2.18 Mała przeszkoda-Jay & Smith Sibling

106 5 0
                                    

Jay zakochał się. Wiedział już to, gdy pierwszy raz zobaczył Nye, przybywającą po raz pierwszy do klasztoru. Wiedział to i czuł, że to rodzaj miłości od pierwszego wejrzenia, ale nikomu się nie przyznał, tym bardziej Cole'owi czy mamie. Problemem jednak nie były jego uczucia. To stanowiło najmniejszy problem.

Otóż wszystko było pięknie przez pierwsze piętnaście sekund, kiedy czarnowłosa otworzyła drzwi i weszła do środka. Potem czar prysł, gdy zobaczył Wu, pchającego małą postać na wózku. Inwalidzkim. Tak pojawił się problem nie do przeskoczenia. Jej brat.

Szybko dowiedział się, że jest to Kai, który miał tylko pięć lat, ale nie chodził od małego. Tymczasem ona miała już 19 i była prawie dorosła. Co nie oznaczało, że się nim nie zajmowała. Praktycznie nigdy nie zostawiała go samego. A Jay'owi, nawet jeśli tego nie chciał, to przeszkadzało. Nigdy nie mógł mieć Nyi dla siebie, bo przed nim zawsze stał mały Kai.

To nie było kłopotliwe dziecko. Na początku się wstydził, milczał, mało co mówił i jadł. W pierwszych miesiącach było mu trochę ciężko, bo klasztor nie był przystosowany, ale w miarę modernizacji stawał się coraz bardziej śmiały. Nie było to tak, że hałasował czy był złośliwy, widać, że było mu to dobrze, a tym bardziej był wdzięczny, ale Jay nie potrafił go polubić. Nawet jeśli działo się to nieumyślnie, mały chłopak owinął wokół siebie siostrę. A Mistrz Piorunów był oto zły.

Oni nie potrzebowali dużo. A kiedy posłali małego do szkoły (no dobra, do zerówki, ale przy szkole), liczył, że sytuacja nabierze dobrego toku. I o ile Kai czuł się tam świetnie, to Nya martwiła się o niego strasznie. Cały czas myślała, jak sobie poradzi i czy nic mu się nie stanie, a on nie mógł tego znieść. Cały czas tylko ten Kai, Kai i Kai. Nawet, jeśli był w szkole przystosowanej do jazdy na wózku.

Dlatego nową nadzieję dał mu fakt, gdy mały Smith przyprowadził, jeśli można to tak nazwać, rówieśniczkę-Skylor Chen, która równie jeździła na wózku. Spędzał z nią praktycznie cały czas, jeździł do jej domu albo Cole, Zane czy Lloyd wychodzili z nimi na spacer. I wtedy postanowił uderzyć. Nya jednak nadal była myślami z bratem. Jakby miał raka i zaraz miał zniknąć.

A kiedy Kai pojechał na nocowanie do owej Chen, cieszył się jak nigdy. Pięć dni całe dla niego. I dokładnie to nawet zaplanował. I przez pierwsze trzy dni było wszystko dobrze. A czwartego mały szerszeń zadzwonił. I cała atmosfera prysła.

Opowiadał jej, co robi i jak super się bawi, aż w końcu zapytał, czy może zostać dłużej, bo nie chce jeszcze wracać do domu. Walker odprawiał już mentalny taniec zwycięstwa, ale czarnowłosa wachała się. Nigdy nie widział tak niezdecydowanego wyrazu twarzy, więc wykorzystał jej zawahanie i zaczął przekonywać, by młody został tam jeszcze, dając wszystkie pozytywne argumenty, jakie mu wpadły do głowy, co po 30 minutach przekonało dziewczynę. Później, wieczorem, Kai zadzwonił do niego i podziękował mu w swój dziecięcy sposób, mówiąc, że jest "najlepszym wujkiem na Ziemi". Miał nadzieję, że ta radość mu wyszła.

Wspomniana radość nie trwała długo. Nic nie było po jego myśli. Ona nie mogła zapomnieć o Kai'u i tylko o nim gadała. W kinie, parku, na obiedzie, sklepie, domu. Miał tego dość i rzygał tym małym potworem (od kiedy zaczął go tak nazywać?) . W końcu zaczął go skrycie nienawidzić. Nie ukrył tego, gdy Kai wrócił do klasztoru.

Przyszedł (czy może podjechał?) do jego pokoju, zapukał, a gdy już otworzył drzwi, mały chłopiec od razu wystawił ręce przed siebie i wręczył mu największą laurkę jaką widział, przedstawiająca jego podobiznę i wielki, kolorowy napis, ostro rzucający się w oczy, głoszący: "NAJLEPSZY WUJEK NA ZIEMII!!". Potem energicznie poprosił, by ją otworzył, a on udawał, że się cieszy. Gdy to zrobił, wypadła z niej duża czekolada i mniejsza kartka-od Skylor z dużym sercem.

Jednostrzałowce~NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz