☯ Część 14 ☯

244 19 1
                                    

Moje łóżko jest o wiele wygodniejsze w porównaniu tym hotelowym. Zdarzyłem się jednak do niego przyzwyczaić. Tak samo jak do pokoju, więc przez chwilę dziwię się, kiedy otwieram oczy, a ja śpię w swoim łóżku, w swoim pokoju. Wciąż mam na sobie te same ubrania do wczoraj, jakbym zapomniał ich zdjąć albo przebrać się w piżamę.

Trochę nie pamiętam jak tu się pojawiłem. Pamiętałam Kaia, ale nie wydaje mi się, żeby on miał z tym coś wspólnego.

Wszystkie rzeczy, które kupiłem w Styksie spakowane są do małej reklamówki. Telefon podłączony do kontaktu, położony w dokładnie tym samym miejscu, gdzie go kładę za każdym razem, więc to ja musiałem go podłączyć.

Sprawdzam godzinę. Marszczę brwi widząc, że minęła czternasta. Nie jestem w stanie zliczyć ile godzin spałem. Ale czuję się wyspany.

Odruchowo ściągam do szuflady, gdzie schowałem tabletki. Ale kiedy widzę białe opakowanie, zastanawiam się, czy na pewno chce ją brać. Z jednej strony chcę wstać z łóżka niemal bez problemu, co leki mi na pewno ułatwią, ale drugiej strony udało mi się już bez nich tyle wytrzymać. Ostatecznie chcę udowodnić samemu sobie, że jestem w stanie bez nich funkcjonować. Przynajmniej na jakiś czas.

A i tak nie jestem w stanie na razie wstać z łóżka.

Leżę więc na materacu, wtulając głowę w poduszkę. Z zamkniętymi oczami, na wszelki wypadek gdyby ktoś przyszedł do mojego pokoju. Nie wiem po co, ale zawsze lepiej być na to przygotowanym.

— Misako, nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł — Zaczyna spokojnie Wu, a kiedy słyszę jego głos mam wrażenie, że stoi właśnie pod moimi drzwiami. Czy naprawdę mama tu jest? Przyjechała od razu kiedy dowiedziała się, że uciekłem z klasztoru, czy może zjawiła się tu poprzedniej nocy, kiedy wróciłem. — Lloyd prawdopodobnie jeszcze śpi.

— Czy ty siebie słyszysz Wu? — Chyba jeszcze nigdy nie usłyszałem swojej mamy aż tak zdenerwowanej. Może lepiej zacząć od tego, że przez całe życie wcale nie wiedziałem jej tak dużo, bo przecież większość dzieciństwa spędziłem w Szkole Dla Niegrzecznych Chłopców, a kiedy już w końcu udało mi się ją poznać, misje nie pozwoliły nam spędzać tak dużo czasu. — To mój syn, jestem jego matką i chcę mu pomóc. Gdybym wiedziała, że coś go gryzie i źle się czuje to przyleciałbym od razu. Dlaczego mówicie mi o takich rzeczach dopiero kiedy ucieka?!

— Uspokój się...

— Jak mam być spokojna! — krzyczy. Odpowiada coś jeszcze, ale szybko zatykam sobie uszy. Nie chcę słyszeć.

Nawet moja własna matka ma mnie za słabeusza. Po prostu świetnie. Dlatego nie chciałem nic jej mówić, bo nie chciałem, żeby tak zareagowała.

W końcu słyszę pukanie. Nie odpowiadam, poprawiam się tylko tak, jakbym wyglądał, że właśnie obudziłem się ze snu. Nawet jest już popołudnie.

— Co jest? — mamroczę, kiedy słyszę, jak drzwi w końcu otwierają się. Po kobiecie nie widać, że jeszcze chwilę temu ze wściekłością krzyczała na Mistrza. Uśmiecha się do mnie delikatnie, aż nie w sposób tego odwzajemnić.

— Cześć — mówi. — Mam nadzieję, że cię nie obudziłam.

— Jest spoko — Wzruszam ramionami. — Wstałem chwilę temu.

Nie zauważam na jej twarzy choćby przez chwilę jakiegoś cienia niepewności z myślą, że mogłem podsłuchać ich rozmowę. To nawet nie było podsłuchiwanie, słyszałem ją bardzo dobrze bez starania. Ciężko to też nazwać normalna rozmową, bardziej jednostronną aferą.

— Chciałam zobaczyć jak się czujesz. Nie dawałeś o siebie informacji i...

— Mamo, nie jestem już małym dzieckiem, żeby o wszystkim ci mówić — zauważam. Siadam po turecku na materacu, podczas gdy kobieta siada na jego krawędzi. Dlaczego mam wrażenie, że właśnie ta rozmowa jest jedną z tych niezręcznych i chyba właśnie najbardziej niezręczną jest właśnie ja.

— Tak czy siak, naprawdę się wystraszyłam, kiedy dowiedziałam się, co się stało.

— Przepraszam — Wzdycham. — Naprawdę. Może to nie było do końca mądre, ale chyba tego potrzebowałem.

Chociaż wcale nie czuję się lepiej. Myślałem, że będzie lepiej, ale wygląda na to, że naprawdę jestem słaby i nie jestem w stanie niczego osiągnąć sam i będę musiał poprosić przyjaciół o pomoc.

— Podejrzewam, że jest ci ciężko po tym, co się stało — zaczyna. — Ale następnym razem mi powiedz, dobrze?

— Jeśli będzie mi ciężko, czy kiedy postanowię uciec? — pytam, licząc, że udała mi się obrócić to w jakiś kiepski żart na poziomie żartów Mistrza Błyskawic.

— Cokolwiek. Wszystko. Jeśli chcesz się wygadać, to możesz to zrobić. Jestem twoją mamą.

Nie wydaje mi się, żeby to tak działało, ale naprawdę teraz jestem w stanie docenić te wszystkie dobre intencje.

— Obiecaj mi to — ciągnie.

— Obiecuję — Uśmiecham się delikatnie. — Naprawdę. Obiecuję.

A potem naprawdę po raz pierwszy żalę się, jak bardzo jest mi ze sobą źle. Nie pamiętam, żebym od tak dawna powiedział tak dużo w tak krótkim czasie. Wciąż nie jestem jednak w stanie całkowicie oddać tego, co mam w głowie i wydaje mi się, że już nigdy nie będę w stanie. Jest tam okropny bałagan i nie mam pojęcia ile to zajmie czasu. Może w ramach prywatnej terapii zajmę czymś czas, żeby nie tylko ćwiczyć (bo naprawdę chcę wrócić do ćwiczenia, chociaż głupia wspinaczka sprawia mi ból), zacznę czytać, układać puzzle, albo inne robić inne rzeczy, które polegają w internecie.

Nigdy nie będę też w stanie oddać na papier (ten normalny czy też cyfrowy) tych wszystkich uczuć, które nie towarzyszą mi po jej stracie. To jest całkowicie nowe doświadczenie, któremu nie życzę nikomu. Liczę, że kiedyś się jednak uda. Że może za kilka lat, kiedy uda mi się uwolnić, spiszę to, wstawię do sieci w dziwnej postaci na dziwnej platformie, pozostawiając po sobie nie tylko ślad jako Zielony Ninja. 

𝓢𝓽𝓻𝓪𝓽𝓪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz