2.7 Relacja rodzinna z dużymi elementami Kailor cz. 2

170 8 19
                                    

Spotykały się. Dość często. Gdy ruda dziewczyna, która miała maski, a nie twarz, nie zajmowała się kimś, kogo kiedyś Nya nazywała bratem lub nie dbała o dom, przyzywała ją gestami lub słowami i prosiła, by siadała na kanapie. Niby była to prośba, niewinna, ale czarnowłosa czuła, że jeśli nie wykonałaby polecenia, to nie spotkałaby się z miłą reakcją. Ton Skylor był nieznoszący. Zmuszał do posłuszeństwa. Był dobrą bronią. A ona umiała bardzo dobrze ją wykorzystywać. Kiedy tylko chciała.

Spotkań nie było dużo. Skylor, wbrew wszystkim pozorom, była dość zajęta i rzadko miała czas dla niej. Nya, gdy baczniej się jej przyjrzała, stwierdziła, że pilnuje Kai'a jak psa. Albo to ona jest tak od niego uzależniona. Śmiała się z tych myśli. Ze wszystkich jej opowiadań zawsze wychodziła na silną i tak też się zachowywała. Silna dama nie powinna dać omiotać się zwykłemu mężczyźnie. Dla niej to był pikuś. Odtrącała takich w sekundy. I teraz dała się zmanipulować? Naprawdę żałosne. I śmieszne.

Nya na początku była do niej neutralna. Ale z biegiem czasu, kiedy zaczęła opowiadać więcej i ujawniała swoją nienawiść, zaczęła coraz mniej ją lubić. Gdzieś już miała, że była piękna i wyglądała absolutnie niewinnie. Ta dziewczyna ją nie znosiła. I choć wspaniale wychodziła jej gra aktorska, to kiedy były same zmieniała się w monstrum. Była zła. Nyi nie wiele zajęło, by pojąć, że skrzywdziła jej podopiecznego. Dziecko. Brzmiało to absurdalnie, bo brunet radził sobie sam, ale dziewczyna traktowała go z niezwykłą czułością. Był dla niej bardzo ważny. Do tego stopnia, że otaczała go opieką niemal matyczyną. A przecucie jej mówiło, że to jest czymś naprawdę niezwykłym i ważnym. Oraz rzadkim. Ruda nigdy nie wspominała o matce. Prawie. To był jak temat tabu i nie pojawiał się, jeśli nie było takiej potrzeby. Miała podobnie. Też unikała pewnego słowa.

Podczas tych wszystkich dni, a w końcu tygodni Nya i Kai nie za bardzo się do siebie zbliżyli. Właściwie to nie zamieniali żadnych poważnych ani długich rozmów. Ich najdłuższym zdaniem, jakie do siebie mówili to: ,,Podasz mi [dowolona rzecz]''? Nie poruszali wrażliwych tematów. A nawet gdyby Nya chciała je poruszyć, coś czuła, że pewna dama nie z tej Ziemii jej przeszkodzi. Nie znała jej dobrze, ale uważała, że wkrada się w każdy zakamarek życia Kai'a. Jak wścibska, stara baba.

Czarnowłosa próbowała doszukać się starej wersji Kai'a. Takiej, jaką znała. Kojarzyła. Szukała emocji na twarzy, tików, odgłosu chodu, przyzwyczajeń. Jej poszukiwania były daremne. Właściwie to wszystko zniknęło. Przepadło w odmęty. Obecny Kai był niczym w porównaniu z tym starym. Nie był nawet jego kopią. Czymś zupełnie nowym. I choć Nya nie chciała się do tego przyznać, to czekała, aż dziewczyna jej wszystko wyjawi. Okej, Kai mógł się zmienić, ale jej czyny nie mogły tak zmienić człowieka. Nie wierzyła w to. Było to dla niej mało prawdopodobne.

-Zastanawiasz się czasem nad tym, co mówisz!? Wierzysz w jakieś zabobony!? Ufasz dennym teorią!!? Gdy dziecko przyjdzie do Ciebie i powie, że Święty Mikołaj istnieje, też w to uwierzysz!!? Nie rozumiem, jak możesz być tak głupi!! Może zamiast wierzyć w coś prawdopodobnego, powinieneś wierzyć rzeczywistości!!? To, co JA do Ciebie mówie!! Wierzysz bardziej innym osobą niż mi!? Wierzysz w coś, co jest nieralne!!? Jesteś żałosny!! Głupi!! I okropnie dziecinny! Śmieszny!

Rzadko jeździli do miasta. To nie tak, że nie było jak, bo brunet miał samochód, a był jeszcze pociąg i autobus. Po prostu Walker nie chciała rozdrapywać starych ran. Nie wytrzymałaby tam, widząc rzeczy, które kojarzyły się jej z Jay'em. A jeszcze bardziej z jego rodzicami. Gdyby miała opcję, poszłaby do nich. Kochali ją jak własną córkę, nie odmówiliby pomocy. Nie poszłaby do Kai'a. Problem był tylko jeden. Ed i Edna dawno leżeli już w grobie. Pod marmurem, dechami i ziemią. Nie lubiła więc tam wracać. Jeździła tam tylko do lekarza. A że zbliżał się koniec III trymestru była tam u niego coraz częściej. Kai się słowem nie odezwał. W milczeniu zawoził ją, w milczeniu był z nią podczas wizyty, w milczeniu wyciągał portfel i płacił, w milczeniu wychodził i w milczeniu ją odwoził. Tak przebiegały ich wypady. Nawet nie patrzył na zdjęcie jej dziecka. Okiem nie rzucił na wykształcony organizm. Nie okazywał emocji. A potem przychodziły większe kłopoty. Ruda złośnica, zawsze wściekła, gdy wracali.

Jednostrzałowce~NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz