☯ Część 7 ☯

270 18 8
                                    

"A zdradź mi proszę, ile to razy nasze Ninjago niemal nie zniknęło z powierzchni Ziemi? Ile razy to wielcy Ninja zawiedli? Ile to już przez was zginęło? Tacy to z was obrońcy. Jesteście tylko bandą dzieciaków i przebierańców. Ninjago to mój świat i mój dom. Twój wspaniały ojciec i ja przywrócimy mu dawną chwałę. Ninjago będzie miało wodza, na jakiego zasługuje"

To wszystko było kłamstwem. Jednak na tyle pięknym kłamstwem, że chciałem, dalej chcę wierzyć w nie jak najdłużej. Wiem jednak, że przyjdzie kiedyś taki dzień kiedy się z tym pogodzę. Nie wiem, czy minie rok, miesiąc, a może tydzień.

— Tutaj czysto — mówię leniwie do słuchawki z mikrofonem, którą wsadzą mam w ucho. — Zaraz będę wracał do domu.

— Spoko — odpowiada Kai po drugiej stronie. — Ja sprawdzę jeszcze jedną dzielnicę. Zobaczymy się w klasztorze.

Nie mam ochoty tam wracać, kiedy w końcu udało mi się wyjść. I tak nikt na mnie nią patrzy, nie zwraca uwagi. Jakby całe miasto było teraz pustą łąką, która śmierdzi tylko spalinami i tanim jedzeniem.

Wyłączam słuchawkę. Wzdycham cicho, siadając na krawędzi dachu ogromnego budynku postawionego w północno-zachodniej części miasta. Wpatruję się w wysokie budynki, bloki zamieszkałe przez ludzi, którzy powierzają nam swoje życie. A i tak zawsze ktoś umrze podczas ataku.

Czy każdy, kto stracił bliską osobę właśnie tak się czuje? Nawet kiedy mój ojciec poświęcił się i odszedł do Przeklętej Krainy nie czułem się tak źle. A powinienem. W końcu to mój ojciec, a ją znałem o wiele krócej. Nie była moją rodziną, była jawą, stworzoną kreacją księżniczki, która skradła moje serce.

Spuszczam wzrok na dół. Przez ułamek sekundy nawet kręci mi się w głowie, bo jestem dobre kilkanaście pięter wyżej niż ktokolwiek. Zresztą i tak nikogo tu nie ma, większość boi się wychodzić po zmroku. Tym bardziej tak późno. Jeśli już, są to jacyś uczniowie lub studenci.

Nawet im zazdroszczę takiego typowego, prostego życia studenckiego, kiedy ich największym problemem może być brak notatek na egzamin. Na nich ciąży widmo niezdanej sesji, a na mnie los Ninjago i życie milionów ludzi.

— Zastanawiam się, czy jest możliwość, że cały czas jesteś obok mnie — mówię w końcu, wcześniej sprawdzając, czy słuchawka na pewno jest wyłączona. Nie wydaje mi się jednak, żeby Kai siedział na linii. Jeśli tak, to nie ma teraz opcji mnie podsłuchać. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz z nią "rozmawiałem", ale to mi w jakiś sposób pomoga. Ostatni raz była chyba podczas jednych z ostatnich wizyt na cmentarzu przy jej grobie, bo wtedy wydawało mi się, że na pewno tam jest. — Ciekawi mnie, jakbyś zareagowała na to, co się ze mną dzieje. Ciężko stwierdzić, bo najpierw byłaś miła, chciałaś pomóc, a kilka minut później planowałaś mnie zabić i zamknęłaś w klatce — Ucinam na chwilę. Co sekundę gasnął światła, a zaświecają się w kompletnie innym, więc być może utrzymują harmonię. Zastanawiam się, dlaczego ci wszyscy lubię nie mogą spać. Czyżby toczyli właśnie swoje walki ze swoimi demonami, których nie mogą się pozbyć. — Jest mi naprawdę przykro z powodu tego, co się stało. I tego, co się spotkało. Wszystkiego. Czasami myślę, co by było gdybyśmy byli normalni i dorastali na jednym podwórku.

Mieszkalibyśmy naprzeciwko siebie w tym samym bloku, który został zniszczony przez Pożeracza Światów. Od samego dzieciństwa bylibyśmy najlepszymi przyjaciółmi, każdy by to wiedział. Bylibyśmy dla siebie jak rodzeństwo. Mój ojciec zrobiłby nam głupie zdjęcie, jak bawilibyśmy się razem, a w pewnym momencie je wsadziłbym do swojego dużego portfela i za każdym mówił "to moja przyjaciółka", kiedy ktoś by o nie spytał. I ty byś zrobiła dokładnie to samo.

A może potem tą super przyjaźń mogłaby przerodzić się w coś silniejszego.

Siedzę w całkowitej ciszy, bo jak głupi liczę na jakąś odpowiedź. Chociaż wiem, że jest to całkowicie głupie, bo nie ma tu nikogo poza mną i wiem, że nie ma opcji, żeby pojawiła się koło mnie.

Może po prostu już teraz będzie tylko w moich wspomnieniach, bo nie ma innej osoby, która mogłaby ją wspominać.

Mijają minuty, a ja wciąż wpatruję się w miasto, nie wydając ani jednego odgłosu. W końcu dochodzę do wniosku, że muszę wracać do klasztoru, więc tworzę swojego smoka. Jestem w stanie trafić tam bez problemu, nawet nie muszę się na tym skupiać, bo mój smok ma już nauczoną drogę do klasztoru ze wszystkich stron świata.

Kai już tu jest, siedzi na stopniu, zupełnie jakby na mnie czekał. I być może właśnie tak jest. Chociaż jest ciemno, zauważam jak na jego twarzy pojawia się uśmiech.

— Strój rozciągnął ci się w praniu — mówi spokojnie. Wcześniej zdziwiło mnie, że nie komentuje tego. Ale teraz stało się wyjaśniło. Jeśli będzie chciał robić mi jakieś kazanie, to będzie robił to właśnie teraz.

— Przez przypadek ustawiłem zły program — Wzdycham. — Zaniosę go do krawcowej. I tak nie nosimy ich teraz codziennie.

Kiwa spokojnie głową.

Zastanawiam się, czy naprawdę wierzy w ten mój blef, bo gdybym nie był sobą, to wiedziałbym, że kłamię. A może po prostu chce w to uwierzyć.

— Idziemy? Jestem padnięty — Podnosi się ze stopnia i kieruje się w stronę wejścia do części mieszkalnej, więc robię to samo. Staramy się zachowywać jak najciszej, żeby w razie czego nie obudzić nikogo. Chociaż wchodzimy tylko po schodach i podchodzimy do drzwi, to staramy się nie robić hałasu. W końcu jesteśmy ninja. — Lloyd — zaczyna spokojnie, kiedy każde z nas stoi przy swoim pokoju. Otwieram już drzwi, ciągnę za klamkę, ale odwracam się na słowa szatyna. — Przyjaciele nie kłamią. Obiecałem, że postaram się ci pomóc i dotrzymam słowa.

Pierwszy znika w swoim pokoju, a ja przez chwilę stoję skamieniały, jakby coś kompletnie wbiło mnie w podłogę.

A co jeśli nie można mi już pomóc? Może jest na to za późno i nic nie się zrobić, wszystko jest już policzone, a ja stoję na granicy dwóch kompletnie obcych światów: życia i śmierci. I po prostu z każdym kolejnym dniem granica ta się tylko rozluźnia, ciągnąc mnie w jedną ze stron? Czy jeśli ktoś wyciągnie do mnie dłoń, wrócę na poprawną stronę?

𝓢𝓽𝓻𝓪𝓽𝓪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz