☯ Część 10 ☯

234 19 16
                                    

Pomagałem walczyć z Wężonami.

Stoczyłem bitwy z Kamienną Armią.

Pokonałem Mrocznego Władcę

Walczyłem z Nindroidami.

Widziałem jak Zane poświęca się, by pokonać Cyfrowego Władcę.

Biłem się z armią Chena i jego Wężonami.

Zostałem opętany.

Spotkałem Władców Czasu, walczyłem z jego obślizgłą armią.

Na własne oczy widziałem jak mój ojciec wpada do wody, przez co myślę, że umiera, potem jak poświęca się dla całego Ninjago, a na sam koniec ginie w Przeklętej Krainie.

Wydawało mi się, że widziałem na własne oczy jak moi przyjaciele, moja rodzina ginie, spadając z Perły.

A potem stanąłem twarzą w twarz z własnym ojcem. Znowu. I przeżyłem nawet to, chociaż staliśmy po dwóch stronach.

A pokonuje mnie depresja i tęsknota za dziewczyną, którą kocham, chociaż twarz księżniczki mogła zostać wykreowana tylko na potrzeby planu.

Myślę o niej każdego dnia. Zwłaszcza kiedy kładę się do snu i nie mogę spać przez długi czas. Siedzi mi w głowie, obwinia za swoją śmierć i nie chce wyjść. Czasami nawet mi się śni. Mój mózg tworzy scenariusze, piękne marzenia, jak idealnie jest nam razem. A potem, kiedy siedzimy koło siebie na kanapie, ona zamienia się w czarny dym, by zniknąć. Kompletnie rozpływa się w powietrzu, a ja zostaję sam.

Tyle przeżyłem... tyle osób udało mi się ocalić, ale tyle samo też zginęło.

Leżąc na zimnej podłodze w małej łazience pobliskiego motelu w Styksie, zaraz po zwymiotowaniu wszystkiego, co udało mi się zjeść — chociaż nie było tego tak wiele, zastanawiam się, czy jest sens dalej walczyć. Czy nie poddać się tu i teraz, licząc, że moje ciało znajdzie jakiś pracownik dość szybko, zanim zacznie się rozkładać.

Światło razi mnie w oczy, w kąciku pojawia się łza, która spływa naprawdę szybko. Płaczę pierwszy raz od dawna. Ciężko mi w ogóle złapać powietrze do płuc, jakby już coś w nich było. Wszystko boli mnie kiedy tylko się ruszę, więc nie mam nawet ochoty wstać, bo będzie równało się to z bólem. Żołądek mam całkowicie pusty, moja blada skóra stała się poszarzała wypadło mi już sporo jasnych włosów.

Teraz naprawdę jestem trzymającym się ledwo żywym trupem.

Umieram. Nie chcę umrzeć.

Chyba. Sam nie wiem czego chce. W jednej chwili płaczę, że nie mogę umrzeć, a w drugiej decyduje, że pozbawienie się życia to najlepsza opcja.

Czy to jest normalne? Czy już tak bardzo postarałem myśli?

Nie umiem ich nawet zebrać w jedną część. Kręcą się po mojej głowie bez ładu, robiąc tam ogromny bałagan.

Dlaczego przy mówieniu o depresji w szkole nikt nie wspomniał to innych skutkach, które teraz odczuwam? Myślę, czy to tylko ja, czy naprawdę jest teraz pełno osób na świecie, które przeżywa to samo. Pocieszam się, że nie jestem teraz sam. Chociaż w sumie jestem sam. Zamknięty w łazience.

Dziwnie mi bez leków, jednak nie chce ich kupować. Moje opakowania zostały w klasztorze. Mój przyjazd mogę potraktować jako mój odwyk od nich.

Ale wydaje mi się, że w ciągu najbliższych dni umrę.

I może jest szansa, że będę z nią chociaż po tamtej stronie.

Zasłaniam dłonią usta, żeby nie wydobył się ze mnie ani jeden szloch. Nie powinienem płakać. Jestem Ninją, Wybrańcem, Zielonym Ninja, Mistrzem Energii, a ściany są tu naprawdę cienkie. Zginam się w pół, a słysząc jak ktoś jak puka do pokoju nie reaguje. Zamknąłem go na klucz, kiedy tylko przekroczyłem jego próg. Takie przyzwaczejenie i nie chciałem, żeby w razie czego jakiś psychofan wszedł do mojego pokoju. W internecie już i tak pojawiła się informacja, że tu jestem. Dziwi mnie tylko, dlaczego reszta drużyny jeszcze nie przyleciała.

— Lloyd! — Woła Ronin za drzwiami, cały czas dobijając się do mnie. — Wiem, że tam jesteś i nie próbuj milczeć. Jak się nie odezwiesz, to wyważę drzwi.

— Czego chcesz? — krzyczę w końcu, starając się żeby po moich głosie nie było widać, że chwilę temu zanosiłem się płaczem. Muszę wstać.

Muszę się podnieść.

Lloyd, jesteś w stanie to zrobić. Podnosiłeś się tyle razy, więc teraz wstaniesz. Ogarniesz się i wywalisz Ronina, żeby dał ci spokój, a potem wrócisz na łóżko. Będziesz spał, ból nie da ci spokoju, ale przynajmniej będziesz na miękkim materacu.

W końcu ostrożnie podnoszę się. Płuczę usta w zlewie, ale robię wszystko, żeby nie widzieć swojego odbicia, bo nie jestem w stanie na siebie patrzeć.

— Ninja mnie poprosili żebym sprawdził jak się czujesz! Otworzysz te cholerne drzwi?!

— Nie! — odkrzykuję. — Czuję się zajebiście. Jest po prostu zajebiście. Po prostu kocham życie, kocham być na samym dnie i tęsknić za kimś, kogo już nie ma.

Podchodzę do drzwi, ale opieram się tylko o ścianę. Nie otwieram i nie zamierzam tego robić.

— Tak, to chujowe uczucie — wzdycha. — I przypuszczam, że chcesz się poddać, bo czujesz się na dnie. Ale wydaje mi się, że to nie jest najlepszy pomysł.

Zdenerwowany zaciskam dłonie w pięści. Jednak decyduję się otworzyć te drzwi. Zauważyłem, że jestem o wiele bardziej agresywny, niż wcześniej.

— Co takiego najbardziej dwulicowowy złodziej może siedzieć jak się czuje? Jesteś chyba najbardziej fałszywą i samolubną osobą, jaką znam. Nie obchodzi cię nic poza czubkiem własnego nosa i stanem portfela...

— Czyli tak mnie widzisz? — przerywa mi zaskoczony, ale na jego twarzy nie jestem w stanie zobaczyć żadnych emocji.

— Każdy cię za takiego ma. Pomagałeś nam tylko jak coś z tego miałeś. I obaj dobrze o tym wiemy. Teraz pewnie też przeszedłeś, bo reszta ci zapłaciła. Powiedz, ile jestem wart?

Bo ja czuję się jak kompletne zero. A może i nawet niżej.

— Nie musisz się na mnie wyżywać — krzyczy. Przechodzi ktoś koło nas i wygląda na zaciekawionego. Posyłam wścibskiej kobiecie surowe spojrzenie, więc chyba znika. — To, że straciłeś panienkę nie oznacza, że możesz się na mnie wyżywać, dzieciaku.

— Choćbyś był nie wiadomo kim i tak bym się wyżywał — cedzę. Zaciskam dłoń na klamce. Przez chwilę boję się, czy po prostu nie pęknie w moich dłoniach. Potem przypominam sobie, że nie mam już takiej siły. — Spójrz na mnie, wyglądam jak jebany trup, naprawdę już mnie nie interesuje co ty o mnie myślisz, czy co myśli o mnie całe Ninjago.

Przez chwilę przygląda mi się z obojętną miną. Skanuje całą moją sylwetkę.

— Chodź ze mną — mówi. — Polecimy gdzieś, coś ci pokaże.

— Nie mam najmniejszej ochoty z tobą lecieć gdziekolwiek — warczę.

— Udowodnię ci, że wiem co czujesz. Pokaże ci coś, o czym nie mówiłem nikomu. Potem dam ci spokój, jeśli tylko będziesz chciał — Jego głos jest naprawdę spokojny. I nawet mu wierzę. Rozglądam się dookoła, choć nie wiem w jakim celu.

— Obiecujesz? — upewniam się, na co ten kiwa głową. Odwracam się do pokoju, a stwierdzając, że nic z niego nie potrzebuje (telefon jak zawsze mam w kieszeni), zamykam drzwi.

Staram się zachować kamienną twarz z każdym krokiem. To jest tysiąc razy gorsze niż najgorsze zakwasy po treningu. Bo nie bolą mnie mięśnie, a kości i boję się, że za którymś krokiem mogą nie wytrzymać i po prostu się złamać. Nawet nie wiem, czy jest to w ogóle możliwe.

— Pójdziemy jeszcze do mojego sklepu po parę rzeczy i obudzimy R.E.X'a.

— Parę rzeczy? — powtarzam. Wychodzimy z motelu, a ja czuję się dziwnie, mając na sobie coś innego niż dresy i luźna bluza. Kupiłem sobie parę ubrań, ale wydawało mi się, że nie będę nigdzie wychodził w taki upał. Mam tylko nadzieję, że nie widać moich wystających kości, żeber i nikt nie zwraca uwagi na chude nogi. Prawdopodobnie wszystkie mięśnie, na które pracowałem, zniknęły.

— Linę, czekan uprząż i jakiś przyrząd asekuracyjny. Mam nadzieję, że lubisz wspinaczkę po górach?

No chyba cię pojebało. Ale nie powiem tego głośno. 

𝓢𝓽𝓻𝓪𝓽𝓪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz