3. Kalina & Grover Underwood

311 5 1
                                    

Grover zasiadł na miękkim mchu, który porastał wielkiego kamienia po środku lasu. Promienie słoneczne próbowały przebijać się przez wielkie korony drzew, jednak tylko niewielu udawało się to. Gąszcz była delikatnie oświetlona, lecz przyroda tutaj świetnie sobie radziła. Krzewy rosły oplatając inne rośliny, zwierzęta ukrywały się w swoich norkach, a trwa lśniła delikatnie rosą.

Satyr wdychnął te idelanie czyste powietrze, nie zanieczyszczone przez ludzi. Pachniało tu prawdziwymi roślinami, siercią zwierząt i grzybami, które o tej porze roku powoli zaczynały zakwitać. Groverowi brakowało tak czystego powietrza, kiedy wyruszał na misję. W miastach i na morzach czuł tylko zanieczyszczenia, opary z samochodów i domów oraz okropny odór śmieci, wywalanych jak popadnie.

- Grover? Jednak przeszedłeś. - usłyszał za sobą głos i wstał z kamienia, odwracając się w stronę dźwięku.

Stała tam piękna, niska, drobna dziewczyna z elfim wyglądem. Jej szczupłe ciało zdobił zielony chilton i sandałki. Włosy uczesane w warkocza, zatem jej szpiczaste uszy były widoczne jak na tacy. W jej zielonkawych oczach czaiły się wesołe ogniki, a na jej twarzy przyjazny uśmiech, który spowodował, że zarówno on się uśmiechnął. Satyr czuł jakby serce zabiło mu mocniej.

- Tak. - odpowiedział krótko i usiadł z powrotem. Dziewczyna zasiadła obok i nieco nieśmiało chwyciła go za wielką dłoń.

Grover zauważył, że kolor na jej policzkach zrobił się jeszcze bardziej zielony i zachichotał cicho. Zarumieniła się, a Grover tak uwielbiał ją w takim wydaniu. Wydawała mu się taka niezdarna, nieśmiała i tylko jego. Czasem zastanawiał się, jakim cudem taka piękna kobietka zwróciła na niego uwagę.

Sam chyba nie pomyślał, że spotka go takie szczęście, bez Pana, którego szukał całe życie. Myślał, że tylko jego znalezienie w pełni go usatysfakcjonuje. Wciąż chciał go znaleźć i to bardzo, lecz teraz w jego życiu znalazła się ona - leśna nimfa, w której zakochał się do szaleństwa, choć nie zawsze pokazywał jak wielkie jest jego uczucie.

Jednak na jej twarzy znalazł coś jeszcze oprócz szczęścia, wydawała się taka zamyślona i jednocześnie smutna, choć dobrze maskowała to przed nim. Jednak satyrzy świetnie odczytywali emocje, a jej stawały się coraz bardziej dobijające. Grover poczuł wyrzuty sumienia, że to właśnie z jego powodu dziewczyna tak mocno się denerwuje.

Musiał udowodnić radzie starszych, że rzeczywiście miał jakiś kontakt z Panem, ponieważ nikt nie wierzył mu, że ten przemówił do niego w tamtym roku. Gdyby nie znalazł dowodów, mógłby stracić licencję poszukiwacza, a to byłby dla niego koniec. Jednak jedynym sposobem znalezienia go i udowodnienia swojej racji, było pójście do labiryntu.

Choć zdawał sobie sprawę, że była to ostateczność, bał się. Miał naprawdę wiele wątpliwości w tej sprawię i wcale nie dziwił się swojej ukochanej, że ta chciała odwieść go od tego pomysłu. Labirynt był miejscem tak niebezpiecznym i nieprzewidywalnym, że gdyby znalazł się na jej miejscu, również obawiałby się o jej życie. Dlatego ciężko było mu podjąć tą decyzje, a dni mijały niemiłosiernie.

- Wiem o czym myślisz, Grover. Chciałabym powiedzieć ci, żebyś tam nie szedł i został ze mną bezpieczny... - zaczęła, a ten odwrócił głowę w jej stronę. - Ale wiem, że nie mogę. Musisz sam zdecydować, żebyś później był szczęśliwy. Ale ja zawsze będę na ciebie czekać.

Kiedy dziś poprosiła go o rozmowę, bał się, że będzie chciała z nim zerwać, albo coś równie złego. Jednak tego chyba się nie spodziewał. Driada od początku nie była pozytywnie nastawiona do tej podróży i nawet nie przeszło mu przez myśl, że kobieta zechce się zgodzić na jego wyprawę. A on liczył się z jej zdaniem.

- Dziękuję, Kalinka. - tylko tyle był w stanie powiedzieć w swoim szoku.

Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie i położyła swoją głowę na jego ramię przez co zapach jej rudawych włosów dostał się w jego nozdrza. Pachniały niczym liście drzew i powiew świeżego wiatru. Oparł głowę o jej i zamknął oczy. Poczuł jej małą dłoń na swojej i pogłaskał ją kciukiem. Choć nic nie widział, był niemal pewien, że zarumieniła się więc uśmiechnął się jeszcze szerzej.

Odczuwał przy niej spokój i gdyby nie liczyć zadania, które przed nim stało, cieszył się z życia jakie posiadał. Miał niezastąpionych przyjaciół, cudowną dziewczynę, z która tak wiele go łączyło i Pan, który odezwał się do niego rok temu. Wciąż byłby tym faktem podekscytowany, gdyby nie to, że nikt mu nie wierzył. Nikt oprócz jego bliskich, których słowa nie liczyły się dla rady starszych satyrów.

- Zawsze gdy do mnie przychodzisz, jesteś coraz bardziej zamyślony i zdesperowany. Nawet myślałam, że umawiasz się z innym drzewem. - jej wyznanie zdziwiło go jeszcze bardziej niż to, że nie ma nic przeciwko jego podróży do labiryntu.

Spojrzał na nią zszokowany i puścił jej dłoń. Nie miał pojęcia, że nimfa tak odebrała jego zachowanie. Zaczął gwałtownie kręcić głową, przecząc jej słowom. Wydawał się być naprawdę przerażony myślami swojej dziewczyny.

- Kalinka nie! - niemal krzyknął. - Nawet tak nie myśl. W życiu nie spojrzałbym na inne drzewo skoro mam ciebie. - dodał nieco spokojniej. - Ja czasem dziwię się tobie, że ze mną wytrzymujesz. - odparł po chwili, spuszczając wzrok.

- Bo cię kocham, koziołku. - wzruszyła ramionami, jakby cała niepewność o uczuciach Grovera zniknęła w ciągu sekundy. Powiedziała to z takim uczuciem, aż satyrowi serce zabiło mocniej.

Przytulił jej delikatne, zielone ciałko do siebie. Wszelakie wątpliwości z obu stron zniknęły jak kamfora. Siedzieli na wielkim omszonym kamieniu, tuląc się do siebie z wielkimi uczuciami. Nawet strach i smutek ustąpił ich wielkiej miłości i zostawił ich w spokoju, widząc jak wielkie uczucia emitują wobec siebie.

Percy Jackson || one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz