jego czarną bramą, odprowadzając go wzrokiem. Nie wiedział, czego ma się spodziewać i, choć na codzień był raczej odważny, teraz stresował się zwykłym zadzwonieniem dzwonkiem.

Na podjeździe stało jedno auto, co oznaczać mogło tylko obecność jednego rodzica Kenmy. Kuroo postawił na matkę, a przynamniej miał taką nadzieję, bowiem z opowiadań Kenmy, ten swojego ojczyma nie lubił, a jeżeli on miał do kogoś urazę, Kuroo automatycznie również go nie cierpiał. Mogło wydawać się to toksyczne, ale Tetsurō o to nie dbał.

Głośny szept ||KuroKen|| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz