4. Luke Castellan & OC

606 14 0
                                    

Emma nienawidziła momentu kiedy ktoś uważał ją za słabą. Gardziła osobami, które przynajmniej odważyły się podważyć jej silną wole i odwagę. Jednak i zdarzali się tacy, ba, takich osób było wiele. W obozie herosów nie była uważana za kogoś przyjaznego, można nawet by rzec, że nie lubili jej, nawet jej własne rodzeństwo uważało ją za kogoś kogo woleli unikać, lecz nie ze strachu, ale z innych powodów.

Choć była córką Aresa jej umiejętności w walce były niewielkie. Ćwiczyła codziennie, starała się sama tworzyć broń dla siebie, aby była idealna. Jednak to było na nic. W niemal każdej walce.upadała na ziemię z rozcięciem, skręceniem a czasem nawet złamaniem. Lecz ona miała to do siebie, że chociaż miała wiele wątpliwości, nigdy się nie poddawała.

Nawet teraz kiedy siedziała po środku lasu z rozcięciem na ramieniu, które dość obficie krwawiło. Spędzała czas na ziemi, pokrytej mchem. Wiatr przywiewał delikatną woń drzew, liści, grzybów. Korony drzew przyćmiewały promienie słoneczne, które próbowały dostać się do lasu. Kwiaty budziły się do życia, ptaki siadały na gałęziach, ćwierkając pieśni, które uspokajały ją jak nic innego.

Wciąż trzymała swoją ranę, nie zwracając uwagi, że jej dłoń jest cała pokryta krwią. Z trudem powstrzymała łzy, jednak jedna niewielka kropla wyszła z jej oka, mieszając się z potem i raną, która przecinała jej policzek. W jej głowie pojawiło się pytanie, które zbyt często tam tkwiło: dlaczego ja muszę być inna? Dlaczego ja muszę przynosić wstyd dla domu Aresa?

Spojrzała na miecz, leżący obok, był tak samo bezużyteczny w jej dłoniach jak reszta broni. Sięgnęła po niego, uszkodzoną ręką jednak zaraz go puściła, sycząc z bólu. Na jej twarzy pojawiło się zrezygnowanie, zmieszane ze smutkiem. Po raz kolejny chciała udowodnić każdemu, że jest silna, a znów upokorzyła się jeszcze bardziej, kiedy Luke przy chwili walki z nią, położył ją na ziemię, choć na pierwszy rzut oka było widać, że daje jej fory. Wtedy wzrok jej rodzeństwa spowodował, że wstała i przyszła tutaj. Nie chciała iść nawet do uzdrowicieli. Chciała po prostu pobyć sama. O niczym innym teraz nie marzyła.

- Emma, wszystko w porządku? - usłyszała za sobą głos i spokojnie odwróciła się. Widząc Luka, który przymierza w jej kierunku, w jej oczach pojawił się wstyd.

Luke był chyba jedynym człowiekiem, który czasem z nią rozmawiał. Byli tylko znajomymi, jednak dla niej człowiek, który nie wstydzi się przy niej siedzieć, był kimś wyjątkowym. Nawet jeśli on o tym nie wiedział, ona bardzo lubiła jego towarzystwo. Choć ich bitwa przed chwilą spowodowała, że wcale nie cieszyła się, że go widzi.

- Tak, jest okej. - odpowiedziała, chcąc zamknąć temat, jednak on podszedł bliżej i usiadł obok niej, po lewej stronie, mając doskonały widok na jej ranę.

- Przepraszam za to, nie chciałem zrobić ci krzywdy. - przegryzł wargę i wziął jej ciepłą dłoń, odsunął od rany i położył na nią swoją zimną rękę. Dziewczyna zadrżała pod wpływem jego dotyku i zauważyła, że wyciąga z kieszeni buteleczkę nektaru i bandaż.

- Luke, nie musisz mi pomagać. - chciała się wyrwać jednak jego ręce ją przetrzymały.

- Emma, wiem o czym myślisz. Że jesteś do kitu i zadajesz sobie cierpienie aby siebie ukarać za to, że walczysz gorzej od swojego rodzeństwa. Nie powinnaś tak myśleć. Daj sobie pomóc. - dziewczyna była pod wrażeniem tego jak chłopak łatwo odczytał jej emocje.

Nic więcej nie powiedziała i patrzyła jak chłopak z delikatnością przemywa jej rany. Z bliska jego wielka blizna na twarzy, nie wyglądała wcale tak strasznie. Jego blond włosy niechlujnie układały się na czole, a oczy wpatrzone miał w jej ramię. Niepewnie uśmiechnęła się na jego troskę, chyba nigdy nie poczuła się tak przyjemnie.

- I gotowe, ale powinnaś później jeszcze raz to przemyć i iść do uzdowicieli. Wygląda na dość głęboką. - odrzekł i spojrzał w jej oczy, które z dokładnością skanowały przystojną twarz chłopaka. -  Nie przejmuj się, że przegrałaś. Każdemu może się zdarzyć. - odparł, jednak jego wzrok, mówił, że myślał całkowicie o czym innym.

- Ale mnie nie martwi to, że przegrałam z tobą. Jesteś naprawdę rewelacyjny w walce i byłabym zdziwona gdyby rzeczywiście udałoby mi się cię pokonać. - zaczęła, odwracając wzrok. - Mnie martwi to, że moja rodzina musi się za mnie wstydzić. Patrzą na mnie jak na ostatnią ofiarę losu. - dwa zdania niemal wyszeptała ze smutkiem.

Nie lubiła o sobie mówić. Zawsze wolała sama radzić sobie ze swoimi problemami. Jednak przy nim czuła się dziwnie bezpiecznie, choć znała go tylko z widzenia. Chłopak nic nie odpowiedział, a ona poczuła wyrzuty sumienia, że użalała się nad sobą. Westchnęła ciężko i przeprosiła go i wstała z zamiarem pojścia dalej na spacer, jednak zatrzymała ją jego dłoń.

- Nie przepraszaj. Może nikt z mojego rodzeństwa nie traktuje mnie gorzej, ale czy ty nie czujesz, że nasi boscy rodzice mają nas gdzieś? Zostawiają nas i musimy sobie radzić, a w takich sytuacjach zamiast pocieszyć, patrzą na nas z góry i zapewne oglądają nas jak dobry film w kinie. To również w jakiejś części jest ich wina. - dziewczyna po krótkim zastanowieniu kiwnęła głową i usiadła z powrotem.

- Zgadzam się w stu procentach. Czasem próbowałam porozumieć się z ojcem, ale on nigdy ze mną nie rozmawiał. Słyszałam, że parę osób z mojego rodzeństwa miało tą przyjemność go spotkać, ale co z resztą? Smutna prawda dziecka Boga. Jesteśmy skazani na niesprawiedliwości. - rzekła. - Ale szkoda w ogóle o tym rozmawiać. - dodała po chwili. - Idę się przejść dalej, jakoś nie chcę tam wracać na kolację.

- Mogę pójść z tobą? - zapytał, a ta z uśmiechem kiwnęła głową. Chłopak wstał i ruszyli przed siebie, dyskutując o wszystkim i o niczym. Narzekali na swoich boskich rodziców, na obóz herosów, a w późniejszym czasie nawet śmiali się do rozpuku, opowiadając sobie historię z wielu lat, przebywając tutaj.

Posyłali sobie w między czasie potajemne uśmiechy, zaś ich dłonie delikatnie muskały się przy każdym ich ruchu, powodując ciarki na ciele obydwojga. Jednak szli dalej, nie zwracając uwagi, że oddalili się na tyle, że przestali słyszeć odgłosy z obozu. Dla nich ta chwila mogła się nie kończyć.

Percy Jackson || one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz