▪︎ Rozdział 13 ‐ Trudna rozmowa z Claris ▪︎

150 14 2
                                    

Floyd prędko usunął się z pomieszczenia, zostawiając ich samych w niezręcznej ciszy. W pokoju wspólnym panował półmrok. Ogień w kominku cicho skwierczał, a hałas, który panował tam jeszcze kilka minut temu, znikł, jakby nigdy nie miał miejsca. Dziwna cisza panowała między tymi dwojga. Dziwna, niezręczna, paskudna cisza. Dorothy już ledwo kontaktowała z rzeczywistością. Nie dość, że alkohol dał po sobie znać, to zmęczenie uderzyło z podwojoną siłą. Był środek nocy, a ona, zamiast smacznie spać w swoim dormitorium, przykryta ciepłą kołdrą, stała na środku pomieszczenia, głupio wpatrując się w Cedrica.

Oboje czuli, że nie byli do końca trzeźwi. Jak i oboje nie mogli wyrzucić z głowy tego, co miało miejsce jakieś dwie godziny temu. Ten pocałunek tkwił w ich głowach odkąd się zakończył. 

— Dobrze, więc może ja zajmę jedną kanapę, a ty drugą — zasugerował Cedric, układając na obu kanapach poduszki. — Znajdę jeszcze jakieś koce i będziemy mogli iść spać. Poczekaj chwilę, proszę.

I ruszył w głąb pomieszczenia, znikając w ciemnościach, do których nie docierał blask płomieni z kominka. To był ten moment, w którym Dorothy mogła przemyśleć całą sytuację. Czy powinna zmienić zdanie i jakoś dotrzeć do swojego dormitorium, nawet jeśli ledwo stała na nogach? Czy może powinna porozmawiać z Cedrikiem, o tym, co się wydarzyło? A może powinna po prostu się położyć i zignorować tę niezręczność między nimi? W końcu istniała szansa, że jutro nikt nie będzie tego pamiętał. Wliczając to w nią i Diggory'ego.

Było tak wiele pytań i zero odpowiedzi.

— Wróciłem. Co powiesz na brązowy koc? — Uśmiechnął się, podając jej jeden do ręki.

Dorothy prędko się położyła, przykrywając się kocem jedynie do połowy. Czuła jak wiruje jej głowa, a obraz przed oczami obraca się nienaturalnie szybko. Tak, z pewnością przesadziła z alkoholem. W tamtej chwili obiecała sobie, że ostatni raz dała się namówić na jakikolwiek trunek ze strony Floyda i reszty jej przyjaciół.

Nigdy więcej, powtórzyła sobie w głowie, cicho wzdychając.

Wpatrywała się w sufit, licząc, że w końcu uda jej się zasnąć. Mimo zmęczenia i złego samopoczucia, sen nie chciał nadejść, a w myślach kołatała się tylko jedna rzecz — pocałunek z Cedrikiem. Mijały minuty, ogień w kominku powoli przygasał, cisza zdawała się coraz bardziej przytłaczająca. Diggory słyszał niepewny oddech Dorothy z drugiej kanapy, jakby leżała koło niego. Oboje czuli, jak alkohol zostawia ślady w ich organizmach, ale to Puchonka nabrała odwagi, aby rozpocząć rozmowę, której na trzeźwo nigdy, by się nie podjęli.

— Podobał ci się ten pocałunek? — To pytanie było nagłe. Zszokowała tym Cedrica i samą siebie.

I właśnie przez szok chłopak nie wiedział, co ma powiedzieć. W takiej chwili z jego ust każda odpowiedź mogła być zła.

— Ja wiem, że to dziwne pytanie... — drążyła dalej, czując się coraz pewniej. — Ale jestem bardzo ciekawa. A zważając na to, w jakiej relacji jesteśmy oraz mój stan trzeźwości, to jedyna okazja, aby cię o to zapytać. Więc... podobał ci się pocałunek?

— Dorothy... — zaczął mówić, ale dziewczyna nie dała mu dokończyć.

— Ah, nie wiem, po co pytam. Oczywiście, że ci się nie podobał. I nawet nie wiem, dlaczego mnie to smuci. Nie powinnam się tym przejmować. Przecież nie powinno mi na tym zależeć — mówiła, jakby starała się samą do tego przekonać.

Cedric spojrzał na nią. Leżała cały czas w takiej samej pozycji od godziny. Jednak coś małego się zmieniło. Czy on dobrze widział? Dorothy płakała?

Przy zachodzie słońca ~ Cedric DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz