Rozdział 17

83 10 33
                                    

Ian wszedł do remizy jakby nigdy nic. To co zdarzyło się wczoraj nie miało dla niego znaczenia, bo inny koszmar zaprzątał mu głowę. Był nim oczywiście detektyw, z którym widział Leslie. Nie rozumiał sam siebie jeśli chodzi o tą chorą zaborczość, ale powstrzymanie tego było niemożliwe. Czuł jak dusi go to od środka. Nie mógł wymazać z pamięci obrazu chichoczącej dziewczyny gdy ten glina mówił do niej. To było jak męka, a teraz jeszcze wie kim on jest... i to wcale nie pomaga.  Wchodząc do szatni zobaczył jak Lexi przebiera się w swój strój. Staną czekając aż do końca naciągnie koszulkę na nagie ciało. Dziewczyna była wyzwolona na tyle, że nie przeszkadzało jej gdyby cały oddział wszedł tam w jednym momencie, a ona w samym biustonoszu paradowała by po całej remizie gdyby mogła. Taka była jej natura... tyle, że Ian nie miał siły patrzeć na to wszystko. Kiedy tylko zamknęła szafkę on wkroczył rzucając krótkie cześć... Nie dostał odpowiedzi, ale to mu nie przeszkadzało. Wiedział jednak co powinien zrobić by przeżyć w względnym spokoju tą zmianę i kilka kolejnych.

- Poruczniku? - staną w drzwiach gabinetu porucznika, czekając aż Luck z łaską spojrzy na niego. - Ja na słowo - dodał. Wtedy przykuł na tyle uwagę dowódcy, że ten podniósł głowę z nad kartki. - W sprawie Pana dziewczyny - kolejne zdanie i kolejny ruch porucznika. - Nic mnie z nią nie łączy, nie łączyło i nie będzie łączyć - oznajmił pewnie. - Nie wiem co ona myśli, nie jestem w jej skórze, ale z mojej strony nie dostanie ani grama zainteresowania wykraczającego poza relacje zawodowe - wyjaśnił na jednym oddechu. Luck zaskoczony uniósł brew. Wyglądał wtedy jak ojciec. Zabawne, że ta mina u wujka Herrmanna zawsze budziła uśmiech Iana i nie tylko, a teraz.... 

- Myślisz, że ta gadka, jak z mównicy coś pomoże? - zapytał porucznik, co lekko zmieszało Casey'a. 

- Nie wiem, ale szczerość powinna cokolwiek znaczyć dla dowódcy - odpowiedział pewnie. - Nie zamierzam się kajać, nie zrobiłem niczego złego - zawahał się przypominając sobie tamtą noc. - Teraz chcę wrócić do pracy, bez zgrzytów ze squadem - dodał. 

- Okay - westchnął Luck. - Możesz wracać do obowiązków.

- Dziękuje - Ian czuł ulgę, ale nie wierzył, że tak szybko podziałało. A może Luck coś knuje? Znany jest z wbijania szpili w kręgosłup kiedy nikt się tego nie spodziewa. Cóż to już kwestia czasu. Na razie ma spokój. Cieszyło go to, ale i tak myśl o detektywie robiła swoje.

Wezwanie do pożaru oderwało go trochę od myślenia o dziwnych ludziach wokoło. Wszedł do budynku z Kidd. Wciąż tak do niej mówili. Znaczy starsi strażacy. On mówił pani porucznik. Nie chciał spoufalać się z rodziną w pracy. To było nieprofesjonalne. Wyciągnęli z wnętrza dwie dziewczyny. Obie mniej więcej w wieku Iana. Były modelkami, które pozowały do sesji z ogniem. Niestety fotograf był idiotą i zamiast zadbać o bezpieczeństwo, postanowił wywołać pożar w budynku.

- Nie spodziewałem się, że tak to się rozrośnie - tłumaczył się policji, która zjawiła się na miejscu zdarzenia.

- No, bo kto wpadł by na to, że benzyna może się podpalić tak nagle... I to jeszcze od zapałki! - westchnął Casey przechodząc obok z haliganem w ręku. Jednak gdy jego spojrzenie spotkało wzrok porucznik Severide od razu zganił się w duchu za ten komentarz. Stella uśmiechnęła się jednak gdy Casey zniknął z pola widzenia. Zawsze doceniała jego żarty. Poczucie humoru miał na pewno po mamie.

