Rozdział 3

179 14 19
                                    



     Wrócili razem do remizy. Zadowoleni z akcji, uśmiechali się i klepali po ramionach, chwaląc się jak dobrze im poszło. Jedynie Ian wyszedł wkurzony. Po tym jak Stella zostawiła go przed budynkiem i kazała czekać przy osiemdziesiątce jedynce, kilka razy próbował pomóc. Jednak zawsze został sprowadzony do roli drążka tkwiącego w miejscu lub jak to jego mama zwykła mówić "Stał jak widły w gnoju.". Nie mógł nawet przenieść węża na drugą stronę ulicy. Był zły i rozczarowany, ale taki właśnie był plan Komendanta Severida. Wiedział jak bardzo zaszkodzi sobie jego chrześniak, jeśli dalej będzie udawał supermena. To zaś miało mu uświadomić, że praca w straży to nie zabawa i jeśli popełni błąd może to zakończyć nie tylko jego karierę, ale i życie. Kelly dobrze wiedział jak bardzo boli taka strata, nie zamierzał pozwolić na to kolejny raz.

- A ty co obijasz się dziś? - Lexi weszła do wypoczynkowego jak miała w zwyczaju na wielkiej pompie. Poprawiła kucyk i uśmiechnęła się szeroko. Stanęła przy kuchni chłonąc zapachy dania przygotowanego przez Iana.

- Wykonuje rozkazy - odpowiedział prosto starając się ukryć swoją frustracje. Gotowanie pomagało, gadanie z Lexi mniej.

- Lepiej powiedz, że miałeś pietra przed wejściem do tego budynku - medyk uwielbiała prowokować. Jej teksty denerwowały czasem każdego, ale na Iana uparła się najbardziej. Dziewczyna miała taki charakter i wszyscy już do tego przywykli, ale w tym było coś więcej.

- Byłem już w płonącym budynku. Nie czuję strachu przed ogniem - wyjaśnił oburzony.

- Eee tam. Mały Casey boi się poparzyć - zadrwiła z uśmiechem, a Ian o mało nie wybuchnął - Dobra rób to swoje danie, bo głodna jestem - rzuciła do ust orzeszek i prowokacyjne przegrywał go białymi zębami.

- Casey -poważny głos zwrócił uwagę wszystkich. Ian odwrócił się w stronę drzwi do sali odpraw, stał tam Luck Herrmann z zaplecionymi rękami na piersi. Widział zapewne cała scenę między nim, a Lexi. Był zazdrosny o dziewczynę. Mimo, iż nie byli oficjalnie parą cała remiza wiedziała, że sypiają ze sobą okazjonalnie. Dla niej był to przelotny romans, a dla niego coś więcej. - Trzeba umyć squad - rzucił od niechcenia.

- Myjemy wozy w czwartki. - Ian zdziwił się dlaczego w poniedziałek miałby to robić, jest tu od miesiąca, tylko raz zdarzyło się, że myli je kilka razy - Wszyscy razem...

- Mówię, że trzeba umyć wóz squadu, to trzeba umyć. Masz z tym problem? - zapytał podchodząc do kuchni. Czuł, że Ian nie odpuści sobie pyskówki, już trochę go znał. A jemu właśnie chodziło o to by go sprowokować i mieć pretekst do zawieszenia chłopaka. Od dawna widzi jak Lexi robi do młodego maślane oczy.

- Nie poruczniku - odpowiedział pokornie stażysta, ale w środku się gotował.

- Więc do roboty - warknął Herrmann.

- Luck?  - porucznik Severide wyszła z drugich drzwi. Usłyszała ton głosu porucznika i czuła, że będą kłopoty. - O co ci...

- Pani porucznik, proszę - wtrącił się Ian. Nie chciał obrony ze strony ciotki. - Muszę umyć squad 3 - wyłożył ostatnie dania na tacę i przeszedł pokornie obok dowódców. Zabrał ze składziku szczotki, miotły i inne przyrządy do mycia wozów. Zazwyczaj robili to w kilka osób, jednak wiedział, że to kara, więc nie zamierzał się skarżyć. Wóz stał na podjeździe, a na zewnątrz paliło słońce. Zdjął koszulkę i wziął się do pracy. Zaczął wyjmować wszystko z schowków kiedy usłyszał nieśmiały chichot. Odwrócił wzrok w tamtym kierunku. Słońce, które świeciło nad gorącym Chicago oślepiło go na kilka chwil. Jedyne co zobaczył to poruszające się rytmiczne długie nogi, zwieńczone dżinsowymi shortami i białą luźną koszulką. Wyżej były już tylko długie ciemne fale rozwiewane co jakiś czas wiatrem i ciemne okulary na roześmianej twarzy. Ian zamrugał parę razy, aby jego wzrok dostrzegł więcej szczegółów.

Chicago Fire - LegacyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz