▪︎ Rozdział 10 ‐ Czego NIE kupować Claris ▪︎

205 13 4
                                    

Mogła się domyślić, że tak będzie. Po ostatniej rozmowie z Cedrikiem, przestali się do siebie odzywać. Coś, co kiedyś było normą, teraz wydawało się jej zupełnie obce. Jakby ich relacja wróciła na stare tory, o których Dorothy już dawno temu zapomniała. Nie czuła się z tym dobrze. Wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju, a przez to pół dnia, zastanawiała się, jak rozpocząć z nim rozmowę.

Zapewne wyglądała, jak obsesjonatka, kiedy na każdej lekcji intensywnie się w niego wpatrywała, próbując wypatrzeć, czy ma przy sobie tę magiczną kartkę, na której mogłaby napisać do niego wiadomość. A nawet jeśli miał, to, co takiego mogłaby napisać? Przeprosiny? Z jednej strony nic takiego nie zrobiła, z drugiej, rzeczywiście, mogła zachować się nieco egoistycznie — tak, jak wczoraj zarzucił jej Floyd, podczas ich rozmowy.

— Jeśli chcesz go przeprosić, na pewno nie pisz do niego listu — powiedział Puchon, zauważając rozterkę przyjaciółki nad pergaminem. — Lepiej powiedz mu to w cztery oczy, niech wie, że jesteś z nim szczera.

Oczywiście miał rację, ale czy Dorothy była na tyle odważna, by przeprosić Cedrica, stojąc z nim twarzą w twarz?

— Nie chciałam pisać do niego listu. Mówiłam ci wczoraj, że mamy wspólny sposób komunikowania się. Chciałam do niego napisać i zapytać się, czy... — zawahała się, bo w zasadzie, nie miała pojęcia, jak dokończyć to zdanie. — Ah, sama nie wiem.

— Po prostu z nim pogadaj. To nie jest takie trudne. Przecież uwielbiasz rozmawiać z ludźmi.

— Owszem, ale to... Cedric. Wbrew pozorom nie znamy się za dobrze, nawet nie jestem pewna, czy on chce się ze mną pogodzić.

— Jestem pewien, że chce. Ty go może nie znasz, ale ja znam. W końcu dzielę z nim dormitorium.

Spojrzała jeszcze raz na Cedrica, po czym cicho westchnęła. Już sobie sama postanowiła, że jeszcze dzisiaj z nim porozmawia. W końcu mieli mieć razem patrol. Idealna okazja, żeby, bez zbędnych gapiów, przeprosić chłopaka. Musiała przyznać sama przed sobą, że zachowała się egoistycznie w stosunku co do niego.

Reszta dnia minęła jej odrobinę lepiej. Myśl, że wieczorem, być może, uda jej się porozmawiać z Puchonem, sprawiała, że te niewielkie wyrzuty sumienia, które dręczyły jej umysł od rana, wreszcie zniknął.

Po skończonych zajęciach, wracała do dormitorium, chcąc się prędko ogarnąć przed wieczornym patrolem. Nie myśląc, o tym gdzie podziali się Claris i Floyd, skupiła się na tworzeniu w głowie alternatywnych wersji rozmów z Cedrikiem. Z zamyślenia, nie zauważyła nawet Ralpha. Chłopak uśmiechał się do niej z drugiego końca korytarza, a Dorothy minęła go, jakby był, co najmniej jednym z duchów Hogwartu.

— Hej, Dorothy! — zawołał za nią, prędko do niej podbiegając, kiedy dziewczyna odwróciła się, by na niego spojrzeć. — Coś się stało? Macham do ciebie, a ty nie reagujesz.

— Nie, a co się miało stać? Po prostu się zamyśliłam. — Machnęła niedbale dłonią, chcąc potwierdzić, że to nic wielkiego. — A co tam u ciebie? Czemu jesteś sam?

— A to jest zasadniczo dobre pytanie. Pamiętasz Jocelyne?

— A pamiętam. Przez nią, zresztą przez ciebie też, spóźniłam się na swój pierwszy patrol — zaśmiała się cicho. — No, ale, co z tą Jocelyne?

— Cały czas kłóci się z Michaelem. Wiesz, oni są przyjaciółmi odkąd pamiętam, ale od pewnego czasu Michael zadaje się z Patricią. W dodatku, podobno są razem. Przez to Jocelyne i Michael wiecznie się kłócą. Bez przerwy. Co ze sobą nie rozmawiają, to zawsze wychodzi z tego jakaś kłótnia. Pominę już fakt, że kłócą się z rzeczy, które nie mają znaczenia.

Przy zachodzie słońca ~ Cedric DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz