▪︎ Rozdział 6 ‐ Pierwszy patrol ▪︎

240 16 5
                                    

Tak, jak myślała. Kiedy tylko się obudziła, już wiedziała, co ją czeka. Wystarczyło, że zeszła do pokoju wspólnego, a prefekt naczelny, niemal od razu obsypał ją nowymi grafikami na najbliższy tydzień. Z przymusu musiała się do tego dostosować, nawet jeśli godziny nie były dla niej odpowiednie.

Całe szczęście istniała jedna rzecz, która w jakimś stopniu ją pocieszała: Fakt, że wkrótce i tak wszystko zostanie zmienione.

Dlatego starała się nie przejmować tym, że pierwszy patrol miała z Cedrikiem. I to nie tak, że tego nie chciała. Po prostu bała się, że po patrolu, znowu nie będzie mogła na niego patrzeć. A przecież powoli — bardzo powoli — zaczynało się wszystko układać.

Zamierzała go ignorować przez cały dzień, aż do wieczora, tylko dlatego, żeby nikt się o nich nie dowiedział. Nowa przyjaźń z Cedrikiem nadal miała pozostać tajemnicą. Przynajmniej przez jakiś czas. Dorothy sama musiała się do tego przyzwyczaić. To było dla niej czymś nowym, może nawet nieco dziwnym. Bo przecież nigdy, by nie pomyślała, że kiedyś ich relacje mogą się zmienić.

Biegła korytarzem, ledwo oświetlonym przez zwisające świece, chcąc zdążyć na patrol. Na zewnątrz już zdążyło się ściemnić, a znaczna część uczniów spędzała wieczór w dormitoriach. Nigdy nie mogła zrozumieć sensu patroli na początku roku, gdzie większość nie miała nawet siły, żeby pałętać się po zamku. Były one po prostu stratą jej czasu.

— Dorothy, zaczekaj. — Usłyszała za swoimi plecami znajomy głos. Była bardziej, niż pewna, że to Cedric, ale kiedy się odwróciła, a pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to zielony krawat, trochę odetchnęła.

— O co chodzi, Ralph? — spytała, przyglądając się mu. Rozczochrane brązowe włosy, świecące z ekscytacji oczy, a do tego ten specyficzny uśmiech. Wiedziała, że nie szukał jej bez powodu.

— Chodź ze mną, to wszystko ci powiem. — Chwycił ją pod ramię, ale Dorothy grzecznie się odsunęła.

— Teraz? Trochę się spieszę, zaraz muszę stawić się na patrolu.

— Nie wierzę, że tobie — podkreślił — spieszy się na patrol. Znam cię nie od dziś, do patrolów jesteś ostatnia, szczególnie, gdy masz go z Diggorym.

— To mój pierwszy patrol, nie mogę go zawalić, już na początku roku — argumentowała, licząc, że to w czymś pomoże. Naprawdę brakowało jej czasu na rozmowy.

Tyle że Ralph, zachował się zupełnie przeciwnie, niż się spodziewała. Wciąż się upierał.

— Zajmę ci maksymalnie pięć minut — zapewnił. — Chcę ci tylko coś powiedzieć, ale nie chcę, żeby wszyscy to słyszeli. — Pociągnął ją na bok korytarza, upewniając się, że są sami. — I od razu mówię, nie oceniaj mnie.

— W porządku, słucham. — Westchnęła, opierając się barkiem o ścianę. Ukradkiem zerkała na zegarek, nie chcąc się spóźnić. Nie, kiedy miała mieć swój pierwszy patrol. Diggory z pewnością pomyślałby sobie, że specjalnie przyszła później, by nie spędzać z nim zbyt wiele czasu. W każdym razie tak uważała Dorothy.

— Zgłaszam się do Turnieju Trójmagicznego.

Dorothy wybałuszyła oczy.

— Ale, jak to się zgłaszasz? Kiedy ty masz urodziny? Przecież trzeba mieć siedemnaście lat.

— Przykro mi, że nie pamiętasz. — Zaśmiał się cicho. — Ale mam za trzy tygodnie. Także, spokojnie zdążę się załapać.

— A Claris? Wie, że się zgłaszasz? — pytała dalej, średnio w to dowierzając. Sądziła, że nie bez powodu turniej ma ograniczenie wiekowe.

Przy zachodzie słońca ~ Cedric DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz