Kelly nie chciał opowiadać o tym, co stało się wtedy w budynku na terenie cementowni. Te złe chwile zawsze zapadały najbardziej w pamięć i nie można się ich było pozbyć z głowy. A kiedy się już udało, nie powinno się do nich wracać, bo zalewają ze zdwojoną siłą i ciężko znów zamknąć je w schowku z napisem "NIE OTWIERAĆ". Severide miał takich w głowie mnóstwo. Jeden z nich był poświęcony dniu, w którym zginęła jego przyjaciółka, inny należał do Andy'ego. Był też jeden dla Benny'ego i jeden dla Alice. Ten był chyba najbardziej szczelnie zamknięty, bo tego dnia zdarzyło się tak wiele...
Teraz gdy ma wrócić do dnia, gdy prawie stracił kolejnego przyjaciela, nie wie czy jest w stanie zrobić to bez emocji. Jednak wzrok młodego Caseya nie pozwala mu nie odpowiedzieć. Te oczy świdrowały go tak samo jak kiedyś oczy jego matki. Ah Alice..., pomyślał. Zamknął oczy i wrócił do wydarzeń sprzed kilku lat.
- To był jakiś rok po tym jak zniknąłeś. Twój ojciec szukał cię już kolejny miesiąc - zaskoczony Ian usiadł wygodnie przygotowując się do tego co usłyszy. Jeśli już na początku dostał taką wiadomością w twarz, dalej z pewnością nie będzie lepiej. Nie przypuszczał, że ojciec będzie chciał się z nim zobaczyć po tym co powiedział mu w ostatniej rozmowie. Oparł rękę na podłokietniku i zakrył usta dłonią przymykając na chwilę oczy. Gdy przetworzył to co usłyszał otworzył je i przytaknął aby wuj mógł kontynuować. - Dostał informację od jakiejś kobiety z Nevady, że cię zna. Chciał tam polecieć. Miał misję sprowadzenia cię do domu, ale nie zrobił tego. Nie wiem co nim kierowało, pewnego dnia po prostu przyszedł tu, usiadł tak jak ty teraz i powiedział: "Nie mam już siły, kończę z tym. Skoro nie chce wrócić, nie zmuszę go do tego. Jest uparty jak Alice." - cytował. - Potem przez jakiś czas nie odzywał się do nas, aż wybuchł wielki pożar w cementowni za miastem. Pojechaliśmy tam całą remizą. Nagle zjawił się twój ojciec, ubrany w pełny strój i powiedział, że pomoże. Nie był w dobrym stanie - Kelly sprawdził reakcje chrześniaka. Wciąż siedział w tej samej pozycji. - Od czasu śmierci twojej mamy nie był na akcji, nie mogłem pozwolić, żeby wszedł tam i to bez nadzoru. Niestety to on jest wyższy rangą, więc nie mogłem mu zakazać. Ale błagałem by mnie wysłuchał.
- On nigdy nie słucha - wypalił nagle Ian przerywając wujowi.
- Ciebie by posłuchał.
- Wątpię, ale to nie jest ważne. Co było dalej?
- Ogień nie był duży, ale we wnętrzu roiło się od składowanych chemicznych substancji, które mogły wywołać eksplozję, a z tego co zdążyło podać nam OFI budynek był oznaczony jako wyjątkowo niebezpieczny. Przeznaczony do rozbiórki, ale nocowało tam wielu bezdomnych. Nikt nie zabezpieczał terenu, nikt nie chronił tych chemikaliów - Kelly spiął się cały na myśl o takim zaniedbaniu. - Wyciągnęliśmy czterech, reszta wozów pozostałych pięciu. Twój ojciec był w środku na drugim piętrze kiedy podłoga trzeciego zawaliła się i przygniotła go spychając na sam parter. Kiedy tylko przestał się odzywać kazałem wszystkim zostać i chciałem pójść po niego, ale wtedy.... - zamilkł, wspomnienia dusiły go i nie pozwalały dokończyć zdania.
- Co się stało?
- Usłyszałem jak odezwał się przez radio słabo mówiąc: "Przejmuję dowództwo!" - Ian zmrużył oczy nie rozumiejąc jaki miał w tym cel, ale ból w oczach Severida uświadomił mu co znaczyły te słowa. Wyprostował się i czekał aż wuj dokończy. - Upomniałem go, ale on wiedział co robi. Po to tam przyjechał. Dodał później: "Zabraniam wam tu wchodzić! To rozkaz! Macie wszyscy zostać na zewnątrz!". Znów zamilkł, a ja nie potrafiłem się z tym pogodzić! Nie chciałem się z tym godzić. Jego ostatnimi słowami nim odłączył radio było: "Teren czysty, wóz 51 i 92, włączyć armatki. Gasimy!". - Ian zbladł. Właśnie usłyszał jak jego własny ojciec chciał popełnić samobójstwo! To było surrealistyczne i sprawiało ból.
- Co zrobiliście? - wydukał.
- Kiedy się odłączył zatrzymałem wszystko! - wyznał już bez większych emocji. - Razem ze squadem i 81 weszliśmy tam. Casey był wkurwiony, gdy nas zobaczył. A gdy byliśmy na zewnątrz odbiło mu. Wrzeszczał szarpał się i nie chciał nas słuchać. Brett wbiła mu miligram Haloperydolu i zanieśliśmy go do karetki.
- Chciał się zabić? - Ian zapytał chcąc się upewnić, że dobrze zrozumiał historię.
- A dziwisz mu się? - Kelly przeszedł do ofensywy. - Żona zginęła w pożarze, syn winił go za to, potem zniknął nie wiadomo gdzie nie dając znaku życia! Wszyscy dookoła byli szczęśliwi, a on został sam! Winisz go, że miał dość i chciał być znów z Alice! - te słowa były jak nóż, któy powoli wbijał się w serce Iana. Poczuł winę i wiedział, że wuj ma racje. Sam po tym jak wyjechał stoczył się na dno o mały włos nie kończąc dwa metry pod ziemią. Jak może winić ojca?
A no może! Bo to on był tym najsilniejszym! Szukał go! Dlaczego przestał skoro miał trop! Tą kobietą była pewnie Julia. Tylko ją poznał w Nevadzie na tyle, aby mogła później skontaktować się z jego ojcem gdy zniknął pewnego pięknego ranka. Dlaczego mając tak silny trop przestał szukać go! Dlaczego nie sprowadził go do domu tak jak miał w planach? Na te pytania nie odpowie mu Severide. Nie czekając na nic wstał i wyszedł z jego gabinetu. Nie chciał dłużej słuchać wywodu wuja, który ewidentnie był między młotem, a kowadłem jak z resztą zawsze.
To on starał się łagodzić spory pomiędzy rodzicami Iana. To on był tym, który stawał w obronie chrześniaka i pomagał mu w przygotowaniach do bycia strażakiem za co nie raz oberwało mu się od Caseya i Alice. Mimo to zawsze był z nimi więc teraz Ian musi przestać chować się za nim. Musi się skonfrontować, z tym który da mu odpowiedzi ważniejsze od pytań.
Wszedł do departamentu jak do siebie. To nie pierwszy raz gdy tu był. Minął recepcje udając się prosto na ostatnie z pięter. Windą jechał sam dzięki czemu mógł przemyśleć co chce powiedzieć najpierw. Jednak nic sensownego nie przyszło mu do głowy. Co takiego miałby powiedzieć komuś kogo nie widział tyle lat. Komuś dla kogo pewnie już nie istnieje? Nie był w stanie ułożyć jednego prostego zdania, szczególnie po tym co usłyszał o Severida. Mimo swojej całej niechęci do ojca i tego jak bardzo winił go za śmierć matki teraz czuję żal, ale i jeszcze większy gniew. Wychodząc z windy był on już widoczny na jego twarzy. Szedł pewnie w kierunku gabinetu szefa dystryktu.
- Halo! A pan.... Proszę czekać! - zawołała sekretarka w pośpiechu starająca się zatrzymać strażaka. Jednak Ian miał jasny cel. Wszedł do biura szefa i stanął w progu patrząc na postać siedzącą na fotelu.
- Czyś ty do reszty oszalał! - wypalił zły nie kontrolując tego co mówi. Gdy spojrzały na niego zielone smutne oczy szefa, zmiękł. Takiego widoku się nie spodziewał.
Nie ma dziś za grosz humoru.
Zostałam dziś chyba uderzona zbyt mocno.
Znów złamałam swoją zasadę i... zapłaciłam za to.
Wattpad to chyba jedyne miejsce teraz, gdzie mogę o tym zapomnieć.
Oby rozdział się spodobał.

CZYTASZ
Chicago Fire - Legacy
Fiksi PenggemarTrzecia część fanficton o straży pożarnej Chicago. Chicago Fire Fan Fiction. Część I - Chicago Fire - Exchange Girl Część II - Chicago Fire - Exchange Girl part II Syn Matta i Alice, zostaje stażystą w remizie 51. Od dawna idąc swoją drogą wkracza n...