▪︎ Rozdział 12 ‐ Pytanie czy wyzwanie? ▪︎

165 13 22
                                    

— Nie chcę wam przeszkadzać — powiedziała Jocelyne, kiedy razem z Ralphem i Dorothy siedziała na dziedzińcu, korzystając jeszcze z ciepłej pogody. Po ostatniej kłótni, którą sama rozpoczęła, nie miała z kim spędzać przerw. Poza Ślizgonem nie miała już nikogo. — Od kilku dni zbyt często z wami siedzę, pewnie macie mnie już dość — stwierdziła, ale spotkała się z zaprzeczeniem ze strony Puchonki.

— W porządku, nie przeszkadzasz nam. Masz szczęście, że lubię poznawać nowych ludzi. Zawsze jakieś doświadczenie, zwłaszcza że Ralph jest jedynym Ślizgonem, którego znam — odparła Dorothy, mówiąc szczerą prawdę. Była typowym ekstrawertykiem, który uwielbiał rozmawiać z nowo poznanymi ludźmi.

— Słyszałam, że Puchoni słyną z przyjacielskości, ale pierwszy raz doświadczam to na własnej skórze. Nie sądziłam, że jesteście, aż tacy mili.

— Nie wszyscy tacy są — wtrącił się od razu Ralph. — Moja siostra, Claris jest zaprzeczeniem wszelkich stereotypów na temat Puchonów. Jest wredna, leniwa, okropna, ogółem paskudna.

— Aż tak? — spytała Jocelyne, w szoku, że rodzeństwo może się tak nie cierpieć. W przeciwieństwie do Ślizgona ona ze swoją siostrą miała dobre relacje.

— To tylko ćwierć tego, co o niej uważam. W każdym razie jest przeciwieństwem Dorothy. W porównaniu do niej Dori jest aniołem.

— Nie przesadzaj. — Nieśmiały uśmiech Foxdort dał znać Ralphowi, że powinien skończyć. — Lepiej powiedz, co zaplanowałeś na swoje urodziny.

— Ja nic, ale słyszałem, że Adrian organizuje mi imprezę, co niezbyt mi się podoba.

— A to niby czemu? — Nie ukryła zdziwienia. Była pewna, że Ralph byłby zadowolony z przyjęcia urodzinowego.

— Chyba przeze mnie — odparła cicho Jocelyne, doskonale wiedząc, co było tego powodem. — Przeze mnie i Michaela, prostując.

— Przez to, że się do siebie nie odzywacie. Nawet na siebie nie patrzycie — burknął. — A wiesz, Dorothy, co się dzieje, kiedy są w jednym pomieszczeniu? Albo się wyzywają, albo obarczają winą. Po prostu nie da się tego słuchać. Dlatego wiem, że jak spotkają się na imprezie, będą się kłócić i zniszczą całą atmosferę.

— Już ci przecież mówiłam, że zostanę u siebie w dormitorium — powiedziała Ślizgonka, biorąc na siebie odpowiedzialność. — Nie zamierzam z nim spędzać czasu, więc dla twojego i mojego dobra, nie przyjdę na imprezę.

— Szkoda tylko, że chciałbym, abyście oboje byli na moich urodzinach. Właśnie, dlatego nie chciałem tej imprezy. Bez sens, ale co zrobisz. Adrian już pozapraszał ludzi.

Dorothy zaczęła się zastanawiać. W końcu ona również organizowała przyjęcie, tyle że dla Claris, na której miał pojawić się Cedric. A przecież, według wszystkich ona i Diggory byli pokłóceni. Claris nie pomyślała, proponując jej pomysł z imprezą, że to może zniszczyć jej urodziny? Co prawda, ich relacja uległa zmianie, ale nikt prócz Floyda, nie miał o tym pojęcia.

Dlatego, kiedy tylko nadszedł dzień urodzin bliźniaków, Dorothy zaczęła się stresować. Tego dnia wszystko mogło pójść nie tak. W każdej chwili mogła przypadkiem pokłócić się z Cedrikiem, czy też przypadkiem mogło wyjść na jaw, że się pogodzili. Nie ważne, co by się nie wydarzyło między nimi, wszystko mogło zniszczyć urodziny jej najlepszej przyjaciółki.

Pokój wspólny Puchonów był już gotowy. Przy kominku na niewielkim stoliku kawowym, stały przygotowane przekąski oraz napoje, a za jedną z kanap była nieduża sterta prezentów dla Claris. W pomieszczeniu panował półmrok, powodowany przez kilka zapalonych na ścianach świec. Ogólna atmosfera była typowo Puchońska, taka, jaką uczniowie tego domu uwielbiali najbardziej.

Przy zachodzie słońca ~ Cedric DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz