2. Grover Underwood & Reader

653 11 0
                                    

Grover jako opiekun bardzo się starał. Był przydzielany do różnych szkół w poszukiwaniu młodych herosów, którzy jeszcze wtedy nie mieli pojęcia o swojej wyjątkowości. W ten sposób poznał (T.I) piękną uczennice ostatniej klasy w Westover Hall. Satyr wyglądał jak w jej wieku, choć wiedział, że na pewno był od niej starszy - satyrowie dojrzewali nieco inaczej.

W pierwszy dzień kiedy przyszedł do szkoły, dyrekcja poprosiła aby ta pomogła mu odnaleźć się w nowej sytuacji. I tak też zrobiła: oprowadziła go po szkole, przedstawiła swoim znajomym, nauczycielom. Jako przewodnicząca szkoły miała takie obowiązki, jednak wiedział, że lubiła to robić. Opowiadała o szkole z taką pasją, że satyr na chwilę zapomniał, po co w ogóle tu przyszedł.

Następne tygodnie widywał ją niemal codzienne, z początku pytała się, czy dobrze czuję się w szkole, a później jej pytania zrobiły się coraz bardziej prywatne. Grover choć wiedział, że nie po to znalazł się w szkole, nie umiał powstrzymać się, żeby z nią nie porozmawiać. Siedzieli wtedy wspólnie w parku koło szkoły, a czasem nawet u niej w domu, gdy nie mogli znaleźć dla siebie miejsca. Oczywiście nigdy nie powiedział jej prawdy o sobie, nie mógłby.

Bowiem Grover był satyrem - pół człowiekiem, pół kozłem. Szukał młodych herosów, których musiał bezpiecznie przeprowadzać do obozu dla takich jak oni. Chłopak wyczuł w tej szkole dwoje takich jak oni, obserwował ich z ukrycia i starał się ich chronić jak było to tylko możliwe. A jednak wciąż jego myśli odpływały od tego co rzeczywiście powinien robić. Czuł, że zawodzi, kiedy nie myślał o młodych herosach. Jednak w obecności nowej koleżanki, nie umiał inaczej. Przy niej zapominał o potworach, bogach i, o zgrozo, nawet o Panu - Bogu dzikiej natury. Satyrowie wieki spędzili na jego poszukiwaniu, jednakże żadnemu jeszcze nie udało się go znaleźć.

- Grover, jesteś tu? - podniósł zdziwiony głowę i zobaczył przed sobą uśmiech, od którego brakowało mu tchu. - Mówiłam do ciebie od dziesięciu minut, ciołku. - dodała z rozbawieniem i pokręciła głową, otwierając drzwi wejściowe do szkoły.

Stali teraz na korytarzu pełnym uczniów. (T.I) parę razy krzyczała w ich stronę, upominając ich, jak na przewodniczącą szkoły przystało. Grover uważał, że świetnie nadawała się do tego zajęcia, choć w ostatnich dniach, ciężko w ogóle było mu się skupić na szkole. Zaczął wyczuwać tu potwory, w miejscu gdzie znalazł dwójkę herosów, a to nie wróżyło niczego dobrego. Pilnie musiał zawiadomić Percego lub kogokolwiek z obozu. Choć ściągnięcie swoich przyjaciół wydawało mu się najlepszym rozwiązaniem.

- Grover, spotkamy się na długiej przerwie? - usłyszał i spojrzał na (T.K.W) włosą i zauważył na jej twarzy mniej rozbawienia niż wcześniej. Musiała zauważyć, że coś go gnębi.

- Jasne. - odpowiedział tylko i chcąc ją uspokoić uśmiechnął się i czym prędzej postanowił skontaktować się ze swoimi przyjaciółmi.

Jutro był ostatni dzień szkoły, prawdopodobieństwo, że potwory zjawią się tu było większe niż sto procent. Jednak przez jego głowę przeszła niespokojna myśl: Po bezpiecznym odprowadzeniu herosów do obozu, wrócę w poszukiwanie Pana, bądź zostanę w obozie. Myśl, że jego kontakt z (T.I) mógłby osłabnąć lub zginąć całkowicie poczuł okropny ból w sercu. Lubił ją naprawdę mocno, lecz mógł się tego spodziewać. Dziewczyna była śmiertelniczką i choć takie zakończenie było niemal oczywiste, poczuł chęć rzucenia tego wszystkiego i być z nią szczęśliwy. Choć wiedział, że i tak nie zrobiłby czegoś takiego.

                                   *

Zakończenie roku szkolnego póki co odbywało się spokojnie. Dwójka młodych herosów była pilnowana przez Grovera opartego o ścianę. Percy, Thalia i Annabeth już podążali w ich stronę by pomóc bezpiecznie zarekwirować młodziaków, a potwory, choć wyczuwalne, wciąż były niewidoczne, na jego szczęście.

Percy Jackson || one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz