Rozdział 12

1.4K 108 7
                                    

Draco spuścił głowę, poddając się wysiłkom nakarmienia Teddy'ego. Dziecko nie połknęło nawet pół łyżeczki niemowlęcej papki a on męczył się już przeszło pół godziny. Co więcej, chłopiec ewidentnie się z niego śmiał. To obłąkane. Chłopiec zapewne ma to po Potterze. Bądź co bądź ale wspólne mieszkanie na Grimmuald Place najwidoczniej pozostało jakieś naleciałości.
- Rozczarowujesz mnie, Edwardzie.

Teddy nadął swoją pulchną twarz.

- Nienawidzi, gdy tak do niego mówisz. - powiedział Potter, stawiając na stole herbatę. Potem pochylił się i wciągnął dziecko w głupie gadki-szmatki, na co Teddy klaskał z radości. Draco z roztargnieniem podziwiał tyłek Harry'ego, a potem zauważył, że ten z łatwością wepchnął łyżkę wprost do buzi chłopca.

Przewrócił oczami. Potter wciąż był tym samym podejrzanym gościem, jakim był w Hogwarcie. Ku jego ogromnej irytacji, Gryfon ostatnio popisywał się swoimi wspaniałymi umiejętnościami rodzicielskimi. Ślizgon był co najmniej bezużyteczny. Teddy najprawdopodobniej uznał go za skrzata domowego, ducha lub jakiegoś dziwnego ptaka, który zamieszkiwał dom bruneta. To nie było tak, że mu to przeszkadzało. Absolutnie nie!

- Da, da da, dada, dada! - paplał radośnie Teddy do Pottera, zanim ten włożył mu do buzi kolejną łyżeczkę.

Brunet usiadł i zaczął przeglądać swoją książkę dla Aurorów o zaklęciach obronnych. W międzyczasie wciąż karmił chłopca wolną ręką. Gdy przy czwartej łyżce Teddy odwrócił buzię w odmowie jedzenia, Draco poczuł ukrytą satysfakcję w porażce Pottera.

Chłopiec odwrócił się, wyciągnął palec w kierunku blondyna i wybełkotał coś co brzmiało jak "owies".

Obydwaj mężczyźni zamarli w miejscu. Potem Potter uśmiechnął się, obserwując reakcję Draco.

- Dlaczego on nazywa mnie "owsem"? - zapytał Draco, podnosząc głowę.

- Powiedział "ojciec", kretynie!

Draco prychnął.

- Coś długo mu to zajęło.

- Hej, to trudne słowo. Mogłeś zaakceptować "tatę", powiedział to już dawno temu. - powiedział Potter, przekazując mu z powrotem niemowlęcą papkę.

Tata? Draco zmarszczył nos na tę myśl.

Harry pochylił się i pocałował czubek głowy dziecka.

- Dobra robota, Teddy. - pochwalił go na co chłopiec uśmiechnął się nieśmiało, zmieniając kolor swoich oczu na zielony. Draco jęknął w duchu. Edward z pewnością nie ułatwiał mu zadania.

- Hej. - powiedział niezdarnie Harry, przyglądając się blond włosom chłopca i jego zielonym oczom i bladej cerze. - Wygląda raczej jak...

- Tak. - powiedział Draco, pospiesznie chowając twarz za filiżanką herbaty.

***

Tamtego popołudnia Draco nie był obecny na Zielarstwie a Harry ledwo powstrzymywał się przed wypadnięciem z klasy. Dopiero później miał czas na pognanie do skrzydła szpitalnego. Madam Pomfrey była w swoim biurze, więc zaczął zaglądać za każde zasłony łóżek, ignorując przy tym sprzeciwy, krzyki pacjentów i okazjonalne szturchania. W końcu trafił we właściwe miejsce.
Draco spał. Harry przez chwilę stał i gapił się. Ślizgon był taki piękny - z jego twarzy zniknęło całe szyderstwo, napięcie i niechęć. Leżał oddychając miękko, za miękko, by odgłosy te można było uznać za chrapanie.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Draco jest pokryty bandażami - całe ramiona, palce, gardło i klatkę piersiową. Na twarzy zaś widać było ledwo widoczne poparzenia - najwyraźniej opatrunki zostały już stamtąd usunięte. Harry ostrożnie dotknął jego policzka i Draco otworzył oczy.

GośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz