18. Kiedyś cię tam zabiorę.

1K 46 16
                                    

- Pisałaś z Ianem od tamtego czasu? - zapytał Theo, przyciszając radio, kiedy wjeżdżaliśmy na autostradę.

- Nie, ale zastanawiam się, czy nie napisać na grupie, że dzisiaj wracam.

- Niestety nie potrafię ci doradzić, nie da się przewidzieć, jak zareagują.- stwierdził, chyba przez chwilę zapominając, iż nie jest w kabriolecie, próbując ręcznie zmienić bieg, który w Audi jest automatyczny.- A oni próbowali się z tobą skontaktować?

- Ian nie pisał od tamtego czasu, Meave dwa razy próbowała, ale nie odczytuję jej wiadomości, Jeremy życzył mi miłej zabawy jakoś we wtorek. Z Liamem mam dobry kontakt, ale kto wie, czy nie jest wysłannikiem Collinsa.

- W takim razie nie jest źle, prawda jest taka, że on, nawet gdyby chciał, nie potrafiłby długo się na ciebie obrażać, myślę, iż poudaje wkurzonego maks dwa dni, a potem odpuści.- stwierdził dziwnie miłym tonem, jak na mówienie o Ianie.- Gorzej z Hunterem, jakby nie patrzeć to twój brat, z którym mieszkasz.

- Może unikanie go nie będzie aż tak trudne. Chociaż on i Meave pewnie będą chcieli porozmawiać czy coś. Już przed tym wyjazdem Hunter był dziwnie miły i pomógł mi przekonać rodziców, abym z tobą pojechała.

- Za co jestem mu wdzięczny.- rzekł zupełnie poważnie.- Dasz radę. Jakby coś się działo, to od razu do mnie pisz albo dzwoń, jakbyś chciała wcześniej uciec z domu, to też coś załatwię.- jego delikatny uśmiech naprawdę mnie uspokajał.- Jakiś helikopter czy coś.

Cokolwiek by nie powiedział, było na miejscu. Ten chłopak miał w sobie przedziwną samokontrolę, w tym co robi i jak się zachowuje, sprawiając, iż wszystko wydawało się idealne. Cechowała go niezwykle silna empatia i chęć pomocy, przejawiana nie tylko w gestach, ale i słowach tak idealnie dobranych. Nie wiem, z czego to wynikało, lecz pragnęłam nauczyć się tak ogromnej wrażliwości, współczucia a przede wszystkim szczęścia, którymi emanował. Albo naprawdę jego energia wpływała tak na wszystkich w jego otoczeniu, albo w mojej głowie pojawił się wyidealizowany obraz Theo.

Uwielbiałam czekoladowookiego w tej typowej dla niego scenerii. Łokieć oparty o podłokietnik, druga ręka na kierownicy, oczy wlepione w drogę przed nim, pełne skupienie. Wyglądał tak spokojnie i zwyczajnie. Dla wielu mógł taki się wydawać, ale nie dla mnie. Wiedziałam o nim sporo, chociaż jeszcze nie wszystko, co cholernie mi się podobało. Stanowił wielką tajemnicę, której odkrycie zniszczyłoby zabawę. Dlatego nie był normalny. Wręcz przeciwnie, Theo Davies był cholernie dziwnym człowiekiem. Bo tak kurewska idealność była dziwna.

Każdy szczegół jego ciała miał w sobie coś intrygującego. Te tajemnicze, duże czekoladowe oczy, które wywoływały dreszcze, obdarzając najmniejszym spojrzeniem. Mogłam w nich ujrzeć nieskończoność, pomimo iż nie zdradzały zbyt wiele emocji. Lekko przydługie włosy, zdecydowanie potrzebujące fryzjera, jednak w dalszym ciągu frustrująco perfekcyjnie do niego pasujące. Uśmiech stanowiący naturalną ozdobę jego osoby, używany przy każdej najmniejszej czynności, jaką wykonywał. Duże ręce jakby stworzone do trzymania w nich kierownicy. Szerokie barki przydatne w przytulaniu oraz broda, którą opierał na mojej głowie, gdy to robił. Usta... miękkie, pełne, koloru różanego, które miały tak cholernie słodki smak.

- O czym tak rozmyślasz? - zapytał, stukając w kierownicę palcami w rytm muzyki.

o tobie i twojej nierealnej perfekcyjności

- O niczym ważnym.- odparłam niby niewzruszona, mając pewność, że na moje policzki wkradł się rumieniec.

- Ja myślę o tym, co zjeść, na co masz ochotę? - racja, była już późna pora obiadowa.

Trust MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz