- Czyli spałaś ze swoim najlepszym przyjacielem i twoi inni najlepsi przyjaciele nic nie zauważyli przez ten cały czas? - zaśmialiśmy się w głos.
Już oboje byliśmy lekko zjarani, towar, lepszy i mocniejszy od tego z piątkowej imprezy, praktycznie od razu miał swoje skutki. Jednym z nich było opowiedzenie Theo wszystkiego, dosłownie wszystkiego ze szczegółami, nie wiem czy był gotowy na słuchanie o pikantnych scenach seksu pomiędzy mną a Ianem, ale pod wpływem zioła chyba było mu wszystko jedno. Leżał teraz na mostku, podpierając głowę jedną ręką a drugą wypuszczając kolejnego bucha, śmiejąc się z tej całej sytuacji. Przy nim też wydawała mi się bardziej błacha, niż była w rzeczywistości.
- Po tym, ile dla niego zrobiłaś, ten dupek czasami traktuje cię jak swoją zabawkę, wiesz o tym? - zapytał w miarę poważnie, jak na swoje możliwości.
- Nie wiem...
- Jesteś na każde jego zawołanie, pomagasz mu gdy potrzebuje, ma w tobie wsparcie, w dodatku dałaś mu się bzykać a on i tak robi ci chore jazdy o trochę zioła na imprezie. To nie jest zdrowe.
Nie do końca wiedziałam, czy te wszystkie słowa do mnie docierały, ale w jakiś sposób utkwiły mi w głowie, bo Theo miał rację. Ian właśnie taki był, wiadomo, raczej nie miał zamiaru mnie krzywdzić, ale nawet ja do tego czasu nie widziałam w tym nic złego. A to było złe, byłam dla niego w każdej chwili, ale on nie potrafił być dla mnie. Może mi również pomagał i zwierzałam mu się ze wszystkiego, ale nigdy nie potrafił uszanować mojej decyzji. A dymać się chciał.
- Jak ty w ogóle masz na nazwisko? - zmieniłam temat, śmiejąc się z tego, że nawet tego o nim nie wiedziałam.
- Davies, po moim ojcu, mama ożeniła się z Whinstonem i przyjęła jego nazwisko, tak samo jak Lily.
- Theo Davies. Zapamiętam, jak będzie potrzebne na posterunku.
Minuty mijały, a może nawet godziny, ponieważ słońce raz po raz coraz bardziej chowało się za horyzontem, stając się mniej jasne i większe. Przez dłuższy czas nic nie mówiliśmy, faza po skręcie powoli schodziła, dlatego woleliśmy odczekać z czymkolwiek, aby uniknąć bólu głowy lub odruchów wymiotnych. Po prostu leżeliśmy na moście obok siebie, wsłuchując w śpiew ptaków.
- Zamierzam spędzić tu trochę wakacji.- powiedział w pewnym momencie, bardziej przytomnym głosem niż wcześniej.
- A co z przeprowadzką?
- Na razie o tym nie myślę, chciałbym zostać ten ostatni rok w Waukegan, Lily potrzebuje starszego brata, Bulldogi nowego kapitana a kumple towarzysza do picia.
- Będziesz kapitanem? - zapytałam.
- Nie wiem, możliwe, jestem chyba najbliżej tego tytułu z potencjalnych kandydatów.
- Ian będzie kapitanem.- zaczęłam się zastanawiać co byłoby, gdyby doszło do rewanżu pomiędzy Bulldogami a Misiami w przyszłym roku, Collins i Theo staliby naprzeciwko siebie prowadząc wrogie drużyny do upragnionego zwycięstwa. Czy ja właśnie zapowiedziała wojnę? - Alex go wytypował.- spojrzał na mnie jak na idiotkę.- To nasza szkolna tradycja, senior podejmuje decyzje a reszta z szacunku, pod wpływem respektu musi poprzeć go w rozmowie z trenerem.
- Nie uważasz, że to trochę... głupie?
- Nie wiem, nigdy tutaj nie było inaczej, ale istotnie, jakiś kapitan może wybrać swojego następcę tylko dlatego czy go lubi czy nie.
- To nieodpowiedzialne, ale mimo, że nie czuję do niego żadnej sympatii, to Ian jest dobry, poradzi sobie na jego miejscu.- przyznał, wstając do siadu.- Elijah nie wspominał, że ten towar będzie tak mocny.