Gdy zajechali do remizy Ian zobaczył, że na podjeździe stoi GMC. Wiedział do kogo należy i żałował, że nie on prowadzi osiemdziesiątkę jedynkę. Przejechałby po tym czarnym cacku jak w MonsterTruck i to pewnie poprawiło by mu humor, ale niestety nie tym razem. 

- Casey - z drzwi remizy wyszła sekretarka Sevarida. - Kapitan chce cię widzieć! - cała ekipa zerkała to na dziewczynę, to na stażystę, a potem odprowadzili oboje wzrokiem do środka. 

Gdy przestąpił próg gabinetu szefa zobaczył Detektywa na kanapie. Nie wiedział czego ma się spodziewać, ale na pewno niczego miłego.

- Zamknij drzwi - poprosił Kapitan. - Wczoraj rano brałeś udział w wypadku? - Severide wbijał wzrok w chrześniaka myśląc, że to kolejny jego wyskok. Nie miał już sił znosić takie akcje. To mogło przelać czarę.

- Nie - odpowiedział pewnie. Kapitan i detektyw spojrzeli na siebie.

- W zasadzie, źle ubrałem to w słowa - oznajmił detektyw wstając z kanapy. - Pański podwładny wyciągną jedna poszkodowaną z auta, a drugą niestety została w środku.

- Słucham? - to zabrzmiało jak...Casey nie wierzył w to co usłyszał, więc poprosił o więcej szczegółów.  - Czyli co twoim zdaniem zostawiłem tą drugą kobietę na śmierć?

- Mówię tylko, że byłeś pierwszy na miejscu zdarzenia, a nie wezwałeś pomocy.

- A niby skąd zjawiły się tam później te wozy i karetki!? -  warknął zły Ian. - Myślisz, że zrobiłbyś to lepiej?

- Myślę, że...

- Dość - przerwał to Kelly. - Może niech Ian powie jak to wyglądało. - Kapitan nie chciał nikogo faworyzować, ale nie chciało mu się wierzyć, że jego strażak, nadgorliwy w swoim zachowaniu zostawił żyjącą kobietę w pułapce.

- Biegałem. W drodze do domu zobaczyłem dwa auta na środku skrzyżowania. Wokoło było kilka osób, ale nikt nie zareagował. - Casey posłał pełne oburzenia spojrzenie detektywowi -  Więc sam wezwałem pomoc, a potem postarałem się wyciągnąć obie kobiety... tyle, że jedna już nie żyła.

- Skąd wiesz? - Halstead stał wpatrując się w stażystę. On naprawdę go oskarżał. 

- Sprawdziłem, a uwierz uczą nas tego w akademii, poza tym pracowałem kiedyś w pogotowiu. Potrafię ocenić stan poszkodowanego - odparł nie patrząc na swojego przeciwnika. - Z resztą, nie chcesz mi wierzyć twoja sprawa. Zdaję się, że macie do dyspozycji sekcje zwłok... możesz sobie to sprawdzić - dodał zły.

- A żebyś wiedział - zaśmiał się detektyw. - To wszystko... na razie, Kapitanie ... - kiwną na pożegnania do przełożonego Iana, a jego samego potraktował jak powietrze.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś o porannej akcji? - spytał dosyć spokojnie Iana.

- Nie chciałem żebyś pomyślał, że się przechwalam czy coś - odparł.

- Rozumiem, ale uprzedzaj mnie o takich rzeczach okay? - Ian przytaknął, a potem Kelly kazał mu wracać do obowiązków.

Gdy wyszedł na halę zobaczył jak detektyw rozmawia z kimś przez telefon, a potem otwiera drzwi swojego GMC i odjeżdża. Czego on ode mnie chce?, pomyślał. Ian zastanawiał się czy może Leslie powiedziała mu coś... może opowiedziała swojemu nowemu chłopakowi o zawodzie miłosnym sprzed lat i teraz włączył się detektywowi "protektor". Jeśli tak, to Ian ma zdrowo przesrane. Luck, Lexi, młody Halstead... dobrze, że chociaż ojca ma z głowy. Na razie....



Krótki, ale jest! 

❤🧡❤🧡❤🧡❤🧡❤🧡❤🧡❤🧡❤🧡

Chicago Fire - LegacyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz